Hanna Pasterny - Moim zdaniem Jerzy Ogonowski, niestety, ma sporo racji. Wielu niewidomym i niedowidzącym nie chce się pracować, są przyzwyczajeni, że wszystko im się należy i wszystko ktoś za nich załatwi. Wybierając uczelnię sprawdzają, czy jest na niej pełnomocnik ds. niepełnosprawnych studentów. Zamiast na bieżąco rozwiązywać problemy z wykładowcą, niejeden niewidomy student woli biec na skargę do pełnomocnika. Jeśli nawet na zajęcia przyjdzie tylko kilka razy w semestrze, otrzymuje specjalne stypendium. Studiuje więc w nieskończoność, oby jak najdłużej, bo po co zaprzątać sobie głowę pracą. Jeśli nie ukończy danego kierunku studiów, jest bezkarny i nie musi zwracać zainwestowanych w niego pieniędzy.  

Najwyższy czas to zmienić, gdyż obecny system sprzyja bierności i roszczeniowej postawie. Rozmawiałam na ten temat z kilkoma posłami.

    Kolejnym problemem jest nadmiar wyjazdów organizowanych przez różne stowarzyszenia. Niedowidzący młody człowiek powiedział mi wprost, że w ogóle nie myśli o pracy, ponieważ dzięki wyjazdom z CROSS-u po pół roku nie ma go w domu, poza tym jest turnus rehabilitacyjny, PZN-owskie szkolenia i wypady z innymi organizacjami. Gdy byłam na kursie wizażu Fundacji Instytut Rozwoju Regionalnego, parę osób nie dotrwało do końca i pojechały na weekend organizowany w Jachrance przez "Szansę dla Niewidomych". Chętnych na wizaż było dużo, z powodu ich wyjazdu miejsca nie zostały w pełni wykorzystane. Uważam więc, że tacy wieczni beneficjenci powinni z tego tytułu zapłacić karę. Może dzięki temu nauczyliby się odpowiedzialności i szacunku do nie swoich pieniędzy.  

Byłoby również dobrze, gdyby organizacje działające na rzecz niewidomych stworzyły wspólną bazę danych, w której zamieszczano by informacje, kto w jakim szkoleniu brał udział. Dopóki taka baza nie powstanie, przynajmniej "CROSS" powinien baczniej się przyjrzeć swoim członkom i ograniczyć możliwość brania udziału w wyjazdach wciąż przez te same osoby.

Wielu niedowidzących dziwi się, że pracuję, w dodatku w innym mieście. Oni nie mogą, bo na orzeczeniu wyraźnie jest napisane, że są całkowicie niezdolni do pracy. To świetna wymówka i usprawiedliwienie lenistwa. Taką postawę znacznie częściej obserwuję u niedowidzących niż u niewidomych. Podoba mi się system brytyjski, w którym odrzucenie przez niepełnosprawnego oferty pracy wiąże się ze zmniejszeniem renty, a trzecia odmowa z całkowitym jej odebraniem.  

Oczywiste jest, że nie wszyscy niepełnosprawni mogą pracować, ale zdecydowana większość tak.