Oceny i propozycje   

    Z przewodniczącym GKR - Janem Sidłem i sekretarzem GKR - Ryszardem Dziewą rozmawia  

 Stanisław Kotowski  

 

 Zadania Głównej Komisji Rewizyjnej PZN

   S.K. - Według Statutu PZN:   

"Do zakresu działania Głównej Komisji Rewizyjnej należy:  

1) kontrolowanie działalności statutowej, gospodarczej i finansowej władz Związku wszystkich szczebli i jednostek organizacyjnych Związku oraz przedstawianie wniosków i zaleceń pokontrolnych,  

2) opiniowanie rocznych sprawozdań finansowych Związku oraz występowanie w razie potrzeby z wiążącym wnioskiem o wydanie opinii przez biegłego księgowego,  

3) składanie sprawozdań na Krajowym Zjeździe Delegatów i występowanie z wnioskami o udzielenie absolutorium ustępującemu Zarządowi Głównemu,  

4) występowanie z wnioskami do Zarządu Głównego o zawieszenie członka Zarządu Głównego, członka zarządu okręgu lub całego składu zarządu okręgu,  

5) występowanie z żądaniem zwołania nadzwyczajnego posiedzenia Zarządu Głównego oraz nadzwyczajnego Krajowego Zjazdu Delegatów w wypadkach szczególnej wagi, /.../".  

   Dalsze punkty dotyczą wewnętrznych spraw komisji, nadzoru nad komisjami niższych szczebli, uchwalania regulaminów działalności komisji itp.   

Merytoryczne zadania nie są jasno określone. Jak Panowie widzą rolę GKR, czym powinna się zajmować?   

J.S. - GKR powinna kontrolować działalność całego Związku. Jednak zapis dotyczący kontroli spółek jest tak zredagowany, że organy Związku, jakby nie miały prawa kontrolować działalności swoich spółek. Są wydarzenia, które bulwersują członków. Gdyby jednak GKR chciała wejść na teren spółki i skontrolować, okazuje się, że nie jest to możliwe.  

R.D. - W statucie jest rzeczywiście niewiele na temat zadań GKR. Regulaminy i instrukcje jednak są bardziej precyzyjne i można w nich znaleźć dokładniej określone zadania komisji rewizyjnych kół, okręgów i może najmniej GKR.   

W przypadku spółek należy stosować Kodeks prawa handlowego. GKR rzeczywiście nie może ich kontrolować, ale może domagać się od ZG, żeby to robił i informował GKR o wynikach kontroli i szerzej - o ich sytuacji ekonomicznej, organizacyjnej itp. Statut nie może zmieniać czegoś, co jest ustawowo uregulowane.  

S.K. - Stawiając ten problem, miałem na myśli co innego. Z cytowanego zapisu wynika, że wszystkie dziedziny działalności Związku, z wyjątkiem spółek, mogą być kontrolowane. Czy jednak wszystko w danej działalności podlega kontroli GKR? Może ona kontrolować: czy dana działalność jest zgodna z prawem obowiązującym w kraju, czy jest zgodna ze statutem Związku, czy jest właściwie udokumentowana. GKR może więc kontrolować pod względem prawnym, finansowym i formalnym. Czy jednak może kontrolować pod względem merytorycznym?  

J.S. - Jeśli chodzi o względy merytoryczne, to organem decyzyjnym jest Zarząd Główny, który składa się z przedstawicieli okręgów. Są to osoby wybrane z wybranych i podejmowanie decyzji jest ich prawem. Jednak to, czy ich decyzje są korzystne dla niewidomych też podlega ocenie GKR. Często zwracamy uwagę na sprawy, które wywierają negatywny wpływ na sytuację członków. Jeżeli jednak nasze uwagi są ignorowane, to nic nie możemy zrobić. O ile pamiętam, wszystkie uchwały zapadają zdecydowaną większością głosów.  

S.K. - A więc GKR również może kontrolować pod względem merytorycznym. Nie zgodziłbym się natomiast, że GKR nic nie może, jeżeli jej wnioski są ignorowane. Fakt, że uchwały zapadają zdecydowaną większością głosów, a nawet jednomyślnie, nie świadczy, że są korzystne dla niewidomych. A GKR ma przecież możliwości działania, z żądaniem zwołania nadzwyczajnego zjazdu włącznie.   

Jeżeli np. ZG podjąłby uchwałę o sprzedaży pałacyku przy Dankowickiej, czy GKR mogłaby oceniać tylko prawidłowość podjęcia decyzji, tj. odpowiednią większością głosów, przy odpowiedniej liczbie członków ZG i czy podjęto właściwe starania, by uzyskać najwyższą cenę? A może GKR interesuje również, czy decyzja ta jest korzystna dla Związku i dla niewidomych?  

J.S. - Trudno jest wydać opinię obiektywną. Może okazać się, że coś, co wydaje się korzystne, po latach okaże się niekorzystne. Wszystko zależy od sytuacji. Pamiętam, jak w dawniejszych latach mówiło się, że Związek musi pozyskiwać własne pieniądze na działalność, musi więc rozwijać działalność gospodarczą i organizowano spółki. Obecnie okazało się, że spółki nie wytrzymują konkurencji, nie przynoszą zysków i dyskutuje się nawet, czy są potrzebne.   

S.K. - To chyba jednak nie o to chodzi. Wiadomo, że ZG nie jest nieomylny. Na pewno też GKR nie jest nieomylna. Chodzi o samą zasadę, o prawo oceniania, czy decyzja jest korzystna, czy nie.  

R.D. - Ma prawo. Przewodniczący GKR uczestniczy w posiedzeniach Prezydium i Plenum ZG. Jeżeli zauważy, że podjęto bardzo złą decyzję, powinien problem przedstawić na posiedzeniu Prezydium czy Plenum GKR, która może domagać się jej zmiany. Tak zareagowaliśmy w sprawie naszych spółek, które są w bardzo trudnej sytuacji. Organizacja ich jest zła i w stosunku do nich podjęto bardzo złe decyzje. Dlatego wystosowaliśmy pismo do ZG PZN z prośbą o odpowiedź na kilka pytań. Odpowiedź otrzymaliśmy niepełną, która nas nie zadowoliła. Poinformowaliśmy o tym panią prezes i panią dyrektor, które uczestniczyły w naszym posiedzeniu. Mam nadzieję, że to trochę otrzeźwiło Prezydium ZG i będzie miało pozytywny skutek.   

J.S. - Prosiliśmy chyba trzykrotnie o rozmowę, ale panie nie znalazły dla nas czasu. Dlatego wystosowaliśmy pismo. Odpowiedź jednak otrzymaliśmy zbyt późno, żeby można było przedyskutować ją na plenarnym posiedzeniu GKR.   

Fakt, że GKR zgłasza problemy w oparciu o informacje, które do nas docierają, świadczy o tym, że niewidomi dyskutują o podobnych sprawach. Mamy kontakty z ludźmi przy okazji różnych spotkań i nasze wystąpienia wynikają z wypowiedzi niewidomych, kierowanych do nas, jako członków GKR.   

Pytania nie dotyczyły tylko spółek. Była też sprawa "Pochodni", zatrudniania w biurze ZG członków rodzin, zatrudniania niewidomych i wyjeżdżania obydwu pań jednocześnie na dłuższy czas. Panie tłumaczyły się tym, że zaistniała potrzeba przeszkolenia członków zarządów kół. Przeszkolenie 160 osób jest ważnym zadaniem. Uważamy jednak, że te wspólne wyjazdy nie są konieczne.   

GKR występowała do Prezydium ZG PZN o udzielenie wyjaśnień na piśmie odnośnie postulatów zgłaszanych do władz i instytucji państwowych i o sposobie załatwienia tych spraw. Ponadto występowaliśmy o informacje dotyczące sytuacji finansowej i organizacyjnej spółek PZN. Informacje w tych sprawach otrzymali indywidualnie wszyscy członkowie GKR.   

Na każdym posiedzeniu plenarnym GKR przedstawiane są wszystkie uchwały oraz postanowienia Prezydium i Plenum ZG PZN. W oparciu o zauważone problemy, opracowywany jest plan kontroli GKR.   

Reasumując mogę poinformować, że GKR obecnej kadencji do połowy lipca br. przeprowadziła 34 kontrole, którymi objęła działalność Zarządu Głównego oraz wszystkich jednostek nieposiadających osobowości prawnej, podlegających Zarządowi Głównemu oraz dwa okręgi PZN. Jednostkom kontrolowanym przekazano wiele wniosków i zaleceń. Okręgowym komisjom rewizyjnym zlecono kilka kontroli. Materiały z kontroli były przedmiotem analiz GKR, a uwagi oraz wnioski przekazywano Zarządowi Głównemu do rozpatrzenia.   

Kontrole w okręgach dotyczyły tych jednostek, z których napływały do GKR skargi członków i niepokojące sygnały.   

R.D. - Dodam, że taki negatywny stan, jaki zaobserwowaliśmy w okręgu mazowieckim nie musiałby wystąpić, gdyby ZG poważnie zareagował na nasze zalecenie, przekazane jeszcze w ubiegłym roku. ZG nie może tłumaczyć się osobowością prawną okręgów, ma nadzorować i pomagać, zwłaszcza tam, gdzie się źle dzieje. Bez tego Zarząd Główny nie byłby potrzebny okręgom.  

 Działalność spółek PZN

    R.D. - Moim zdaniem, funkcjonowanie spółek jest niewłaściwe. Przemyślenia wymagają zasady ich funkcjonowania oraz zatrudniania w nich niewidomych.   

Nie podoba mi się obarczanie czynników zewnętrznych winą za niepowodzenia spółek. Jeżeli spółki dobrze pracują, nie odgrywają one aż tak dużej roli. Panie skarżą się, że w Lublinie są drukarnie, między innymi moja, które konkurują ze spółką "Print 6", przez co spółka traci. Cechą gospodarki rynkowej jest konkurencja. W Lublinie działa ponad 50 drukarni, a w Warszawie jeszcze więcej. Konkurencja jest rzeczą normalną i obarczanie jej winą za niepowodzenia jest uciekaniem od odpowiedzialności za nieprofesjonalne zarządzanie. W ten sposób na wszystko można znaleźć wytłumaczenie. Trzeba szukać przyczyn i ich skutków, a nie winnych na zewnątrz. Trzeba ustalić, w jaki sposób można rozszerzyć działalność, z czego zrezygnować, z kim współpracować. Będą wówczas korzyści, a nie straty. Jak pisze Józef Szczurek w "Pochodni": "oby te dzieci nie narodziły się", bo mieliśmy podobnych pomysłów dosyć w przeszłości (chodzi o pomysł wirtualnych usług dla niewidomych).   

Trzeba podejścia ekonomicznego, ale i społecznego, bo w naszych spółkach są zatrudnieni niewidomi.   

S.K. - Ryszard poruszył sprawę istotną. Albo mówimy o ekonomii, albo o fantastyce. Nikt konkurencji nie lubi, ale to jest motor postępu. Nie ma konkurencji, nie ma postępu, nie potrzeba się wysilać. Jest to niewłaściwe podejście do działalności gospodarczej.  

Zdolność niewidomych do pracy  

   S.K. - Nie można głosić takich tez, o jakich pisała "Pochodnia" w rubryce "Z obrad Prezydium". Nie można twierdzić, że niewidomi nie nadają się do pracy, której celem jest zysk. No i nie można twierdzić, że niewidomi powinni być zatrudniani tylko w zakładach aktywności zawodowej, w zakładach pracy chronionej i innych, dotowanych przez budżet państwa. Przecież ZNiW i "Print 6" są zakładami pracy chronionej.  

R.D. - Nie można namawiać innych do zatrudniania niewidomych i na Prezydium mówić, że nie da się pogodzić zatrudniania niewidomych z osiąganiem zysków. Wygląda to tak, jakbyśmy wciskali niewidomych innym pracodawcom, a u siebie ich nie chcieli.   

J.S. - Na Prezydium starano się jakoś wytłumaczyć złą kondycję spółek. Przedstawiano różne warianty i również ten, że jest dużo niewidomych zatrudnionych i przez to są słabe wyniki ekonomiczne. Ale nie w tym rzecz, bo jeżeli niewidomi innym pracodawcom mają przynosić pożytek, to dlaczego nie naszym zakładom. Wydaje się, że brak tu koncepcji na funkcjonowanie naszych spółek w warunkach rynkowych.   

S.K.- Myślę, że są tu dwa problemy. Jeden - czy niewidomi mogą kierować firmami, czyli problem kierownictwa, a drugi - czy niewidomi mogą być zatrudniani na różnych stanowiskach. Jeśli mówimy o kierownikach, to wydaje się, że Zbigniew Czerski sobie dobrze radzi w spółce PZN-u, Ryszard Zyskowski, Józefa Spychała, Ryszard Mazur w spółdzielniach czy Ryszard Cebula i Ryszard Dziewa we własnych firmach.   

J.S. - Jest to na pewno problem ustawienia odpowiednich ludzi na stanowiskach kierowniczych.   

R.D. - Wiemy, że niewidomy może być dobrym kierownikiem zakładu pracy, dobrym działaczem społecznym. Wiemy też, że niewidomi dobrze kierowani, potrafią dobrze pracować. Pracują w różnych zakładach, na różnych stanowiskach, mogą więc i w naszych spółkach. Nasze spółki dawały kiedyś dobre efekty. To nie jest tak, że sprawa kończy się na jednym przegranym przetargu. Można robić różne rzeczy. Ważna jest tu polityka zatrudnienia. Czy jest ona właściwa, czy stawia się odpowiednie wymagania w stosunku do niewidomych, czy nie ma w pracy rozprzężenia, czy zastraszenia, czy czegoś jeszcze?  

Ważną rolę odgrywa stosunek do zatrudnionych pracowników. Może trzeba im pomóc, może odpowiednio pokierować, może nawet część ludzi zwolnić. Nie wykluczam, że takie osoby też są i to nie tylko widzące, które już do pracy się nie nadają, może od początku nie nadawały się, a jakimś dziwnym trafem zostały zatrudnione.   

J.S. - Uważam, że niewidomi pracownicy powinni podlegać tym samym regułom, tym samym prawom, co inni pracownicy. Nie jest tak, że niewidomy nie może nic nie robić i niech sobie będzie.   

Kadry trzeba dobierać pod względem przygotowania do pracy na danym stanowisku. Nie wystarczy, że ktoś jest niewidomy. Ważne jest, czy potrafi pracować.   

S.K. - Trudno byłoby nam tu teraz oceniać, czy ci dwaj zwolnieni kierownicy spółek byli dobrzy, czy nie. Dwóch kierowników spółek zwolniono, dwoje bardziej wyrobionych pracowników niewidomych odeszło z biura ZG PZN, do kolegium "Pochodni" powołuje się widzących. Czy nie świadczy to o tendencji?   

R.D. - Zwróciliśmy uwagę, że niewidomi nie powinni być zastępowani widzącymi. Jest tylko kwestia, czy jest tylu niewidomych, którzy mogliby podołać stawianym wymogom. Czy Związek dba o kadry rezerwowe? To właśnie jest ważne.   

Jesteśmy właśnie na kontroli w okręgu mazowieckim. W okręgu tym już któryś z rzędu dyrektor odchodzi. Czy to są ludzie źle dobierani, czy działacze nie zdają egzaminu i robią wszystko, żeby każdego dyrektora wygryźć? Można powiedzieć, że kwestia kadrowa w Związku jest zaniedbana.   

S.K. - Powiedzmy uczciwie, nie tylko w tej kadencji są kadrowe trudności, ale w poprzednich również były.   

J.S. - Chyba zapomnieliśmy, że kadry trzeba przygotowywać i doskonalić ich umiejętności.   

Wydawało się nam, że wystarczy zatrudnić niewidomych i o nic nie trzeba już dbać. W rezultacie nie ma kadry rezerwowej. Na pytanie o nią mówiono nam, że były ogłaszane konkursy, ale nikt się nie zgłaszał.   

Znaczenie informacji w życiu stowarzyszenia  

   R.D. - Uznaliśmy, że wyjaśnienia na temat spółek i na temat "Pochodni" nie są wystarczające. Ważne jest, żeby informacja docierała do członków i to niezależnie czy jest ona krytyczna, czy nie, czy chwali, czy gani. Informacja kształtuje wiedzę o Związku. Ostatnio w "Pochodni" mniej było problemowych artykułów, mniej informacji, nad którymi trzeba by się zatrzymać. Pytaliśmy, dlaczego z kolegium "Pochodni" odeszły dwie osoby, tj. Władysław Gołąb i Elżbieta Oleksiak. W ich miejsce przyszły dwie osoby, które nie są związane z naszym środowiskiem. Z pracy w kolegium "Pochodni" zrezygnował Piotr Król, który akurat odejść nie powinien. Jest bowiem i literatem, i redaktorem i z "Biuletynem Informacyjnym" współpracował i jest osobą słabowidzącą, a więc ze środowiskiem związaną. Ale te dwie pozostałe osoby, porównując z p. Oleksiak i p. Gołąbem, pasują do kolegium jak pięść do nosa.   

Zapytałem więc panią prezes i panią dyrektor, czy w "Pochodni" obowiązuje cenzura. Po dłuższej chwili milczenia odpowiedziała pani dyrektor Małgorzata Pacholec: "Nie, ale dbamy o wizerunek Związku". No tak, partyjna cenzura dbała o wizerunek PRL-u. Wygląda tak, jakbyśmy wracali do tamtego okresu. Przecież jeżeli w prasie ktoś nakłamie, musi ponieść konsekwencje.   

Chyba pani prezes i pani dyrektor nie wiedzą, że tak naprawdę brak krytyki szkodzi im. Po pewnym czasie człowiek popada w samouwielbienie i myśli, że wszystko jest dobrze. A jeszcze, gdy fałszywi przyjaciele tylko chwalą - już łatwo we wszystko uwierzyć.   

Bardziej liczyłem na nowe władze. Myślałem, że może coś w naszym Związku będzie pozytywnie funkcjonowało, zresztą wcześniej były też dobre i złe rzeczy. Ale był taki wybór delegatów. Jestem zaniepokojony zdecydowaną walką tych dwóch osób z każdym, kto ma inne poglądy. To jest naprawdę niebezpieczne. Szkodzi nie tylko tym paniom, ale Związkowi. Boję się, że takie bezkrytyczne spojrzenie na siebie i na swoją działalność, może źle się skończyć.   

J.S. - Jeżeli chodzi o "Pochodnię", to panie zwracały uwagę na jakość szaty graficznej. Porównywały tę szatę z czasopismem chyba "Integracja" i twierdziły, że to musi się zmienić, bo spadła liczba prenumeratorów, spadło zainteresowanie "Pochodnią".   

R.D. - Szata graficzna jest ważna, bo "Pochodnię" czytają słabowidzący i widzący współpracownicy, ale to nie znaczy, że trzeba zmieniać kolegium. Kolegium jest po to, żeby czasopismo merytorycznie było dobre, a na jakość szaty graficznej można zwrócić uwagę redakcji, żeby ją poprawiła.   

S.K. - Ale to nie jedyny problem. W kolegium "Pochodni" się głosuje, co ma być opublikowane, a co nie i to pod dyktando pań. O wszystkim decyduje kolegium i panie. To jest niezgodne z prawem prasowym. Według prawa, za wszystko odpowiada redaktor naczelny i autor. Kolegium jest organem doradczym. Nie może decydować kolegium, a odpowiedzialnością obarczać redaktora.

   Z przewodniczącym GKR - Janem Sidłem i sekretarzem GKR - Ryszardem Dziewą rozmawia Stanisław Kotowski  

      

S.K. - Może teraz pomówilibyśmy o tym, jakie zadania stoją przed Związkiem. Jesteście przedstawicielami organu kontrolnego, ale też od wielu lat działaczami społecznymi, znacie problemy. Co jest obecnie najważniejsze?   

Wygląda na to, że Związek traci atrakcyjność. Jak Panowie oceniają sytuację PZN-u?   

J.S. - Problem ten należy zauważyć, chociażby ze względu na zmniejszającą się liczbę członków. Jest wiele przyczyn tracenia atrakcyjności Związku. Trzeba przygotować program, który będzie satysfakcjonował członków. Jeżeli będziemy sobie wyjaśniać, że spada atrakcyjność Związku, bo legitymacja traci znaczenie, to nie dojdziemy do sedna sprawy. Chodzi o to, żeby Związek oferował coś naprawdę atrakcyjnego.   

Jest okres kampanii przedzjazdowej i potrzebna jest dyskusja o tym, jaki Związek powinien być i jakie usługi powinien świadczyć.   

R.D. - Poruszyłeś bardzo ważny problem. Uważam, że atrakcyjność Związku można osiągnąć przez bardzo dużą sprawność organizacyjną. W moim odczuciu obowiązujący schemat - duże plenum ZG i nieszczupła GKR, to już w pewnym sensie uniemożliwia sprawne działanie. Poza tym powoduje to dosyć duże koszty. Spotkania licznych gremiów są kosztowne. Uważam, że można zmniejszyć liczebność plenum do szesnastu osób. Wówczas każdy okręg będzie miał przedstawiciela i więź będzie zachowana. Może warto zwiększyć o dwie lub trzy osoby prezydium, które spotykałoby się częściej, a plenum np. raz na pół roku. Można też zastanowić się nad sposobami wyborów. W zjazdach bierze udział dużo ludzi, stąd ich mała efektywność, a odpowiedzialność się rozmywa.   

S.K. - Proponuję pogłębić dyskusję w dwóch kierunkach: atrakcyjność Związku i funkcjonowanie jego władz. Na ogół ludzi nie interesuje liczebność zarządu, tylko jego skuteczność. Związek natomiast powinien zaspokajać potrzeby swoich członków.   

Odnośnie atrakcyjności, obaj stwierdziliście, że jest ważna, ale mówimy na bardzo ogólnym poziomie - ma być dobrze. Co jednak ludzi interesuje, co można im zaoferować? Związek organizuje wycieczki, pielgrzymki, wypełnianie zeznań podatkowych, rozgrywki szachowe, wieczorki. Czy tego ludzie chcą, ilu z tego chce korzystać, co i ilu osobom możemy zaoferować?   

J.S. - Musimy sobie uświadomić, że mamy członków w różnym wieku, od niemowląt do ponad stu lat. Działalność trzeba więc dopasować do ich potrzeb. Dawniej była jakby segregacja osób niepełnosprawnych, niewidomi oddzielnie, głusi oddzielnie itd. Dla niewidomych: przedszkole, szkoła podstawowa, szkoła zawodowa, spółdzielnia, dom opieki. Nawet małżeństwa najlepiej dwojga niewidomych, bo lepiej się zrozumieją. Obecnie wychodzimy z własnego kręgu. Zaczynamy rozumieć, że niewidomi żyją w warunkach naturalnych. I do tych warunków trzeba pomóc im dostosować się. Niewidomi powinni funkcjonować w bloku, w którym mieszkają i pełnić role, ważne dla lokalnej społeczności. Poza tym trzeba zastanowić się nad przygotowywaniem niewidomych do zawodu, nad propagowaniem naszych spraw w społeczeństwie tak, żeby społeczeństwo mogło nas akceptować.   

R.D. - Prawda, tylko nie wiem, jak to wprowadzić w życie. Niewidomy jest takim samym człowiekiem jak inni, gdzieś tam zamieszkuje i ma jakieś zainteresowania. Jak do niego dotrzeć, jak go poznać i co mu zaproponować? Nie trudno pomóc tym niewidomym, którzy sami sobie potrafią radzić. Jeżeli niewidomy mieszka w bloku, to od niego zależy, czy zechce się włączyć w działalność klatkową. Każdy żyje swoimi sprawami. Nie jest to dobre, ale nie wymagajmy od niewidomych więcej niż od całego społeczeństwa. Zaprasza się 120 osób, a przychodzi 6.   

Trzeba się zastanowić, czy zależy nam na dużej liczbie członków. Na pewno atrakcyjność można by podnieść przez przyznawanie zapomóg, dotacji, talonów. Ale to już minęło i nie wróci. Są natomiast wycieczki i pielgrzymki. I jak się wydaje, korzystają z nich w osiemdziesięciu procentach te same osoby. W statystykach wygląda to dobrze, ale jakbyśmy uwzględnili wielokrotnych uczestników, już by tak nie wyglądało. Okazałoby się, że nie 5 tysięcy osób skorzystało, tylko tysiąc.   

Dobrze będzie, jeżeli zajmiemy się każdą grupą osób, która potrzebuje naszej pomocy przy pobudzeniu jej aktywności. Są grupy, które interesują się muzyką, inne twórczością literacką czy plastyczną. Nimi trzeba się zająć. Nie wymagajmy, żeby Związek był atrakcyjny dla wszystkich.   

S.K. - Poszedłeś chyba w boczną uliczkę. Chodzi nie o to, co my wymagamy od niewidomych, ale o to, czego niewidomi od nas oczekują.   

R.D. - Często oczekują świętego spokoju. Mówią na przykład, że w Związku nic się nie robi. Na pytanie, co chciałbyś, żeby robić, odpowiadają - no, coś ciekawego, żeby się coś działo. Jak się wydaje, ludzie mają potrzeby niesprecyzowane. Można powiedzieć, że trzeba kontynuować wszystko, co się sprawdziło. Może atrakcyjność polega i na tym, żeby niektórym pokazać, że są Związkowi potrzebni. Mówiliśmy o kadrach zawodowych i społecznych. Może byłoby ich więcej i byłyby lepsze, gdybyśmy bardziej dostrzegali działaczy. Społeczny aktyw też nam się kruszy. Są to staruszkowie, którzy odchodzą albo pracują z przyzwyczajenia, a nowych nie przybywa. Może należy bardziej interesować się nowo przyjmowanymi członkami, wyszukiwać i przygotowywać kandydatów do pracy społecznej.   

S.K. - No właśnie, do Związku przychodziło rocznie około 5 tysięcy nowych członków, teraz mniej. Są to ludzie w większości starsi, przeważnie słabowidzący. Osoby takie najczęściej, w swojej społeczności, funkcjonują tak, jak wcześniej. Czy dla nich Związek może być atrakcyjny? Babcia, nawet jeżeli gorzej widzi, i tak wnukami się opiekuje.   

J.S. - Osoby te też mają potrzeby. Potrzebują chociażby klubów: seniora, animacji kultury, sportowych. Są osoby, które trzymają się Związku, bo coś im jednak oferuje. Znam babcię, która ma 86 lat i chodzi na pływalnię. Korzysta przy tym z biletów, które załatwiło koło PZN-u.   

Bardzo atrakcyjne jest duszpasterstwo niewidomych. Kiedy organizowano spotkania w kościele, niewidomi nie chodzili. Zaproponowałem księdzu, żeby spotykać się w lokalu koła i przychodzi dużo osób. Tak samo jest na spotkaniach klubu seniora. Ludzie przychodzą, bo mogą się spotkać, wypić herbatkę, porozmawiać o wnukach, o chorobach, mówią, który lekarz im pomógł, jakie zdolne mają wnuki, a dzieci utalentowane. Tak jest w kole w Radomiu. To jest im potrzebne. Dzielą się radościami i troskami. I jest to dobry kierunek.   

Przy tej okazji można też pozyskać wolontariuszy. Zdarza się, że ktoś przyprowadził niewidomego do lokalu koła na spotkanie, został, podobało mu się i teraz przychodzi regularnie. Pomaga niewidomym, zadomowił się i dobrze się czuje. I to jest cenne.   

Ważną rolę spełniają też cykliczne spotkania Zarządu Koła z członkami, na których są przedstawiane informacje o bieżącej działalności Związku oraz informacje przedstawicieli władz samorządowych i instytucji o przedsięwzięciach dotyczących osób niepełnosprawnych.   

Nie mam pomysłu, jak zaktywizować młodzież. Podejmowałem różne próby, ale może jestem za stary i nie potrafię dotrzeć do nich. Kiedyś były kluby młodzieżowe. Młodzi przychodzili, coś ich łączyło. Wymaga to przemyślenia. Jeżeli ktoś się zarazi społecznikostwem, to działa.   

S.K. - Mówimy o działalności tradycyjnej. Są jednak ludzie samotni, niezaradni, którzy nie korzystają z działalności Związku, bo nie mogą, bo do koła sami nie trafią. Nie mają z kim wyjechać na turnus, pójść do lekarza, przeczytać korespondencję, iść na koncert. Próbowałem już w latach siedemdziesiątych zmierzyć się z tym problemem. Nie udało się. Późniejsze próby również nie powiodły się.   

R.D. - Ale w Warszawie problem ten został rozwiązany.  

S.K. - Jest jakoś rozwiązany, ale nie przez Związek.   

J.S. - Nawiązałem kontakty z mediami lokalnymi i przy ich pomocy propagowałem nasze sprawy i pozyskiwałem wolontariuszy.  

 S.K. - Może jednak Związek powinien przekształcić się w organizację postulatywną i domagać się rozwiązywania różnych problemów?   

Co Panowie na to, żeby podzielić zadania, koła niech robią to, co robią, co potrafią i co mogą. Im więcej potrafią, tym lepiej, tym Związek będzie bardziej atrakcyjny. Trzeba określić zadania dla okręgów, a Zarząd Główny powinien zająć się czuwaniem nad tworzeniem prawa. Może zamiast realizowania dwudziestu pięciu projektów, robiłby jeden, ale za to ten, który zaspokajałby najważniejsze potrzeby członków.   

J.S. - Myślę, że samo czuwanie nad tworzeniem prawa, to zbyt mało. Jest więcej zadań, którymi powinien zajmować się ZG, np. organizacją specjalistycznych kursów rehabilitacyjnych. Nie wszystko mogą robić okręgi, chociażby dlatego, że na ich terenie jest zbyt mało osób, którym specjalistyczna pomoc jest potrzebna. Przykładem może tu być program kulturalny "Kuźnia", który skupia 45 osób z całego kraju. Wydaje się, że z tym problemem okręgi nie poradziłyby sobie. Takich problemów jest sporo, chociażby nauka języków obcych, przygotowanie do zawodu albo przygotowanie asystentów dla niewidomych.   

R.D. - PFRON wprowadza program "Asystent osoby niepełnosprawnej". Problem będzie więc rozwiązany i PZN nic tu już robić nie musi. Asystenci zostaną przeszkoleni i będą mogli zajmować się również niewidomymi. Jest wiele obszarów, którymi już Związek nie musi się zajmować. Ale to, co Związek robi, powinien robić dobrze. Myślę, że Związek powinien być postulatywny i tam, gdzie to jest możliwe, być wykonawcą. Powinien pilnować, żeby niewidomi mogli korzystać z tego, co robi się dla osób niepełnosprawnych.   

S.K. - Dotykasz tu bardzo ważnej sprawy. Chodzi o pomaganie niewidomym, żeby mogli korzystać z tego, co inne instytucje robią: pcpr-y, mops-y, pup-y.   

Programu na jednym spotkaniu nie wypracujemy. Zasygnalizowaliśmy niektóre problemy, ale na razie nic więcej nie możemy.  

Wspominaliśmy o funkcjonowaniu władz. Obecnie mamy system przedstawicielski. Czy Panowie wiedzą, skąd on się wziął?  

J.S. - Pamiętam, że kiedyś na zjazdach wybierany był cały Zarząd Główny. Kiedy i dlaczego zostało to zmienione, nie pamiętam.  

S.K. - Pamiętam, bo byłem współtwórcą tego systemu. Zmiana nastąpiła na zjeździe, chyba w 1981 r. Chodziło o to, żeby wybory odbywały się w terenie, żeby KC PZPR nie mógł we wszystkim mieszać. Wtedy też wprowadzono brajlowskie karty wyborcze. Józef Mendruń, Zbigniew Niesiołowski i ja pracowaliśmy nad tymi zmianami. Czy jednak obecnie jest to dobry system? Czy okręgi powinny mieć swoich przedstawicieli w ZG, czy powinno być tak, żeby ten, kto został wybrany do władz centralnych, myślał o całym Związku, a nie tylko o interesach swojego okręgu? Warunki uległy zmianie. Czy obecnie jest to dobre rozwiązanie?  

J.S. - To zależy, z jakiego punktu widzenia na sprawę patrzymy. Związkowe władze lokalne uważają, że dobrze jest, jeżeli ich przedstawiciele uczestniczą w pracach ZG. Jednak nie wszyscy tak uważają. Nie tylko Ryszard, ale i Tadeusz Malawski, przed zjazdem nadzwyczajnym w grudniu ub.r. proponowali, żeby cały Zarząd Główny wybierać na krajowym zjeździe. Są jednak różne okręgi, wielkie i małe, które też chcą mieć przedstawicielstwo we władzach. Dodam, że czasem i w małych okręgach dzieją się rzeczy ciekawe, np. w Okręgu Świętokrzyskim jest dom pomocy społecznej dla niewidomych, spółka związkowa KCKN, a ostatnio ZAZ dla niewidomych. Myślę, że okręg ten powinien mieć swego przedstawiciela.   

R.D. - Obecnie przedstawicielstwo nic nie daje, oprócz prestiżu. ZG nie dzieli pieniędzy, a informacje można przekazywać na spotkaniach dyrektorów organizowanych co jakiś czas. Teraz można zmienić statut tak, żeby wybierać ludzi, na których może liczyć cały Związek. Obecnie przedstawiciele okręgów często na zebraniach posiedzą, podniosą rękę i to nie zawsze wiedzą, za czym głosowali. Należałoby wybierać osoby, które mają doświadczenie, dorobek, wykazują się autorytetem, który umożliwi im reprezentowanie całego Związku. I nie jest ważne, czy to będą dwie z Warszawy, jedna z Kielc i trzy z Gdańska. Osoby te powinny zaprezentować swój dorobek oraz zamierzenia w ZG. Dopiero wówczas można by wybierać.   

S.K. - Czy jednak by to coś zmieniło?   

R.D. - Myślę, że tak. Przede wszystkim można zmniejszyć zarząd, byłby wówczas bardziej operatywny. Gdyby do zarządu weszło więcej doświadczonych osób, można by oczekiwać lepszych rezultatów. Obecnie ciągle słyszę tylko o pani prezes i o pani dyrektor, reszty Prezydium nie widać. O pozostałych członkach Prezydium praktycznie nie wiem nic, czy zabierali głos, jak głosowali, kto był innego zdania itd.   

S.K. - Ale przecież członkowie Prezydium ZG nie są przedstawicielami okręgów. Cztery osoby są wybrane na Krajowym Zjeździe i dwie przez ZG.   

R.D. - Niestety, osoby te zostały wybrane w dużej mierze przypadkowo. Na tym Zjeździe była nietypowa sytuacja. Kilka osób, które mogły być wybrane, nie otrzymało absolutorium i tak się stało.   

S.K. - I tu dochodzimy do kolejnego, bardzo ważnego momentu. Od dawna głoszę, że członkowie powinni wiedzieć, kto jak głosuje, co reprezentuje, co popiera, czemu się przeciwstawia. Pisałem o tym na łamach "Pochodni", "Biuletynu Informacyjnego" i na łamach "BIT-u". "Pochodnia" powinna o tym informować. Prezydium nie powinno być traktowane jako monolit, w którym nie może być odmiennego zdania, a tymczasem niedopuszczalne jest informowanie, że ktoś miał inne zdanie.   

R.D. - Bo tak jest najłatwiej.  

S.K. - Najłatwiej, ale i niebezpiecznie. W ten sposób wszyscy za wszystko odpowiadają i nikt nie odpowiada za nic. Co Panowie na to?  

J.S. - Jest to problem do rozważenia. Nie wiem tylko, czy jest to moment, w którym można wytyczyć jakieś kierunki. Wszystko trzeba sprawdzić w praktyce, bo to, co kiedyś dobrze funkcjonowało, teraz funkcjonować dobrze nie musi.  

S.K. - Janku! Ale ta tajemniczość istnieje od początku, od powstania Związku. Nigdy nie było pokazywane, jak kto głosował, co mówił, czemu się przeciwstawiał. Nie było tego i dalej nie ma.   

J.S. - No, my wiemy, jakie uchwały są podejmowane, jest to do wglądu, GKR może się z tym zapoznać.  

S.K. - Ale to GKR, a co z panem Iksińskim z Warszawy i Igrekowskim z Gdańska. Co oni wiedzą? A to przecież oni będą delegatami i będą wybierać.   

R.D. - Rzeczywiście, prasa powinna podawać, ile głosów było za, ile przeciw i kto jak głosował w ważnych sprawach.   

S.K. - Przecież może być tak, że całe Prezydium jest idealne, a jeden warchoł. Czy wyborcy nie powinni o tym wiedzieć? Kiedyś przedstawiciel jednego okręgu nie uczestniczył niemal zupełnie w pracach ZG, był tylko ze dwa razy obecny na posiedzeniach. Jego wyborcy jednak tego nie wiedzieli.   

Kiedyś na łamach "Pochodni" proponowałem radykalną zmianę, a mianowicie powołanie rady programowej i małego, operatywnego zarządu. Obecnie, Zarząd Główny nie jest zarządem, a raczej właśnie radą, a jego Prezydium jest zarządem. Faktycznie chyba jest tak, że Prezydium i cały ZG chodzi na pasku.   

J.S. - Na ostatnim plenum zostały powołane komisje - statutowa i programowa. Wszystkich nazwisk nie pamiętam. Mają być opublikowane w "Pochodni", ale jest prawie to samo, co było.   

S.K. - To też jest jakiś paradoks, że ustępujące władze tworzą program dla nowych. Inna rzecz, że ten program chyba ma niewielkie znaczenie.   

Mój wniosek na nadzwyczajnym zjeździe, żeby obrady były jawne, przepadł.   

R.D. - Mówiliśmy już, że ludzie nic nie chcą, chcą mieć święty spokój.  

S.K. - No tak, a Związek chyli się chyba ku upadku.   

J.S. - Kiedy przez Związek można było pralkę kupić i odkurzacz, to się ludzie pchali.   

R.D. - Pomyślałem, żeby stworzyć takie mechanizmy, że jeśli się znajdzie niewidomy, który zechce gdzieś zafunkcjonować, to żeby Związek mu pomógł. Chodzi mi o to, żeby osobom uzdolnionym pomóc zaistnieć, wyłowić je, wyeksponować, np. muzyków. Z kimś, kto chce się uczyć muzyki, pójść tam, gdzie uczą, porozmawiać z instruktorem. Pomóc niewidomym artystom, chociażby poprawić prezencję, żeby nie wyglądali, jak półtora nieszczęścia. W tym im nikt nie pomoże.  

Odpowiedzią na wątpliwości, czy można jeszcze coś zrobić w naszym środowisku, może być działalność trenera Sławomira Podleśnego. Trafił on do spółdzielni niewidomych w Lublinie, kiedy działalność sportowa dogorywała. Wydawało się, że z tego marazmu się nie wygrzebiemy. Nikomu nic się nie chciało, każdy wolał po pracy położyć się na tapczanie, posłuchać radia, wychylić piwko albo coś mocniejszego.   

    Sławomir Podleśny w przeciągu roku potrafił skupić sporą grupę ludzi, którzy chcieli uprawiać lekkoatletykę, pływanie, grę w goolball, a przede wszystkim regularnie chodzić na treningi.   

Wierzę, że jeżeli znajdzie się osoba, która potrafi rozpalić w ludziach motywację do działania, to ludzie zrobią wszystko, żeby jej nie zawieść. Wierzę, że możemy takich ludzi znaleźć w naszym środowisku. Jest jednak u części działaczy obawa o utratę funkcji, a przede wszystkim o utratę tzw. diety funkcyjnej. To bardzo skromna kwota, ale zawsze coś. Być może jest to powód, żeby nie dopuszczać młodszych osób do pracy społecznej. Na pewno i takie niechlubne przypadki mają miejsce.   

    S.K. - Poruszyliśmy wiele spraw. Pewnie żadnej nie ujęliśmy całościowo i nie zaproponowaliśmy rozwiązania ważnych problemów. Rozmawiać jednak o nich trzeba i poszukiwać najlepszych rozwiązań. Nikt za nas tego nie zrobi.   

Dziękuję za rozmowę.   

    Stanisław Kotowski

Biuletyn Trakt, wrzesień - listopad 2007