Biografia   prasowa  

 

Dr Włodzimierz Dolański

TwÓrca pierwszej  ogólnopolskiej organizacji  niewidomych w Polsce

 Działacz w skali międzynarodowej  

Nauczyciel muzyki w szkole w Laskach

 

Życie, które uczy żyć

Dr Ewa Grodecka   

Siedzę naprzeciw dr. Włodzimierza Dolańskiego w w jego mieszkaniu przy ulicy Grottgera w Warszawie. Wysłała mnie tu "Pochodnia" z okazji upływającej w bieżącym roku siedemdziesiątej rocznicy życia i pięćdziesiątej rocznicy pracy doktora.  

- Skąd wzięło się te siedemdziesiąt lat? - mówi dr Dolański - nie ma ich. Do pięćdziesiątego piątego roku życia co roku dodawałem jeden rok, to prawda. Ale od ukończenia pięćdziesięciu pięciu lat po upływie każdego roku jeden rok odejmuję, no i obecnie czuję się tak, jakbym miał jakieś czterdzieści lat. -  

Notuję opowieści doktora o jego życiu, usiłującrównocześnie odnaleźć w niej to, co jest najistotniejsze dla czytelników "Pochodni". Bo życie ludzkie, gdy pochyla się nad nim inny człowiek, wywoływać może różne uczucia: czasem budujące, czasem trujące nienawiścią lub zazdrością, czasem zaspokajające tylko potrzebę sensacji. SŁuchając wspomnień doktora, upewniałam się coraz bardziej, że czytelnikom "Pochodni" mam napisać o życiu, które uczy żyć. Oto kolejne "lekcje życia", wydobyte z słów doktora Dolańskiego.  

I. Rok 1897:

W dalekim Bukareszcie, wśród zrozpaczonej rodziny, leżało ciężko poranione dziecko polskie - jedenastoletni chłopiec. Miał skarb - pudełko pełne uzbieranych gdzieś nabojów. W dzień urodzin króla rumuńskiego chciał przyczynić się do uświetnienia uroczystości. Nie zdając sobie sprawy z siły, zamkniętej w pudełku, zapalił je. Pierwszej pomocy udziela chłopcu lekarz, który jest kolegą ojca - inżyniera na kolejach rumuńskich. Stwierdza stan bardzo ciężki. Wzrok stracony bezpowrotnie. Prawe ramię w strzępach. Liczne rany na całym ciele. Lekarz spełnia swój obowiązek i odchodzi, aby już nie wrócić.  

Po latach wyzna dorosłemu Włodzimierzowi Dolańskiemu, że życzył mu wtedy raczej śmierci, niż życia w ciężkim kalectwie, tak, jak rodzicom życzył raczej utraty dziecka, niż wieloletniej troski, powodowanej tragedią syna, niewidomego bez prawej ręki. W poranionym dziecku nie dostrzegł związku potężnej woli życia - za co przepraszał potem dorosłego człowieka.  

II. Lata 1897 - 1902

Te dwie daty zamykają w sobie wielkie cierpienie. Wypełnia te lata walka ze skutkami wypadku. Gdy nie ulegało już wątpliwości, że Włodek żyć będzie, walka ta zmieniła charakter. Toczyła się ona teraz o pogodzenie się chłopca z życiem takim, jakie go czekało, a równocześnie o wartość tego życia, aby było na miarę zdolności i dzielności Włodzimierza Dolańskiego. Włodek uczył się w domu i żadnych  egzaminów nie składał. O szkole, aż do wyjazdu do Lwowa w roku 1902 nie mogło być mowy. To były lata cierpienia.  

- Gdy miałem szesnaście lat, zrozumiałem, że nie ma dla mnie nic. Wtedy przestałem czuć się dzieckiem. Rwałem się do nauki i brała mnie rozpacz. Rodzice nie mieli majątku i nie mogli mi pomóc. Mogłem liczyć tylko na siebie.  

III. Lata 1902 - 1922

Jednoręki hrabia węgierski - Zichy zyskał sobie wówczas sławę jako pianista. Fakt ten nasunął pani Zajchnowskiej - nauczycielce Włodka w lwowskim zakładzie dla dzieci niewidomych myśl, że i jej uczeń, choć nie widzi, może grać jedną ręką, jak Zichy. W rezultacie chłopiec rozpoczął naukę gry na fortepianie. Włożył w nią całą swą wolę życia, cały młodzieńczy zapał i tę bardzo dojrzałą wytrwałość. Okazało się, że posiada wybitne zdolności. Największa trudność leżała w opanowaniu koniecznej szybkości w przerzucaniu jednej ręki na klawiaturze z rejestru wysokiego do niskiego.W drodze  wielu codziennych ćwiczeń i tę trudność Dolański pokonał.

Po ośmiu latach nauki mógł już wystąpić z pierwszym publicznym koncertem. Odbył się on w Bukareszcie i spowodował zainteresowanie młodym muzykiem ze strony królowej rumuńskiej - Carmen Silwy. Dzięki niej Dolański otrzymał stypendium, które pozwoliło mu na studia muzyczne w Berlinie. Równocześnie nadal koncertował, występując we Lwowie, Wiedniu, Bukareszcie. Koncerty jego cieszyły się zainteresowaniem publiczności i uznaniem krytyki.  

W otwierającej się przed nim karierze wirtuozowskiej Dolański szukał nie tylko sławy. Nauka i praca w lwowskim zakładzie dla dzieci niewidomych obudziły w młodym pianiście pragnienie działalności społecznej, mającej na celu poprawienie doli niewidomych. Działalność ta wymagała funduszów - w koncertach swych widział Dolański niezawodny sposób ich zdobycia własną pracą i własnym talentem, bez odwoływania się do publicznego miłosierdzia, bez filantropii. Ale powodzenie tych planów zachwiane zostało przez uszkodzenie ręki, spowodowane forsownymi ćwiczeniami na fortepianie, a potem przewlekłym zapaleniem opłucnej. Wśród cierpień i przymusowej bezczynności mijały dla Dolańskiego lata pierwszej wojny światowej. Po wyzwoleniu stanął on wobec zmienionej sytuacji politycznej kraju i wobec nowych możliwości własnych.  

W roku 1920 przygotowywał się do tournee koncertowego po  całej Polsce. Wtedy uderzył w niego niespodziewany cios: intensywność ćwiczeń spowodowała poważne nadwerężenie mięśnia barkowego i znowu, już po raz trzeci, uniemożliwiła grę na fortepianie.  

- Czytałem wtedy opisy podróżnicze Kremera - wspomina kolega Dolański. - Trafiłem na zdanie, jakby specjalnie dla mnie napisane: "Iluż to ludzi zdolnych, a nawet genialnych, marnuje się dlatego, że nie obrało sobie właściwej drogi życia". -  

aPod wpływem tej myśli i w wyniku ciężkiej walki z samym sobą, Włodzimierz Dolański postanawia poddać się wymowie faktów i zrezygnować z kariery wirtuoza.  

IV. Lata 1922 - 1928

Mając lat trzydzieści sześć Dolański wytycza sobie nową drogę życia i wchodzi na nią bez wahania. Jest to droga wiedzy i nauki, wcale nie łatwiejsza dla niego od poprzedniej. Przede wszystkim trzeba na niej zdobyć zawodowe kwalifikacje nauczycielskie i prawo do studiów wyższych. W wyniku swych starań zostaje dopuszczony jako ekstern do egzaminu maturalnego w seminarium nauczycielskim. Otacza się płatnymi lektorami, gromadzi niezbędne pomoce naukowe. Aby móc należycie opanować matematykę, konstruuje specjalny aparat matematyczny dla ociemniałych. Tak jak dawniej po kilkanaście godzin na dobę ćwiczył się w grze na fortepianie, tak teraz pochłania wiedzę - i zdaje maturę seminarialną jako jeden ze stu trzydziestu trzech eksternów, osiągając jeden z dwóch wyników celujących. Już od początku następnego, 1922 roku szkolnego, Dolański rozpoczyna pracę nauczycielską w lwowskim zakładzie dla dzieci niewidomych z ramienia Ministerstwa Oświaty. W tymże roku zdaje maturę gimnazjalną i zapisuje się na uniwersytet.  

Wśród wybitnie przykrych stosunków rozpoczyna od dawna planowaną działalność społeczną, wspartą artykułami w prasie i organizuje we Lwowie Towarzystwo Opieki nad Dziećmi Niewidomymi. W roku 1924 uzyskuje płatny urlop nauczycielski i własną pracą zdobywa specjalny fundusz. Te środki pozwalają mu na czteroletni pobyt za granicą. Wyjeżdża do Paryża i studiuje tam pedagogikę, psychologię, socjologię i filozofię ze stałym nastawieniem na problematykę niewidomych. Równocześnie nawiązuje współpracę z francuską organizacją niewidomych i z paryską filią organizacji amerykańskiej, która drukowała tam kwartalnik, a potem miesięcznik,  dla niewidomch w Polsce pod tytułem: "Braille'a Zbiór".  

W roku 1926 otrzymuje od rządu francuskiego złoty medal za pracę społeczną. W roku następnym uzyskuje od organizacji amerykańskiej brajlowski aparat do powielania. Instaluje go u matki we Lwowie i rozpoczyna wydawanie "Pochodni", do której nadsyła artykuły z Paryża. W roku 1928 wraca do kraju z licencjatem Sorbony i z rozpoczętą pracą o zmyśle przeszkód u niewidomych.  

V. Lata 1928 - 1945

aPo powrocie z Paryża Dolański wraca do pracy   nauczycielskiej - Ministerstwo Oświaty przydziela go do pracy w Laskach. Równocześnie zapisuje się na Uniwersytet Warszawski i na podstawie pracy przywiezionej z Paryża uzyskuje stopień magistra w zakresie psychologii, zaś w rok potem stopień doktora filozofii. W roku 1931 zostaje zaproszony na Kongres Niewidomych do Nowego Jorku. Tam otrzymuje dla Polski dar w postaci kompletu brajlowskich maszyn drukarskich. Po powrocie przygotowuje warunki dla uruchomienia drukarni. Ostatecznie mający nadejść transport maszyn zostaje skierowany Towarzystwa "Latarnia" w Warszawie. Tutaj do roku 1939 drukowany jest "Braille'a Zbiór" jako miesięcznik.  

W Laskach Włodzimierz Dolański pracuje w bardzo trudnych warunkach; wobec braku własnego pokoju nocuje w klasie szkolnej. Nie może z tym pogodzić się jego wola życia i energia. Korzystając z zasobów pieniężnych, dostarczonych mu przez rodzinę, buduje własny dom w Izabelinie koło Lasek. W domu tym zamieszkał wraz z rodziną dopiero w roku 1934. Znalazł się wtedy w bardzo trudnych warunkach materialnych. Nie mógł nawet zajmować się pracą społeczną. Obok muzyki uczy wówczas matematyki i geometrii, co pozwala mu na zebranie materiału do swej nowej pracy naukowej na temat orientacji niewidomych w przestrzeni. W czasie wojny utworzył zespół kilku niewidomych przyjaciół i wraz z nimi planował ustawienie spraw niewidomych w powojennej Polsce tak, by stworzyć dla nich nowe warunki, odpowiadające godności człowieka, i by skończyć z dotychczasowym okresem poniżenia i wyzysku.  

VI. Lata 1945 - 1951

W tym czasie otrzymuje Dolański radosną wieść o powstaniu rządu w Lublinie i jego składzie. Wiadomość ta jest dla niego tym radośniejsza, że minister Skrzeszewski był w latach paryskich jego przyjacielem i miłym towarzyszem w czasie wycieczki po Francji. Opierając się na materiałach,wspólnie z kolegami opracowanych, Dolański formuuje "Pobieżny szkic w sprawie niewidomych w Polsce" i po raz pierwszy rzuca w nim stale aktualne hasło niewidomych: "Nic o nas bez nas". Nawiązuje kontakt z ministrem Skrzeszewskim i wręcza mu dwa maszynowe egzamplarze "Szkicu": jeden dla niego, drugi - z prośbą o wręczenie premierowi. Tą drogą postulaty polskich niewidomych dostają się w ręce rządu i wywołują konferencję przedstawiciela kontroli państwa z kolegą Dolańskim. Kontrola ta uzupełnia i potwierdza treść "Szkicu".  

W owym czasie istniały w Polsce związki cywilnych niewidomych w Warszawie, Łodzi, Bydgoszczy i Chorzowie. Zachęcony przez władze dr Dolański przystępuje do organizowania jednego ogólnego Związku Niewidomych,  stawiającego jako zasadę naczelną pracę wszystkich niewidomych zdolnych do pracy i ich opiekę nad niezdolnymi. W sierpniu 1946 roku odbywa się w Łodzi zebranie organizacyjne przedstawicieli wszystkich istniejących dotąd związków dla opracowania statutu Związku Pracowników Niewidomych. W Pierwszym Walnym Zjeździe Związku, który odbył się w Chorzowie w październiku tegoż roku, wzięło udział trzydzieści jeden delegatów, w tym sześciu z Warszawy. Głosami wszystkich kolegów pozawarszawskich Włodzimierz Dolański został wybrany przewodniczącym Związku. Grupa warszawska utworzyła opozycję, utrudniającą pracę zarządowi.  

Mimo to dr wDolański zorganizował cały krajowy aparat związkowy i dwa biura ręcznego przepisywania wydawnictw brajlowskich w Bydgoszczy i we Wrzeszczu. Następuje wznowienie "Pochodni". Związek wydaje około trzystu książek, głównie podręczników, niezbędnych dla szkół specjalnych. Rozpoczyna się wydawanie czasopisma czarnodrukowego "Przyjaciel Niewidomych". Ponadto Związek uzyskuje przeszło trzydzieści milionów złotych na pożyczki na zakup surowców szczotkarskich krajowych i zagranicznych, dzięki czemu pracownicy niewidomi nie zaznali bezrobocia.  

W tym czasie dr Dolański zostaje wykładowcą w Państwowym Instytucie Pedagogiki Specjalnej. Bierze udział w zorganizowanej przez Ministerstwo Oświaty konferencji w sprawie szkół dla dzieci niewidomych i zostaje wiceprzewodniczącym stałej Komisji Doradczej dla Spraw Niewidomych przy Ministerstwie Oświaty. Jako wysłannik Departamentu Społecznego Organizacji Narodów Zjednoczonych  zapoznaje się z całokształtem spraw niewidomych w Anglii, by móc następnie przeszczepić na grunt polski to wszystko, co uzna za dodatnie. W sierpniu 1949 roku bierze udział w Zjeździe Niewidomych, zwołanym do Oxfordu, i w utworzeniu Międzynarodowego Biura dla spraw niewidomych przy Departamencie Społecznym ONZ. Zostaje wybrany na członka Komitetu Wykonawczego tego Biura.  

Tymczasem tarcia w Związku przenoszą się na teren partii. W rezultacie Dolańskiemu odmówiono pozwolenia na wyjazd za granicę celem wzięcia udziału w pierwszym zebraniu Komitetu Wykonawczego, które odbyło się w styczniu 1950 roku. W marcu tegoż roku władze zawiesiły zarząd Związku i mianowały kuratora w osobie Leona Wrzoska. Na drugie posiedzenie Komitetu w tymże roku również Dolańskiemu jechać nie pozwolono, polecając mu nadto wycofać Polski Związek z Biura Międzynarodowego.  

Wobec wytworzenia się warunków, niesprzyjających jego pracy, dr Dolański wycofuje się z działalności związkowej. Postawiony przez Oddział Warszawski przed sądem koleżeńskim, zostaje zaocznie wykluczony ze Związku za niepopełnione przestępstwa. W roku 1951 następuje połączenie Związku Pracowników Niewidomych ze Związkiem Ociemniałych Żołnierzy.  

VII. Lata 1951 - 1956

Wobec nieodwołania postawionych mu zarzutów dr Dolański pozostaje formalnie poza Związkiem. Pracuje nadal jako nauczyciel w Laskach i tu kontynuuje psychologiczne prace badawcze. Od roku 1952 jest przewodniczącym Zakładowej Organizacji Związków Zawodowych Nauczycielstwa Polskiego, staraniem której Laski otrzymują około dwóch kilometrów ścieżek parkowych, które ułatwiają niewidomym samodzielne poruszanie się. Wkrótce oddane będzie do użytku boiskoszkolne.  

W roku 1954 - 1955 dr Dolański pracuje stale jako wykładowca w PIPS, obejmuje ponadto w Uniwersytecie Warszawskim wykłady z psychologii niewidomych dla studentów, przygotowujących prace magisterskie. W tymże roku wychodzi drukiem jego książka o zmyśle przeszkód u niewidomych, znacznie wcześniej wydana i wysoko oceniona we Francji.  

Nowy okres działalności Włodzimierza Dolańskiego rozpoczął się w roku 1956. Dr Dolański, oczyszczony z niesłusznych zarzutów, jest obecnie członkiem Związku i jego aktywistą, biorącym udział w zebraniach Zarządu Głównego. Związek ceni sobie jego autorytet naukowy i społeczny, odwołując się do niego w sprawach zasadniczych.  

Rozmowa nasza dobiega końca. Zwracam uwagę na tak liczne w życiu doktora klęski, które zawsze nosiły w sobie ziarno zwycięstwa. Doktor uśmiecha się.  

- Tak. Z każdej klęski musiałem się zawsze wydźwignąć. Jeżeli w moim życiu chciałem coś zrobić, to przede wszystkim dlatego, że zawsze kierował mną optymizm, i że zawsze uważałem, iż może być gorzej, niż jest. I jeszcze dlatego, że miałem szczęście do ludzi. -  

Przypominają mi się cytowane już tutaj słowa doktora: "Nie mam żadnych siedemdziesięciu lat. Czuję się, jakbym miał ich czterdzieści". Istotnie, gdy rozmawia się z dr. Dolańskim, a zwłaszcza, gdy się z nim współpracuje, zapomina się o jego wieku, zapomina się w ogóle o istnieniu starości. Przebywa się stale w atmosferze młodości, która przezwycięża czas i trwa tak długo, jak długo człowiek czuje się młodym, twórczym i czynnym, mimo najpoważniejszych przeszkód, rzucanych mu pod nogi przez małych i dużych współzawodników.

Dlatego na progu drugiego pięćdziesięciolecia pracy dr  Dolańskiego, "Pochodnia" wraz ze wszystkimi jej czytelnikami składa swemu założycielowi życzenia jak   najpiękniejszych i zawsze młodzieńczych osiągnięć w  dalszym rozpalaniu światła wśród ciemności.

Pochodnia grudzień  1956