Włodzimierz Dolański -  Jego życie i praca  

Adolf Szyszko  

 

Doktor Włodzimierz Dolański urodził się w Jassach (Rumunia) w dniu 11 września 1886 roku. Był synem polskiego  emigranta, który za udział w powstaniu styczniowym musiał szukać chleba na obczyźnie. Włodzimierz, uczęszczając  do czwartej klasy szkoły podstawowej w Bukareszcie, w wieku 10 lat uległ wypadkowi, w wyniku którego stracił  wzrok i prawą rękę. Korzystając z nieuwagi domowników wyniósł skrzynkę z nabojami, z kilku z nich wysypał  proch i podpalił. Lekarz udzielający pierwszej pomocy uznał, że stan jest beznadziejny. Mimo to rodzicom udało się  asyna odratować. Wypada wspomnieć, że lekarze w bukaresztańskim szpitalu dawali nadzieję uratowania resztek  wzroku w jednym oku. Przypadek zrządził, że pacjent niechcący uderzył łokciem Włodzimierza właśnie w to oko, co  spowodowało wylew i pogrzebało nadzieję na utrzymanie resztek wzroku. Niewidomy chłopiec do16 roku życia  przebywał w domu. W tym czasie jedynym jego "lektorem" był młodszy brat - Ludwik. W 1902 r. Włodzimierz Dolański został przyjęty do Zakładu Ciemnych we Lwowie po uprzednim egzaminie z "samoobsługi",  

przeprowadzonym przez dyrektora. Zakład bał się kłopotów związanych z niewidomym uczniem bez jednej ręki. Tu  mógł dopiero niewidomy rozpocząć realizację swych marzeń o zostaniu pianistą. W początkowym okresie decydujący wpływ na rozwój umiejętności gry na fortepianie miała nauczycielka zakładu - pani Maria Zajchowska,  której przyszły muzyk bardzo wiele zawdzięczał. W czasie pobytu w zakładzie, poza własną nauką, pełnił również  obowiązki pomocy pedagogicznej w stosunku do młodszych kolegów. Wybitny talent muzyczny, wyjątkowa  pracowitość, rozwijana żelazną wolą, w krótkim czasie przyniosły pozytywne wyniki.  Już w 1906 r. dał pierwszy publiczny koncert w Bukareszcie, bardzo pozytywnie oceniany przez krytykę, co znalazło  swój wyraz w prasie. Od tej chwili całkowicie i bez reszty poświęcił się sztuce. Początkowo korzystał z nauki u  profesora Kurza we Lwowie, z którym łączyła go głęboka przyjaźń, a następnie, korzystając z jego rady, wyjechał do Berlina, do profesora Eisenberga, celem pogłębienia studiów muzycznych. Ten czas to okres gigantycznej pracy nad  opanowaniem mistrzowskiej techniki i urzekającej, swoistej interpretacji granych utworów - Bacha (gawot),  Reineckiego (sonata oryginalna na lewą rękę), Rubinsteina (etiuda i melodia), Leszetyckiego (fantazja z Lucii),  Zichyego (walc) i inne. W 1910 r. i w latach następnych do wybuchu I wojny światowej daje liczne koncerty: w  Bukareszcie, Lwowie, Wiedniu i innych miastach, cieszące się dużym powodzeniem.  

W 1912 r. ulega nieszczęśliwemu wypadkowi, a mianowicie uderza bardzo silnie czwartym palcem w klucz  fortepianu, tkwiący w zamku. Wynik tego uderzenia jest w skutkach opłakany, pociąga za sobą konieczność dwóch  operacji nerwu. Gra na długi okres czasu musi być przerwana. Rozpacz pianisty pogłębia jeszcze fakt zachorowania  w 1916 r. na zapalenie płuc z komplikacjami. Kilkuletnie ćwiczenia do 17 godzin dziennie nadwyrężyły ponadto  mięsień barkowy, powodując konieczność całkowitego wypoczynku i jego regeneracji. W tej sytuacji Dolański mógł  wrócić do gry na fortepianie dopiero w 1917-1918 r. Stypendium otrzymywane od królowej rumuńskiej, Carmen  Sylva, pozwoliło na pokrycie kosztów związanych ze "studiami muzycznymi", podjętymi w 1909 r. po opuszczeniu  Zakładu Ciemnych we Lwowie. Mimo niepowodzeń związanych ze stanem zdrowia, Dolański wrócił do "formy" i  przygotowywał się do tournee pianistycznego na terenie Polski w latach 1920-21. Niestety, nadwerężony mięsień  barkowy oraz operowany nerw odmówiły posłuszeństwa, grożąc całkowitą utratą władzy w ręce. Lekarze w tej  sytuacji zabronili gry na fortepianie. Łatwo sobie wyobrazić, jakim to było ciosem dla Dolańskiego. Owoc  kilkunastu lat ciężkiej pracy poszedł na marne. Osobista sytuacja Dolańskiego w tym czasie była wyjątkowo ciężka.  

Działania wojenne oddzieliły go od rodziców. Szczęściem dla niego było to, że zaopiekowała się nim, jako  przybrana matka, pani Józefa Kaczmarska, profesor gimnazjum lwowskiego, która służyła mu radą i pomocą do  końca swego życia. Dzięki jej pomocy przetrwał ten trudny okres i zdobył się na powtórną rehabilitację, jak byśmy  to dzisiaj powiedzieli. Podjął decyzję, że skoro nie może być artystą, to zostanie pedagogiem i działaczem  społecznym, pomagającym niewidomym w rozwiązywaniu ich problemów życiowych.  

10 czerwca 1922 r, zdaje egzamin dojrzałości w prywatnym seminarium nauczycielskim we Lwowie, a 23 maja  1923 r. uzyskuje maturę państwowego gimnazjum jako eksternista, uprawniającą go do podjęcia wyższych studiów.  W tym samym roku rozpoczyna studia na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, studiując pedagogikę,  socjologię i psychologię. Zdobywając kwalifikacje, prowadzi jednocześnie działalność społeczną na rzecz  

niewidomych.  

W 1923 r. zakłada we Lwowie Towarzystwo Opieki nad Niewidomymi Dziećmi i Młodzieżą, działające do 1939 r.  Pracuje ponadto jako nauczyciel kontraktowy w zakładzie dla niewidomych. Trudna sytuacja inwalidów wzroku w  Polsce utrwala w nim przeświadczenie o potrzebie zdobycia wysokich kwalifikacji naukowych, by móc wpływać  bezpośrednio na rozwój szkolenia, wychowania i zatrudnienia niewidomych. Wiedział, że w warunkach  

międzywojennej Polski będzie się liczył głos niewidomego tylko wówczas, gdy będzie on posiadał wysoki cenzus  naukowy. Mimo ogromnych trudności materialnych i innych, jesienią 1924 r. decyduje się na wyjazd do Francji, by  kontynuować studia w Sorbonie. Kończy je w 1928 r., zdobywając licencjat za pracę dyplomową poświęconą  zagadnieniu "zmysłu przeszkód u niewidomych".  

W okresie pobytu swego we Francji nawiązał żywe i serdeczne stosunki z wybitnymi działaczami francuskimi. Za  swe zasługi na rzecz różnych stowarzyszeń społecznych otrzymał w 1925 r. złoty medal od rządu francuskiego.  Studia w Sorbonie, jak sam o tym opowiadał, były dla niego, zwłaszcza w początkach, gdy nie znał języka, bardzo  wyczerpujące. Był moment, gdy mało brakowało, a uległby przemęczeniu i zrezygnował ze studiów. Wówczas to,  idąc za radą lekarza i swych przyjaciół, przeznaczył kilka tygodni na czynny wypoczynek. Wybrał się ze swym  

najlepszym kolegą tandemem na zwiedzanie kraju. Po przejechaniu setek kilometrów i zwiedzeniu dziesiątków  zabytków wrócił całkowicie do formy i po powrocie z powodzeniem zdał wszystkie egzaminy.  

W czasie wakacji w 1927 r. zorganizował w mieszkaniu swej przybranej matki, Józefy Kaczmarskiej we Lwowie  wydawanie brajlowskiego czasopisma pod nazwą "Pochodnia". Czasopismo to dostarczało niewidomym wiadomości  o życiu i pracy ich kolegów w kraju i za granaicą. Koszt druku był pokrywany z funduszów własnych Dolańskiaego  oraz jego najbliższych. Niestety, po roku pisfmof upadło z braku środków finansowych.  

Po powrocie z Sorbony podjął Dolański na nowo studia na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie na wydziale  humanistycznym uzyskał dyplom magistra filozofii w 1930 r., po czym, na podstawie uzyskanego we Francji  licencjatu oraz wydrukowanej pracy "Czy istnieje zmysł przeszkód" - został mu nadany w 1931 r. tytuł doktora.  

Wypada wspomnieć, że wspomniana praca była bardzo dużym osiągnięciem, opartym o własną metodę badawczą.  W tym czasie podejmuje pracę w charakterze nauczyciela muzyki, a następnie matematyki i geometrii w Zakładzie  dla Niewidomych w Laskach. 15 marca 1931 r, zawiera małżeństwo ze swą bliską współpracownicą - panią Wandą,  która później przez 20 lat, aż do śmierci w 1951 r. będzie dzieliła trudy jego pracowitego życia. W 1931 r. bierze  

czynny udział w Międzynarodowym Kongresie w Nowym Jorku, a następnie pogłębia studia w Belgii i Francji. Jego  staraniom w dużej mierze należy przypisać sprowadzenie do Polski wyposażenia drukarni brajlowskiej i podjęcia jej   działalności ("Latarnia").  W tym czasie w Bukareszcie umiera ojciec doktora i powstaje potrzeba zabezpieczenia bytu obydwu matkom  

(rodzonej i przybranej), przystępuje więc do budowy domu w Izabelinie, w pobliżu Zakładu dla Niewidomych. W  1932 r, przebywa doktor Dolański głęboki, osobisty dramat - w kilka godzin po urodzeniu umiera mu bowiem dwoje  dzieci (bliźnięta). osztem ogromnych wyrzeczeń obojga państwa Dolańskich i daleko posuniętych oszczędności  zostaje wybudowany w połowie lat trzydziestych dom, w którym zamieszkała cała rodzina. Jako ciekawostkę  wypada podać, że budynek został wykonany według planów pana doktora. Lata okupacji państwo Dolańscy spędzili  w swoim domu. Był to czas wykorzystany w pełni na opracowanie projektów przyszłej organizacji Związku  Niewidomych oraz szkolnictwa specjalnego.  

Po wojnie już w maju 1945 r. Włodzimierz Dolański opracował memoriał. pt. "Szkic o sprawie niewidomych w  Polsce, który skierował do Prezydium Rządu. W memoriale tym poddał ostrej krytyce niedostateczne przygotowanie  zawodowe niewidomych oraz niewłaściwe formy pomocy ze strony społeczeństwa i państwa, wynikające z  niezrozumienia specyficznych potrzeb inwalidów wzroku. W nim też sformułował zasadniczą tezę, stojącą u  podstaw prawidłowej organizacji pomocy niewidomym, której motto brzmiało: "nic o nas bez nas". Wywarła ona  

korzystny wpływ na rozwój późniejszych wzajemnych stosunków między niewidomymi i ich organizacjami a  innymi instytucjami współpracującymi. Tylko na zasadzie zrozumienia potrzeb niewidomych i życzliwej pomocy ze  strony osób widzących, często nie wykluczającej wzajemności, mogliśmy uzyskać obecne osiągnięcia.  

Autor memoriału całkowicie przeciwstawiał się działalności filantropijnej jako upokarzającej formie pomocy.  Stanowi to ogromną zasługę, świadczącą o doskonałej znajomości psychiki niewidomych. Władze państwowe  pozytywnie ustosunkowały się do memoriału i wysunęły sugestię, aby autor podjął inicjatywę zorganizowania  ogólnopolskiego związku niewidomych. W wyniku energicznej działalności udało się doktorowi Dolańskiemu  

doprowadzić do krajowego zjazdu w Chorzowie w październiku 1946 r., na którym delegaci regionalnych związków  powołali do życia ogólnopolski Związek Pracowników Niewidomych. Pierwszym prezesem Zarządu Głównego  został główny jego inicjator, Włodzimierz Dolański. W tym samym roku zlecono mu wykłady w Państwowym  Instytucie Pedagogiki Specjalnej. W tym czasie, w wyniku starań Dolańskiego, powstały dwa ośrodki przepisywania  brajlowskich książek - w Bydgoszczy i we Wrzeszczu, co do 1949 r. dało w efekcie, ponad 400 tomów książek i  

podręczników. Z jego inicjatywy w 1948 r. zostaje powołana do życia przy Ministerstwie Oświaty Komisja  Doradcza dla Spraw Niewidomych, której zostaje wiceprzewodniczącym. W tym samym roku, w ścisłej konsultacji  z Ministerstwem Pracy i Opieki Społecznej, uzyskuje dla niewidomych ponad 420 zegarków brajlowskich, 6  specjalnych maszyn dziewiarskich oraz znaczną ilość innego sprzętu. Po dwudziestoletniej przerwie organizuje  Dolański wydawanie w brajlu miesięcznika "Pochodnia", w oparciu o maszyny drukarskie uzyskane z  

Amerykańskiej Fundacji w Paryżu. Celem rozwinięcia propagandy spraw niewidomych i zyskania przyjaciół w  społeczeństwie zdolnych do świadczenia pomocy inwalidom wzroku organizuje wydawanie czasopisma "Przyjaciel  Niewidomych". W swej społecznej działf

alności kładzie duży nacisk na pomoc szkołom specjalnym dla  niewidomych, rozwój warsztatów zatrudniających inwalidów wzroku i zapewnienie im niezbędnych surowców oraz  

pomaga organizować kursy przysposobienia do pracy w przemyśle.  

W czerwcu 1948 r. Ministerstwo Pracy i Opieki Społecznej i Departament Spraw Społecznych przy ONZ wysyłają  doktora Dolańskiego do Anglii w celu poznania metod szkolenia i rehabilitacji tamtejszych ośrodków i przeniesienia  ich doświadczeń do analogicznych placówek w naszym kraju. W 1949 r. bierze czynny udział w pracach  Międzynarodowego Zjazdu Niewidomych w Oxfordzie i przyczynia się do powstania organu doradczego dla spraw  

niewidomych przy ONZ (późniejszej Światowej Rady Pomocy Niewidomym), zostaje członkiem komitetu  wykonawczego. Dla poprawy sytuacji ekonomicznej warsztatów uzyskuje w tym czasie Dolański pożyczkę z  Ministerstwa Pracy - 9 milionów złotych - i z Varimexu - 27 milionów, co przyczynia się bardzo poważnie do  rozwoju produkcji i zatrudnienia niewidomych. Pożyczki te zostały całkowicie spłacone na początku 1950 roku.  

Rozumiejąc konieczność wyposażenia szkół specjalnych w pomoce naukowe, podejmuje inicjatywę zorganizowania  w Warszawie centralnego ośrodka ich wytwarzania i rozprowadzania. Sprowadza jednocześnie z zagranicy dalszą  partię maszyn dziewiarskich, 600 tabliczek brajlowskich i znaczne ilości papieru. Pozwala to na zaspokojenie  najpilniejszych potrzeb szkół oraz poszczególnych osób.  Okres od 1945 do początku 1950 r. zaznaczył się w życiu dr Dolańskiego jako czas wytężonej działalności  społecznej dla dobra ogółu niewidomych na terenie całego kraju. Wypada podkreślić, że pracował bezinteresownie,  korzystając jedynie z płatnego urlopu nauczycielskiego. Koszty licznych podróży i przesyłek pocztowych bardzo  

często pokrywał z własnych funduszy. Biuro Zarządu Głównego mieściło się w jego prywatnym sublokatorskim,  jednopokojowym mieszkaniu przy ulicy Grottgera. Swą pracę wykonywał z pomocą żony, nieodłącznej towarzyszki  awszystkich trudów, sukcesów i niepowodzeń, radości i przykrości. Tych ostatnich niestety nie brakowało. Zarząd  Okręgu Warszawskiego, a zwłaszcza jego ówczesny przewodniczący, dokładał wszelkich starań, by uprzykrzyć  doktorowi pracę. Nie cofał się przed pisaniem donosów oraz oszczerstw, powodujących kontrole, które w  

konsekwencji wykazywały bezzasadność zarzutów, a jedynie zakłócały spokój i wnosiły ferment w środowisko  niewidomych. W wyniku często powtarzających się donosów władze doszły do wniosku, że najlepszym  rozwiązaniem problemu będzie zawieszenie w czynnościach zarządu i powołanie kuratora. Prezydent miasta  Warszawy pismem z 17 marca 1950 r. rozwiązał zarząd i mianował kuratora.  Był to wyjątkowo ciężki okres w życiu doktora Dolańskiego. Bardzo boleśnie odczuł brak kontynuacji wielu  rozpoczętych przez siebie prac, a w szczególności oddanie Akademii Medycznej ośrodka we Wrzeszczu, którego  bronił wszystkimi dostępnymi środkami. W maju 1950 r. uchwałą zarządu Okręgu PZN w Warszawie został  wykluczony z szeregu Związku. Należy podkreślić, że inne okręgi nie solidaryzowały się ze wspomnianą uchwałą,  czego najlepszym dowodem był fakt przyznania honorowego członkostwa przez organizację wrocławską.  W tym czasie doktor powraca do pracy nauczycielskiej w Zakładzie dla Niewidomych w Laskach. W 1951 r.  przeżywa głęboko chorobę i śmierć żony. Żelazna wola czynu i chęć niesienia pomocy innym każe mu i na terenie  Lasek prowadzić działalność na rzecz ogółu. Nawiązuje bezpośredni kontakt z władzami wojskowymi, które z jego  inicjatywy podejmują decyzję budowy dróg bitych i basenu sportowego na terenie Zakładu. Wybudowano wówczas  2000 metrów wypukłych dróg bitych, brodzik dla dzieci, basen dla starszych oraz przeprowadzono linię telefoniczną.  Kosztowało to dużo zachodu ze strony doktora, zwłaszcza uzyskanie dość znacznych środków finansowych na zakup  niezbędnych materiałów. Dzięki wybudowanym szlakom komunikacyjnym niewidomi bez trudności mogą wszędzie  

trafić na terenie zakładu, obejmującego przestrzeń kilkudziesięciu hektarów i kilkanaście budynków. Rozszerza i  aaktualizuje swą przedwojenną pracę o zmyśle przeszkód niewidomych i wydaje ją drukiem w 1954 r. Wspólnie z  Janiną i Zdzisławem Zajączyńskimi opracowuje podręcznik do nauki brajla "Równajmy krok".  W 1953 r. zawiera powtórne małżeństwo i od tej pory, podobnie jak dawniej, widzieliśmy pana doktora w  towarzystwie żony - pani Marii, której subtelnemu wpływowi i pomocy w dużym stopniu zawdzięczał dalsze  sukcesy w pracy społecznej, naukowej i zawodowej. W styczniu 1956 r. zostaje członkiem Komisji Kompensacji  

Zmysłów Polskiej Akademii Nauk i nawiązuje ścisłą współpracę z prof. Dembowskim, przewodniczącym komisji.  W maju 1956 r. na plenarnym posiedzeniu Zarządu Głównego i sądu koleżeńskiego zostaje zrehabilitowany po  stwierdzeniu, że wysuwane dawniej zarzuty były całkowicie bezzasadne. W 1957 r. uchwałą Rady Państwa zostaje  odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. W dwa lata później bierze udział w  

międzynarodowym kongresie zorganizowanym w Rzymie przez Światową Radę Pomocy Niewidomym. W drugiej  apołowie lat 50-tych włącza się czynnie do prac Rady Tyflologicznej i Centralnego Ośrodka Tyflologicznego,  publikuje w zeszytach "Sprawy Niewidomych" zebrane za granicą materiały, ilustrujące osiągnięcia oświatowe i  rehabilitacyjne. Na szczególne podkreślenie zasługuje jego działalność naukowa i publicystyczna. Swe prace  drukuje, począwszy od 1922 r., w "Słowie Polskim" we Lwowie, w "Przyjacielu Niewidomych", "Szkole  

Specjalnej", "Problemach", w "Zeszytach Problemowych Nauki Polskiej", "Pochodni", "Naszym Świecie" i innych.  

Jego artykuły cieszyły się zawsze ogromnym zainteresowaniem, przekazywał w nich bowiem swą głęboką wiedzę,  stale aktualizowaną, o życiu i pracy niewidomych całego świata. Szczególnie cenne było w nich dążenie do  pokazania metod uzyskiwania życiowych osiągnięć przez niewidomych, jak również świadczenia im pomocy przez  osoby widzące. Pozostawił między innymi niewykończone prace "Historia pisma niewidomych" oraz cykl wykładów  

wygłoszonych w PIPS-ie, a obejmujących dzieje niewidomych od starożytności do chwili obecnej.  Mimo bardzo złego stanu zdrowia doktor Dolański niemal do ostatniej chwili myślał o wykończeniu rozpoczętych  dzieł i uporządkowaniu posiadanych materiałów. Na kilka miesięcy przed śmiercią przekazał do Biblioteki  Centralnej kilka uporządkowanych tomów bardzo cennych dokumentalnych opracowań i korespondencji.  Doktor Dolański miał jak mało kto szczególnie trudne życie. Wymagało ono od niego wyjątkowego charakteru,  silnej woli i nieprzeciętnej pracowitości. W wykonywanej pracy zatracał się bez reszty, niczego nie umiał robić  połowicznie. Był człowiekiem, jak to się dziś mówi, w pełni zrehabilitowanym. Nie mając jednej ręki i nie mogąc  wynająć pracownika, potrafił na przykład rozkręcić fortepian, położyć go na wałki, przesunąć do drugiego pokoju,  skręcić i postawić bez niczyjej pomocy. Jak pamiętamy, na studia do Francji wyjechał, nie znając języka. Posiadał  wyjątkową umiejętność wyczuwania, komu i jak trzeba przyjść z pomocą. Dla wszystkich, którzy mieli zaszczyt  

osobiście go znać, pozostanie na zawsze wzorem do naśladowania. W młodzież, którą uczył, potrafił wpoić wiarę we  własne siły i możliwości życiowe niewidomych. Czuło się w jego wykładach, że to co mówił, co radził, sam  poprzednio przeżył i doświadczył. Jego rady nigdy nie były gołosłowne.  

Pochodnia maj - czerwiec 1973