Biografia prasowa  

 

 

Wacław Czyżycki  

Nauczyciel  w szkole w laskach  

 

 Do tej pracy trzeba dojrzeć  

     ANNA WOJCIECHOWSKA-SOBCZYK  

 

Wacław Czyżycki, jeden z niewielu niewidomych nauczycieli, prawie całe swoje życie związał z zakładem w Laskach. Tu zdobywał podstawy edukacji, jak się później okazało - solidne. W 1953 roku, po ukończeniu szkoły zawodowej, pojechał do Krakowa, by tam uczyć się w liceum dla widzących. Kiedy w 1956 roku z maturą w kieszeni wrócił do stolicy, właśnie rozpoczynała działalność cepeliowska spółdzielnia ''Nowa Praca Niewidomych''. Wacław Czyżycki był jednym z jej członków-założycieli i tu też podjął pierwszą pracę. Rozwód z Laskami nie trwał jednak długo. Henryk Ruszczyc bardzo chciał, aby pan Wacław prowadził w Laskach gry i zabawy ruchowe dla młodzieży oraz ćwiczenia z orientacji prze- strzennej. Dziewiarz Czyżycki dojeżdżał więc tam w niedzielę i święta, a także w dni powszednie po pracy. Zainteresowała go pedagogika specjalna. Po roku dodatkowych zajęć zdał maturę pedagogiczną, a potem zapisał się na PIPS, po ukończeniu którego rozpoczął pracę w Laskach jako wychowawca. Tam też zamieszkał. Jego życie osobiste ustabilizowało się - ożenił się z koleżanką po fachu, widzącą wychowawczynią. Kiedy w 1965 roku państwo Czyżyccy otrzymali mieszkanie w Warszawie, trudno było panu Wacławowi kontynuować dotychczasową pracę wychowawcy, bo wymagała ona obecności w Laskach w różnych porach doby. Został nauczycielem, najpierw w szkole zawodowej, gdzie wykładał technologię dziewiarstwa i materiałoznawstwo, bo pracując w ''Nowej Pracy Niewidomych'' ukończył mistrzowski kurs dzie- wiarstwa artystycznego. Później zaczął uczyć geografii, w-f, matematyki. Tak było do roku 1972, kiedy to rozstał się ze szkołą zawodową. Przyczyną tej decyzji był głupi wybryk uczniowski. Ktoś zrobił mu niewybredny kawał, a reszta klasy milcząco w nim uczestniczyła. Nikt nie miał odwagi, by się przeciwstawić. To bardzo zniechęciło Wacława Czyżyckiego do tej klasy i szkoły. Widział już coraz gorzej. Jego żona była wtedy dyrektorką szkoły dla niewidomych dzieci o zmniejszonej sprawności umysłowej. Pan Wacław przeniósł się do tej placówki. Na ogół, nawet w Laskach, uważa się, że praca z dziećmi upośledzonymi jest łatwiejsza, prostsza, że mogą ją wykonywać ludzie mniej inteligentni, o mniejszych umiejętnościach. To nieprawda. Właśnie te dzieci wymagają od nauczycieli specjalnych umiejętności, może nie tyle zasobu wiadomości, ile sposobu ich przekazywania i wartościowania. Ale najważniejsza jest umiejęt- ność oceny osiągnięć każdego ucznia. W 1974 roku Wacław Czyżycki rozpoczął razem z żoną studia na UMCS w Lublinie, które ukończył w cztery lata później, uzyskując dyplom magistra pedagogiki specjalnej. Obliczył, że uczył się przez 21 lat. Teraz należy w Laskach do pracowników o III, najwyższym, stopniu specjalizacji. Zdobył go z muzyki. Mówi, że w szkole specjalnej uczył już wszystkiego, z wyjątkiem religii. Teraz prowadzi zajęcia z matematyki i wychowania muzycznego. Właściwie Wacław Czyżycki nauczycielem został przez przypadek. Miał przygotowanie zawodowe do dziewiarstwa. I pewnie robiłby swetry, gdyby Henryk Ruszczyc nie dostrzegł w nim sugestywności wypowiedzi i działania, spontaniczności i umiejętności organizowania gier i zabaw ruchowych i gdyby go nie ściągnął do Lasek. Wacław Czyżycki tak wspomina tamte lata i swoją decyzję: ''Doszedłem do wniosku, że w Laskach będę społecznie bardziej przydatny niż w spółdzielni, gdzie dobrze za- rabiałem. W szkole moje zarobki były niższe, ale praca od początku dawała mi satysfakcję. Traktowałem ją nie tylko jako źródło zarobkowania, ale formę kształtowania ludzi, ich cech osobowych, charakterów, postaw życiowych. Myślę, że do pracy z dziećmi o ograniczonej sprawności umysłowej trzeba dojrzeć. Tu nie może pracować ktoś, kto patrzy na życie przez pryzmat własnych ambicji - tyle a tyle nauczyłem. Trzeba myśleć innymi kategoriami - jak pomóc dziecku poprzez jego odpowiednie ukształtowanie, rewalidację. Jest to działalność bardzo wszechstronna - rewalidacja nie tylko sprawnościowa, ale i społeczna, czyli przystosowanie do życia w środowisku, w którym dzieci się znajdą. Te dzieci są życzliwsze i szczere, czasem nawet rozbrajająco szczere. Przez 18 lat pracy nie spotkała mnie z ich strony żadna przykrość. Mam z nimi bardzo dobry kontakt. Wiem, że mnie lubią. Kiedy byłem w szpitalu, pisali, że modlą się o zdrowie dla mnie. Wychowałem już około 350 absolwentów''. Klasy w szkole specjalnej w Laskach liczą do 12 uczniów. Kiedyś było więcej niewidomych, teraz przeważają mający resztki wzroku, ale z dodatkowymi kalectwami: epilepsją, porażeniem rąk i nóg. Każda resztka wzroku ułatwia dziecku zdobywanie wiedzy, a nauczycielowi dotarcie do niego. Pan Czyżycki jest zwolennikiem nauczania niewidomych dzieci w szkołach specjalnych. Integrację, jego zdaniem, najlepiej prowadzić w szkole średniej lub na studiach, kiedy niewidomy zostanie na tyle zrewalidowany, że będzie sobie radził wśród widzących. Pan Wacław od 30 lat uczy niewidome dzieci. Z wielką radością mówi o tym, że w tym czasie bardzo zmienił się stosunek rodziców do niepełnosprawnych dzieci. Przedtem były one zaniedba- ne. Rodzice interesowali się nimi dopiero wtedy, gdy zaczynały zarabiać. Teraz coraz częściej spotkać można przykłady serdecznej, rozczulającej wręcz troskliwości i dbałości rodziców o te dzieci i to zarówno w czasie nauki w szkole, jak i pobytu w domu. Wacław Czyżycki uważa, że niewidomy może być nauczycielem, zwłaszcza w szkole podstawowej dla niewidomych. Ale musi mieć osobowość, coś sobą reprezentować, mieć coś do przekazania. To, jakie osiąga rezultaty, zależy od jego stosunku do pracy i możliwości. Praca w szkole nie jest możliwa bez pomocy osób widzących. Pan Wacław jest w tej dobrej sytuacji, że żona pracuje w tej samej szkole i pełni funkcję jego lektora, np. przy wypełnianiu dziennika, zapoznawaniu się z nowymi ma- teriałami,podręcznikami.Nauczyciel, tak jak lekarz, musi stale poszerzać swoje wiadomości, bo inaczej stałby w miejscu. Musi oczywiście posługiwać się brajlem - integrałem i skrótami. Zapytany o trudności niewidomego nauczyciela, Wacław Czyżycki najbardziej ubolewał nad brakiem aktualnych podręczników. ''Wiele programów sam przygotowałem. Wszystkie przykłady czy zadania muszę sam układać, bo w książce jest mowa o groszach, a młodzież tej waluty nie zna. Gdyby był podręcznik, mógłbym polecić uczniom przerobić samodzielnie daną część materiału. Jest im to też potrzebne, żeby nauczyli się rozumieć treść zadania z czytanego tekstu. To jest trudniejsze, a moi uczniowie takiej możliwości nie mają. Pracę utrudnia mi również brak pomocy. Nie wszystkie można zrobić samemu. A niewidomym uczniom pomoce są bardzo potrzebne, szczególnie dzieciom upośledzonym. Lekcja musi być poglądowa, nie można teoretyzować. Abstrakcja, uogólnienie - te procesy najbardziej są u nich zaburzone''. Zdaniem pana Czyżyckiego, niewidomy, aby być dobrym nauczycielem, musi spełniać takie same warunki, jak widzący. Musi mieć wykształcenie i zamiłowanie do tego zawodu. Jeśli będzie lubił swoją pracę, to sam jako niewidomy łatwiej zrozumie problemy dzieci i łatwiej je rozwiąże. A wtedy i satysfakcja z wykonywanej pracy będzie większa. Teraz zarobki nauczycieli nie są już takie małe, ale Wacław Czyżycki podkreśla, że dla niego najważniejsze zawsze było i jest wewnętrzne zadowolenie z tego, że przez swoją pracę, przez swoje oddziaływanie w jakimś stopniu przyczynia się do kształtowania nowego człowieka. Niewidomynauczycielmusi być także zrewalidowany. Trudno uczyć czegoś, czego się samemu nie umie. A przecież nauczyciel zawsze jest wzorem osobowym dla ucznia. Jeśli będzie nijaki, jego oddziaływanie na młodzież będzie  

   mniejsze, a i satysfakcja z pracy też niewielka.