Co ludzie wiedzą o nas? Co my wiemy o sobie?  

Szósty zmysł   

 

     Niewidomi mają doskonały dotyk, słuch, węch i inne zmysły. Posiadają też "szósty zmysł". W poprzednim odcinku pisałem o znaczeniu światła dla człowieka oraz znaczeniu wzroku w życiu ludzi. Brak światła i brak wzroku tworzą sytuację niezrozumiałą, budzą lęki i powodują realne zagrożenia. Z lęków, z braku zrozumienia rodzą się mity, fałszywe opinie, tłumaczenie zjawisk w sposób mało realny, niekiedy magiczny, daleki od rzeczywistości, ale w jakiś niejasny sposób zrozumiały, tłumaczący to, co nie daje się wytłumaczyć.  

"Straciłeś oko. Nie przejmuj się tym, że się na ciebie będą gapili. Mów, że gdy oko straciłeś, to ci coś innego urosło". Rada taka wynika z poglądów, że utrata jakiegoś narządu, zmysłu czy kończyny powoduje wzrost, usprawnienie, większą wrażliwość, wydolność itp. innego organu, narządu, zmysłu. Gdy ktoś traci jakiś organ, inne organy zaczynają lepiej funkcjonować, doskonalą się i zastępują ten utracony. Niewidomi mają wyczulony dotyk, słuch, powonienie. Za pomocą tych zmysłów mogą doskonale, nawet lepiej radzić sobie niż za pomocą wzroku.  

Psychologowie i fizjologowie udowodnili, że wrażliwości zmysłów nie można zwiększyć. Jeżeli np. ktoś widzi czarne przedmioty o wymiarach 0,2 milimetra na białym tle, to bez zastosowania pomocy optycznych nie można przez ćwiczenie osiągnąć, żeby widział przedmioty 0,1 milimetra. Podobnie, jeżeli opuszkami palców wyczuwa nacisk np. 0,2 grama, to nie da się dotyku usprawnić tak, aby wyczuwał nacisk 0,1 grama. Podobnie ze słuchem. Nie można usprawnić go tak, żeby obniżyć próg wrażliwości chociażby o ułamek decybela. Skąd zatem biorą się poglądy o cudownym słuchu i dotyku niewidomych?  

Farbiarze potrafią rozróżnić kilkadziesiąt odcieni czerni. Telefonistki potrafią zapamiętać niewyobrażalną liczbę numerów telefonicznych, Eskimosi mają kilkadziesiąt nazw określających rodzaj śniegu. Niewidomi słyszą to, czego nie słyszą inni ludzie, i biegle czytają pismo punktowe. Przerasta to wyobraźnię. Trzeba mieć wyjątkowo dobry dotyk.  

Rzeczywiście, na skutek ćwiczeń, następuje tu zwiększenie zdolności różnicowania. Wydaje się, że dotyk i słuch niewidomych są szczególnie czułe, doskonałe, wrażliwe. Tymczasem tak nie jest. Badania wykazały, że większość ludzi ma równie doskonały, a może nawet doskonalszy słuch i dotyk niż większość niewidomych. Wynika to stąd, że u niewidomych niejednokrotnie ten sam czynnik chorobowy czy wypadek, który uszkodził wzrok, osłabił również inne zmysły. Cukrzyca jest często przyczyną utraty wzroku. Choroba ta wpływa też na obniżenie wrażliwości dotyku. Lepsze wykorzystanie słuchu i dotyku przez niewidomych jest możliwe dzięki przystosowaniu, dzięki procesom psychicznym. Przykładem mogą być: uczony botanik i para zakochanych w lesie. Botanik widzi mszaki, niepozorne trawki, widlaki i inne podobnie interesujące okazy flory. Zakochani natomiast widzą przede wszystkim siebie nawzajem, a poza tym obłoki, ptaszki, kwiatki i inne cuda natury. Czy to oznacza, że wzrok tych trojga ludzi różni się zasadniczo? Oczywiście, tak nie jest. Różnice wynikają z doświadczeń życiowych, zainteresowań i nastawienia, a nie zmian wrażliwości narządu wzroku. Mimo to, tak fantastyczne oceny funkcjonują, bo zaspokajają potrzebę zrozumienia. A że nie są prawdziwe... Jeżeli czegoś nie można zrozumieć z zastosowaniem umysłu i logiki, trzeba szukać innego wytłumaczenia - przy pomocy myślenia magicznego, nadnaturalnego, fantastycznego - byle zjawisko jakoś "wytłumaczyć".   

Niestety, często niewidomi wzmacniają podobne poglądy i podobne myślenie. Popisują się "doskonałym dotykiem", "doskonałym słuchem", "nadzwyczajną koncentracją uwagi" itp. Czasami robią to dla żartu, niekiedy sami wierzą w swoje nadzwyczajne zdolności.   

"Wszyscy niewidomi są uzdolnieni muzycznie".   

Niewidomi są muzykalni, mają bardzo dobry słuch. Można wymienić wielu znanych niewidomych muzyków i śpiewaków. Od czasów najdawniejszych niewidomi zajmowali się opowiadaniem baśni, legend, mitów, grą i śpiewem, np. bardowie w Starożytnej Grecji. W czasach współczesnych wymienić można chociażby: Steve Woondera i Reya Charles, a z polskich artystów - muzyków i śpiewaków: Mieczysława Kosza, Ryszarda Gruszczyńskiego, Edwina Kowalika. Czy oznacza to, że wszyscy niewidomi są muzykalni? Czy wszyscy mają absolutny słuch muzyczny? Warto wiedzieć, że są też i tacy, którym słoń na ucho nadepnął. Słyszą oni jedynie, czy grają czy nie hymnu Polski od pozostałych utworów odróżnić nie potrafią. Warto też wiedzieć, że Chopin, cała dynastia Straussów, Beethoven, Schubert, Mendelssohn, Penderecki, Szymanowski i wielu innych - to muzycy widzący. Można nawet wyrazić wątpliwości, czy wśród niewidomych muzyków da się znaleźć artystę, wykonawcę lub kompozytora tej miary co Beethoven, Czajkowski czy Kiepura. Nie oznacza to, że nie pojawi się niewidomy muzyczny geniusz, który świat zadziwi. Muzyka jest dostępna dla niewidomych. Ale bez wątpienia szczególne uzdolnienia niewidomych należy uznać za jeden z mitów."  

Inna rzecz, że może wśród niewidomych jest proporcjonalnie więcej osób muzykujących. Nie wynika to jednak z większych uzdolnień, lecz raczej z ograniczeń innych możliwości. Często niewidomi zajmują się tym, czym mogą się zajmować, zamiast tracić humor przy rozpatrywaniu utraconych szans. I to jest pozytywne. Zamiast płakać, że nie mogą malować, oglądać zórz polarnych i pokazów lotniczych - śpiewają i grają.  

Inne wyjątkowe uzdolnienia niewidomych  

Niewidomi posiadają "szósty zmysł", którym kierują się w życiu. Umożliwia on im orientację w sprawach niedostępnych dla innych ludzi. To kolejna obiegowa opinia, którą z przekonaniem wypowiadają niektórzy ludzie, w tym również niewidomi. Jeżeli nie widzi się zupełnie, widzi się lepiej. Patrzenie rozprasza uwagę. Brak wzroku pozwala skupić się na sprawach wzniosłych: naukowych, filozoficznych, literackich, pozwala oderwać się od szarej rzeczywistości.   

Legenda głosi, że filozof Starożytnej Grecji - Demokryt celowo oślepił się, aby osiągnąć lepsze wyniki naukowe. W przeszłości w klasach lekcyjnych zamalowywano szyby, żeby świat zewnętrzny nie rozpraszał uwagi uczniów.   

Oczywiście, chociaż należy tego żałować, niewidomi nie posiadają "szóstego zmysłu", nie potrafią lepiej koncentrować uwagi, głębiej wnikać myślami, ani nie mają żadnych, nadzwyczajnych uzdolnień.  

Od czasów najdawniejszych do współczesnych pojawiają się wybitni niewidomi naukowcy, politycy, artyści. Nie będę przytaczać tu nazwisk. Nadmienię tylko, że tak poważna, ciężka, złożona niepełnosprawność, jak jednoczesny brak słuchu i wzroku, nie przekreśliła możliwości Heleny Keller. Tak samo, brak rąk i wzroku nie uniemożliwił Michałowi Kaziowowi pisania książek.   

Współcześnie w Polsce niewidomi pracują naukowo jako: matematycy, informatycy, socjologowie, a także w innych dziedzinach. Jest też kilku niewidomych literatów. Można wymienić więcej utalentowanych niewidomych, ale wcale nie oznacza to, że gdyby oni widzieli, nie mieliby równie wielkich osiągnięć. Przeciwnie - znacznie łatwiej byłoby im tworzyć dzieła sztuki czy dokonywać odkryć naukowych. Trzeba pamiętać, iż geniusze wcale nie pojawiają się częściej wśród niewidomych, niż wśród pozostałych ludzi. Brak wzroku wcale nie pomógł osobom, które osiągnęły wielkie sukcesy, wręcz przeciwnie - ślepota była dla nich wielkim utrudnieniem.  

Jest też wielu niewidomych o bardzo niskim ilorazie inteligencji, upośledzonych umysłowo w znacznym stopniu. Jeżeli jednak ktoś twierdzi, że niewidomi nic nie potrafią, nic nie mogą, do niczego nie są zdolni - mija się z prawdą w bezpiecznej odległości. Z pewnością niewidomi upośledzeni umysłowo wiele nie potrafią. Ale pozostali...   

Obserwacje świadczą o dużych możliwościach osób niewidomych, zróżnicowaniu ich uzdolnień oraz ograniczeniach, jakie powoduje niepełnosprawność. Można stwierdzić, że wszystko zależy od indywidualnych uzdolnień, sprawności umysłowej, cech osobowości, uwarunkowań społecznych i wielu innych czynników. Ślepota nie jest wcale najważniejszym z nich.   

Prawidłowe relacje niewidomych z innymi ludźmi muszą opierać się na realnych podstawach. Przypisywanie zdolności, których nie posiadają w większym stopniu niż pozostali ludzie, nie służy wzajemnemu zrozumieniu. Tak samo pogląd, że niewidomi nie są zdolni do czegokolwiek, do pracy zawodowej i do samodzielnego życia, również nie służy wzajemnemu zrozumieniu. Jeden i drugi pogląd wynika z braku wiedzy, z zakorzenionych w psychice lęków, obaw i z własnej nieporadności w ciemnościach. Trudno to wszystko tłumaczyć światu całemu. Można i warto natomiast rozmawiać z niewidomymi o podobnych sprawach. Z pewnością nikomu to nie zaszkodzi, a  

   może pomóc zrozumieć siebie i innych ludzi.

 

aaa

 Orientacja w dużej przestrzeni  

 Pisałem już, że nawet we własnym mieszkaniu występują trudności. Ich przyczyną jest fakt, że przedmioty ulegają przemieszczeniom. Niekiedy powoduje je sam niewidomy, ale częściej czynią to jego współmieszkańcy.   

Znacznie więcej problemów występuje w orientacji w dużej przestrzeni. Tu też występują ciągłe zmiany. Ale nawet i bez tego, poznanie wielkiego miasta, kilku miast, pól, lasów i dróg jest niezmiernie trudne. Nie jest łatwe zapamiętanie wszystkich zakrętów, ukształtowania terenu, rodzajów nawierzchni, ławek na przystankach i na skwerach, dziur w chodnikach, znaków drogowych, słupów i drzew na chodnikach, sklepów, kawiarni i dworców.   

Nie jest też łatwe nauczenie się korzystania z pozawzrokowych informacji uzyskiwanych przy pomocy słuchu, węchu, dotyku, zmysłu temperatury itd. Tu, w przeciwieństwie do własnego mieszkania, grożą większe niebezpieczeństwa. Nie tylko guza można nabić, lecz doznać ciężkiego urazu lub nawet zginąć pod kołami jakiegoś pojazdu. Można też spaść ze schodów na ulicy, wpaść do wykopu, potłuc się, połamać kości, wybrudzić.   

Gdyby nawet otaczający nas świat nie ulegał ciągłym zmianom, poznawanie go byłoby już bardzo trudnym zadaniem. Tymczasem świat ulega ciągłym zmianom. Tysiące samochodów, rowerów, przechodniów, przebudowy ulic, rozkopane chodniki, budowane nowe ulice, huk młotów pneumatycznych, rusztowania, błoto i otwarte studzienki...   

Na domiar złego, przyroda nie szczędzi niewidomym rozmaitych trudności. Nawet dobrze opanowany teren, zasypany śniegiem, staje się czymś nowym. Znikają znaki szczególne, jezdnie, krawężniki, chodniki i trawniki. Nie ma już dziur w chodnikach ani rodzajów nawierzchni. Na dokładkę dźwięki rozchodzą się inaczej niż poprzednio, stają się przytłumione.  

Deszcz również zmienia świat nie do poznania. Samochody robią o wiele większy hałas, na drodze są kałuże, błoto, szum deszczu - orientacja staje się trudniejsza. Podobnie duży wiatr zagłusza dźwięki, którymi kierują się niewidomi i utrudnia orientację w otoczeniu.  

Słabowidzący również spotykają się z poważnymi trudnościami. Zmiany oświetlenia i olśnienie, słabo skontrastowane kolorystycznie otoczenie, schody niewyróżniające się z tła, szare mury itp. ograniczają ich możliwości.   

Deszcz, zwłaszcza wieczorem, powoduje wielkie trudności. Świat przestaje być kolorowy - wszystko zaczyna lśnić, światła u góry i na chodniku. Te ostatnie są w ciągłym ruchu. Każdy krok powoduje poruszanie się odbić latarni na chodnikach i jezdniach. Śnieg likwiduje wszelkie kontrasty itd.   

Przykładem może tu być słabowidzący, który wybrał się na zwiedzanie okolicy w uzdrowisku. Zauważył, że przed uliczką, w którą powinien skręcić, wracając do domu, znajduje się dobrze widoczny, biały budynek - aż oczy zmrużył, bo był cały w słońcu. Jednak, gdy wracał po godzinie, zachmurzyło się, biały budynek zrobił się szary i zlał się z tłem nieba. Stał się dla niego niewidoczny.   

Opanowanie umiejętności samodzielnego poruszania się, zwłaszcza całkowicie niewidomym, sprawia wiele trudności. Mają one charakter obiektywny i subiektywny. O tych obiektywnych już pisałem. A subiektywne?  

Wszyscy boją się realnych zagrożeń. Niewidomi spotykają je na każdym kroku. Ich obawy są w pełni uzasadnione. Jest realne zagrożenie i jest strach przed nim. Niekiedy jednak występuje strach przed niebezpieczeństwami, które nie istnieją. Niewidomy boi się, że chodnik zniknął, że czyhają na niego potwory, że jest całkowicie bezradny. Mówimy wówczas o lęku.   

Wielkim utrudnieniem jest wstyd, skrępowanie z powodu niepełnosprawności. Dlatego niektórzy niewidomi nie używają białych lasek. Wówczas albo nie wychodzą sami na ulicę, albo narażają się na niebezpieczeństwa.   

Jeszcze gorzej sprawa ta wygląda w przypadku słabowidzących. Ci z reguły nie używają białych lasek i powodują zagrożenia dla siebie oraz innych użytkowników dróg. Wywołują też niepochlebne dla nich reakcje przechodniów, którzy nie wiedzą, że mają do czynienia z osobą słabowidzącą i nie rozumieją jej zachowań.   

Możliwości życiowe osób niewidomych i słabowidzących, które nie zaakceptowały swej niepełnosprawności, są poważnie ograniczone.  

Rzecz jasna, mimo opisanych i nie opisanych trudności, niewidomi i słabowidzący mogą być samodzielni. Wymaga to jednak ich zaangażowania, wysiłku, nauki radzenia sobie i gromadzenia doświadczeń. Warto przy tym korzystać z doświadczeń innych osób niewidomych i słabowidzących. W ten sposób łatwiej można nauczyć się przezwyciężać trudności i osiągnąć znaczną samodzielność i niezależność. A to jest warte zachodu, wysiłku, a nawet ryzyka.

 

   aaa

Orientacja w środowisku społecznym  

     

Człowiek jest istotą społeczną. Nie może żyć bez udziału w życiu grupy społecznej, najczęściej kilku grup. Pisałem już o kontaktach z ludźmi i trudnościach, jakie w nich mogą występować. Opisywane sytuacje przeważnie miały charakter obiektywny. Obecnie chcę zwrócić uwagę na subiektywne przyczyny trudności w sytuacjach społecznych.  

Dodać należy, że kontakty międzyludzkie, to bardzo złożona i delikatna materia. Łatwo tu o pomyłki, nieporozumienia, wzajemne urazy i pretensje. Dobra orientacja w środowisku społecznym jest warunkiem dobrego funkcjonowania w nim. Orientacja ta jest szczególnie trudna dla osób z uszkodzonym wzrokiem.

Bardzo często ludzie porozumiewają się bez słów, przy pomocy gestów, wzroku, uśmiechu itd.  

Niewidomi nie mogą brać udziału w tego rodzaju porozumieniach. Dlatego bywa, że nie orientują się, co dzieje się w ich otoczeniu. Mogą wówczas czuć się wykluczeni, pomijani, niezauważani, pokrzywdzeni.  

Niektórzy niewidomi są bardzo wrażliwi, niekiedy przewrażliwieni, a nawet podejrzliwi. Mogą oni wszystkie niezrozumiałe sytuacje odnosić do siebie. Mogą uważać, że śmiech z czegoś, czego oni nie wiedzą, ich dotyczy.  

Niekiedy faktycznie osoby widzące porozumiewają się w obecności niewidomego na jego temat, w sposób dla niego niedostępny. Czasem pokiwanie głową wystarcza za bardzo negatywny komentarz. Wzrokiem można coś wskazać, na coś zwrócić uwagę. Wzruszenie ramion, skinięcie lub pokręcenie głową, wskazanie ręką, uśmiech - wszystko to ludzie stosują na co dzień. Jest to jednak nieuchwytne, niezauważalne przez niewidomych i przez osoby bardzo słabowidzące. Najczęściej gesty te nie odnoszą się do nich, ale bywa, że jest inaczej.

Dobrze byłoby, żeby osoby widzące w obecności niewidomych porozumiewały się wyłącznie przy pomocy mowy. Nie jest to jednak możliwe. Niełatwo bowiem zmieniać życiowe nawyki, mechanizmy społecznego bytowania, utrwalone w ciągu dziesiątek lat życia człowieka i w toku wielu tysięcy lat rozwoju środków porozumiewania się.  

Dlatego niewidomi, którzy usiłują egzekwować swoje "prawa", w tym przypadku, skazani są na niepowodzenie i na pogorszenie kontaktów z ludźmi, zamiast ich poprawy. Powinni o tym wiedzieć i godzić się z tym, co nieuniknione. Osoby widzące natomiast, w obecności niewidomych, powinny starać się unikać gestów odnoszących się do niewidomych, których oni nie mogą odbierać.

 

   aaa  

    Grupa mniejszościowa  

 

Wszystko co wiemy o społecznym funkcjonowaniu niewidomych, o ich "inności", o roli światła i wzroku w życiu człowieka, o myśleniu stereotypami i błędnych wyobrażeniach na temat niewidomych uzasadnia do porównywania ich z grupami mniejszościowymi.

Rozpatrując społeczne funkcjonowanie osób z uszkodzonym wzrokiem w kategoriach grupy mniejszościowej, rzeczywiście można znaleźć wiele podobieństw. Dotyczą one głównie całkowicie niewidomych. Osoby słabowidzące bowiem mniej wyróżniają się, są mniej zauważalne, są postrzegane jako osoby widzące, tyle że nieco gorzej. Łatwiej jest im wtopić się w tło społeczne i identyfikować się z ludźmi widzącymi.

Sytuacja osób słabowidzących podobna jest do imigrantów w sąsiednim kraju, w którym żyją ludzie o podobnych cechach fizycznych. Imigrant taki nie jest zauważany na ulicy. Zdradza go tylko sposób mówienia, akcent i inne drobiazgi.

Całkowicie niewidomy natomiast podobny jest do imigranta białej rasy w Kongo, żółtej w Polsce czy czarnej w Japonii. Jest on doskonale widoczny. Nie może zmienić swoich cech fizycznych, koloru skóry i nie może udawać tubylca nawet wówczas, gdy nic nie mówi.

Ludzie skłonni są postrzegać mniejszości etniczne i rasowe jako grupy odrębne, charakteryzujące się odmiennymi cechami. W zależności od nastawienia, przypisywać im cechy pozytywne lub negatywne, częściej te drugie. Skłonni są zauważać niewłaściwe zachowania, przestępstwa itp. u niektórych przedstawicieli danej grupy mniejszościowej i przypisywać je całej grupie.

Grupy mniejszościowe z kolei, mają tendencję do izolowania się, kultywowania swojej tradycji, zawierania małżeństw w obrębie swojej grupy. Utrudnia to ich integrację ze społeczeństwem, w którym żyją.

Podobne cechy i tendencje zauważyć można u niewidomych. Posiadają oni własne przedszkola, szkoły, zakłady pracy, duszpasterstwo, stowarzyszenia, organizacje sportowe, instytucje kultury, wydawnictwa, prasę itp. Wymienione czynniki utrudniają integrację, chociaż również ją ułatwiają. Zależy to od tego, jak poszczególne osoby potrafią wykorzystywać tę specjalną infrastrukturę.

A więc, niewątpliwie są tu istotne podobieństwa. Ale są też różnice.

Niewidomi, w przeciwieństwie do etnicznych czy rasowych grup mniejszościowych, nie odczuwają tak silnej więzi wewnątrzgrupowej, jak inne grupy. Mimo to, są oni jak imigranci w pierwszym pokoleniu. Żyją sprawami "starego kraju", czyli ludzi widzących, którymi już nie są. Ich rodzice, rodzeństwo, członkowie dalszej rodziny i znajomi są osobami widzącymi. Zwykle nie mają "przodków", z dokonań których mogliby być dumni. Najczęściej nie znają wybitnych niewidomych, nic albo niewiele o nich wiedzą i nie chcą wiedzieć. Nie są oni im bliscy kulturowo, rasowo, etnicznie. Nie mogą więc chlubić się nimi i przez to podnosić poczucia własnej wartości. Nie ma tu czegoś takiego, jak wielka duma Polaków z Jana Pawła II, czy mieszkańców Wisły z Adama Małysza.  

Oczywiście, od każdej zasady są jakieś wyjątki, każde uogólnienie pozostawia margines, który nie mieści się w jego ramach. Tak jest i w tym przypadku. Trafiają się niewidomi, którzy potrafią się integrować, a jednocześnie odczuwać dumę z osiągnięć chociażby Januarego Kołodziejczyka czy sukcesów naszych sportowców na paraolimpiadzie. Jednak stanowią oni mniejszość. Większość nic nie wie ani o tym ociemniałym naukowcu, ani o rekordach niewidomych sportowców.  

Podobieństwo niewidomych do grup mniejszościowych, ich tendencje do izolacji społecznej, tworzenie mikrokultury itp. powinno być uwzględniane w programach i metodach rehabilitacji. Jest to wielkie zadanie dla teoretyków i praktyków rehabilitacji niewidomych.

 

   aaa  

 Zastępstwo zmysłów  

   a Istnieje wiele błędnych wyobrażeń i poglądów na temat wzroku i możliwości zastąpienia go przez inne zmysły.  

Wszystko zaczęło się w starożytności. Uważano wówczas, że wzrok przeszkadza w skupieniu się na rzeczach ważnych, naukowych, filozoficznych, nadprzyrodzonych. Jak głosi legenda, Demokryt pod koniec życia oślepił się, żeby móc lepiej skupiać się na zagadnieniach naukowych. Z takiego poglądu wynikało też przekonanie, że niewidomemu łatwiej być jasnowidzem i przewidywać przyszłość. Stąd w starożytności wielu niewidomych było jasnowidzami.   

Podobne poglądy nie mają realnych podstaw. Brak wzroku niczego nie ułatwia, przeciwnie, wszystko utrudnia. Wyobrażenia te jednak pokutują również w naszych czasach. Oczywiście, już nie jako naukowe tezy, lecz potoczne poglądy.  

Wielu uważa też, że bodźce odbierane przy pomocy jednych zmysłów, mogą zastąpić bodźce odbierane innymi zmysłami. W przeszłości formułowano nawet teorie wikariatu zmysłów, czyli zastępstwa.  

Bodźce odbierane, np. słuchem, nie mogą być niczym zastąpione. Rzecz jasna, można zdobyć w inny sposób informacje, które w życiu codziennym odbierane są przy pomocy słuchu. Niestety, nie wszystkie bodźce dźwiękowe mogą być odbierane innymi zmysłami, a nawet te, które można odbierać, nie są tak dokładne i nie tak łatwe w odbiorze.   

aOsoba głucha może "czytać" z warg rozmówcy i uczestniczyć w rozmowie. Łatwiej tu jednak o pomyłki i nie w każdych warunkach taki odbiór mowy ludzkiej jest możliwy. Osoba głucha z ust "czytać" nie może, jeżeli nie patrzy na osobę mówiącą. Nie może więc porozumiewać się w ciemnościach. Jej uczestnictwo w rozmowach kilku osób również jest ograniczone. Patrzy bowiem na jedną osobę mówiącą i wówczas nie odbiera uwag, komentarzy, wtrąceń innych osób.   

Jeszcze gorzej sprawa wygląda z odbiorem innych dźwięków. Śpiewu słowika nic zastąpić nie może. To samo dotyczy szumu fal morskich, muzyki, odgłosów pojazdów itp. Wprawdzie niektóre dźwięki wiążą się z wibracją, ale wibracja to nie pełny dźwięk. Można w ten sposób odebrać rytm, ale niewiele więcej.  

Były próby zamiany muzyki fortepianowej na kolorowe błyski światła. Może to nawet ładnie wyglądało, ale przecież muzyką nie było.  

Podobnie jest ze wzrokiem. Nie ma sposobu przekazania niewidomemu od urodzenia wrażeń wzrokowych, barw, gry cienia, ruchu. Tu również istnieją pewne możliwości, np. przedmioty w ruchu, często również w spoczynku, wydają dźwięki, które może odbierać i interpretować osoba niewidoma. Nie będzie to jednak obraz galopującego konia czy wodospadu mieniącego się barwami tęczy.  

Nie wszystkie cechy przedmiotów można również odbierać dotykiem, powonieniem czy pozostałymi zmysłami.  

Każdy ze zmysłów odbiera właściwe dla siebie bodźce, które nie mogą być zastąpione innymi. Tylko zmysłem smaku można ocenić, czy herbata jest słodka, zmysłem temperatury, czy coś jest ciepłe, zmysłem słuchu rodzaj dźwięków, a wzroku barwy.   

Oczywiście, temperaturę można zbadać przy pomocy termometru, cukier w herbacie przy pomocy analiz chemicznych, a barwy przy pomocy aparatu o nazwie Kolortest. Wszystko to jednak jest czymś innym niż odbiór bodźców przy pomocy właściwych zmysłów.  

Tak samo błędem jest twierdzenie, że niewidomi mają lepszy słuch czy dotyk niż ludzie widzący. Prawda jest taka, że nie można wyćwiczyć wrażliwości zmysłów. Nie można na drodze ćwiczeń obniżyć progu wrażliwości, tj. spowodować, żeby można było słyszeć dźwięk tak słaby, którego ucho ludzkie nie słyszy, chyba że przy pomocy aparatów wzmacniających. Nie można też poprawić dotyku tak, żeby przy jego pomocy wyczuwać naciski, które są poniżej progu wrażliwości. Można natomiast nauczyć się zauważać i różnicować bodźce. I tak, niewidomy musi zwracać większą uwagę niż człowiek widzący na dźwięki płynące z otoczenia. Są one jemu bardziej potrzebne. Uczy się więc je zauważać i interpretować. To samo jest z dotykiem i z pozostałymi zmysłami. Jest to jednak możliwe na drodze umysłowej, psychicznej, a nie doskonalenia zmysłów.   

Niewidomi nie mają doskonalszego słuchu ani dotyku niż ludzie widzący. Można nawet powiedzieć, że jest przeciwnie, że przeciętnie ich słuch i dotyk są słabsze niż u ludzi widzących. Wynika to stąd, że często czynnik uszkadzający wzrok, np. cukrzyca czy zatrucia, uszkadzają też inne zmysły. Dlatego ociemniali z powodu cukrzycy mają większe problemy z wyczuwaniem np. punktów brajla niż ociemniali z innych powodów.  

Sprawny umysł może wiele, może obyć się bez bodźców świetlnych czy innych i radzić sobie przy pomocy tych zmysłów, którymi dysponuje. Niewidomy może osiągnąć wielką sprawność, ale zawsze będzie to wymagało większego wysiłku i nigdy nie będzie ona całkowita, taka jaką mogą osiągnąć ludzie widzący. W czynnościach powtarzalnych, np. przy wyrobie szczotek, niewidomy może pracować równie szybko i dokładnie jak osoba widząca. W zmieniających się warunkach jednak, zawsze będzie mniej sprawny. Zawsze trudniej mu znaleźć niezbędne informacje, orientować się w przestrzeni, w stosunkach międzyludzkich i wykonywać wiele czynności. Gdyby mógł we wszystkim dorównywać ludziom widzącym, przestałby być osobą niepełnosprawną. Niewidomi naprawdę wiele mogą, wiele potrafią, wiele osiągają, ale przecież nie wszystko. Zawsze jednak powinni dążyć do możliwie pełnego wykorzystania swoich możliwości. I na tym właśnie polega rehabilitacja

    

aaa

    Jak widzą słabowidzący  

    Dla większości ludzi, osoba słabowidząca to taka, która musi nosić okulary i to niemal wszystko, co wiedzą na ten temat. W rzeczywistości jednak sprawa nie jest taka prosta. Istnieje wiele rodzajów osłabionego widzenia i to na różne sposoby.  

Ludziom trudno sobie wyobrazić obraz świata widziany przez słabowidzących z różnymi uszkodzeniami wzroku. Symulatory widzenia ułatwiają to zadanie. Po założeniu niektórych symulatorów trudno jest poznać nawet dobrze znane otoczenie. Różne uszkodzenia wzroku powodują bowiem różne zniekształcenia oglądanych przedmiotów, obrazów, obiektów i całego świata.   

Osłabienie ostrości widzenia  

   Często osoby słabowidzące ogólny obraz otoczenia postrzegają prawidłowo. Nie widzą natomiast małych przedmiotów. Trudno jest im np. czytać drobny druk. Przy większym osłabieniu ostrości widzenia, można czytać tylko bardzo duże litery. Istnieją wprawdzie znaczne możliwości powiększeń, np. obrazu na monitorze komputera, ale to nie zawsze rozwiązuje problem. Czytanie bardzo dużych znaków jest uciążliwe. W wierszu mieści się zaledwie kilka liter, co uniemożliwia objęcie wzrokiem dłuższego wyrazu. Duże powiększenie pozwala rozszyfrować jakiś napis, ale poważnie utrudnia czytanie gazet, książek i pracę z tekstem.  

Człowiek stosujący powiększenia ma trudności, nie tylko z czytaniem, ale również odbiera obraz świata wypełniony nienaturalnie dużymi obiektami. Nie ułatwia to codziennego życia.   

Często występującą wadą widzenia jest krótkowzroczność. Mała krótkowzroczność daje się korygować szkłami, duża natomiast nie, a przynajmniej nie bez problemów. Otóż im większe powiększenie, tym szkła są grubsze i tym mniejszy fragment tekstu, przedmiotu, obrazu może być oglądany. Częściowo szkła z tworzyw sztucznych wyeliminowały fizyczne trudności, spowodowały, że okulary stały się lżejsze, ale inne problemy pozostały. Widzenie takie jest podobne do widzenia szczelinowego, występującego przy zawężeniu pola widzenia. Ale o tym za chwilę.  

Dalekowzroczność również powoduje znaczne problemy. Występuje ona przede wszystkim u osób w podeszłym wieku. W tym przypadku, przedmioty odległe są dobrze widziane, bliskie nie. Jest to uciążliwe w codziennym życiu, przy wykonywaniu czynności we własnym mieszkaniu, w biurze i w innych pomieszczeniach. Na ulicy natomiast nie stwarza większych problemów.   

Poważne ograniczenia powodują ubytki w polu widzenia. Obraz jest wówczas połowicznie lub fragmentami przysłonięty. Mogą to być ubytki widzenia górą oka, dołem, z prawej albo lewej strony. Mogą też występować mroczki rozsiane w całym polu widzenia albo w małych fragmentach.  

Częstą wadą wzroku jest zawężenie pola widzenia. W takich przypadkach, ostrość widzenia może być nawet stuprocentowa. Człowiek wówczas widzi bardzo dobrze, ale niewielki fragment otoczenia. W krańcowych przypadkach wygląda to tak, jak świat oglądany przez dziurkę od klucza. Fragmencik, który mieści się w niewielkim skrawku przestrzeni, jest widziany bardzo dobrze. Wszystko jednak, co znajduje się nieco z prawej lub lewej strony, albo powyżej lub poniżej, zupełnie nie jest widoczne, nie istnieje.   

Taka wada wzroku, nawet jeżeli nie jest krańcowo duża, poważnie utrudnia życie. Bardzo łatwo może być przyczyną wypadku drogowego, wpadnięcia pod samochód, zderzenia z przechodniem, spadnięcia ze schodów. Może powodować, że nie zauważa się znajomych. Wada ta przeszkadza w wykonywaniu różnych czynności, np. zamiast wzięcia filiżanki, przewrócenie jej, zamiast wzięcia chleba, włożenie palców w sos.   

Zawężone pole widzenia jest też powodem nieporozumień. Osoby takie mogą, np. czytać bardzo drobne litery, a jednocześnie nie zauważają ludzi, mebli, pojazdów.   

Można wymieniać więcej ograniczeń osób słabowidzących. Niekiedy mają one trudności z akomodacją, czyli przestawianiem patrzenia z dali na przedmioty znajdujące się blisko i odwrotnie. Często występują trudności z adaptacją wzroku do zmieniających się warunków oświetlenia, np. przy wejściu z nasłonecznionej ulicy do pomieszczeń zamkniętych, podziemnych przejść lub w cień. Człowiek traci zdolność widzenia, a adaptacja oczu trwa długo. Podobnie, gdy z mrocznych pomieszczeń wchodzi w dobrze oświetlone. W tym przypadku następuje olśnienie i całkowity zanik możliwości widzenia przez dłuższą chwilę.   

Istnieje też ślepota zmierzchowa (kurza ślepota), która powoduje, że człowiek staje się zupełnie bezradny po zapadnięciu zmierzchu. Osoby słabowidzące mogą nie widzieć wszystkich, bądź tylko niektórych barw. Mogą nie postrzegać głębi, czyli mieć problemy z oceną odległości, mogą tracić orientację w kierunkach.   

Osoby słabowidzące, w przeciwieństwie do niewidomych, zachowują się w sposób nieprzewidywalny dla postronnego obserwatora. Raz widzą na tyle dobrze, że zachowują się jak ludzie widzący, innym razem nie widzą lub widzą obraz zniekształcony i zachowują się nieporadnie. Podobne ograniczenia są przyczyną nieporozumień i podejrzewania, że osoby te dla jakichś korzyści udają niewidomych. I rzeczywiście, często udają, tyle że udają widzących, a znacznie rzadziej niewidomych.  

Nie zamierzałem tu przedstawiać precyzyjnych opisów schorzeń i wad wzroku, które występują u osób słabowidzących. Moim celem było pokazanie, że jest to złożone zjawisko, że różne są jego objawy. Nie można pochopnie oceniać ich jako oszustów, chociaż tacy też są. Większość jednak rzeczywiście ma poważnie uszkodzony wzrok i często stara się wadę tę ukrywać.

    

aaa

 Wpływ uszkodzenia wzroku na psychikę  

    Człowiek jest istotą psychosomatyczną, to znaczy w jego funkcjonowaniu ważna jest zarówno psychika, jak i ciało (soma). Nie ma potrzeby zastanawiać się, który z tych czynników odgrywa większą rolę, który ma większe znaczenie. Starożytni mówili: "W zdrowym ciele, zdrowy duch". Nie jest to aż tak proste, ale coś w tym jest.  

Człowiek nie funkcjonuje jak wieloczynnościowy automat, np. robot kuchenny. W przypadku tego urządzenia, uszkodzenie jednej części nie musi wpływać w żaden sposób na funkcjonowanie innych, np. uszkodzenie młynka do mielenia kawy nie oznacza, że maszynka do mięsa również nie będzie działała. W tym przypadku tylko uszkodzenie silnika powoduje, że cały robot nie spełnia swoich funkcji.  

Trzymając się tego przykładu, można powiedzieć, że zeszpecenie jego obudowy, porysowanie, poplamienie, powyszczerbianie - w żaden sposób nie wpływa na obniżenie sprawności użytkowej robota. W dalszym ciągu będzie wyciskał soki, kroił warzywa, miksował, jakby nic się nie stało.  

Inaczej jest z człowiekiem. Wyobraźmy sobie młodzieńca, lepiej dziewczynę, której twarz została oszpecona przez poparzenie. Żadna funkcja, istotna dla życia jej organizmu, nie została uszkodzona. Wszystko funkcjonuje jak dawniej. Czy jednak na pewno?   

Dziewczyna ta nie funkcjonuje jak dawniej. Ludzie zwracają na nią uwagę i młodzi mężczyźni nie interesują się nią tak, jak poprzednio. Zostały zakłócone jej społeczne relacje. Mimo więc, że żadna z jej życiowych funkcji nie została naruszona, obniżona została samoocena, powstało skrępowanie, obniżył się poziom zadowolenia z siebie. Dziewczyna zaczyna unikać ludzi, zwłaszcza młodych, wytwarza psychiczne mechanizmy obronne. Zmienia się jej stosunek do ludzi i do siebie. Niekiedy zaczyna dorabiać teorię, że wszystko, co dotąd ją interesowało nie jest godne uwagi, że młodzi mężczyźni są nic niewarci, że kontakty towarzyskie są stratą czasu itd. Oczywiście, tak być nie musi, ale bywa.  

Reakcją na takie oszpecenie może być ucieczka w narkotyki, w alkoholizm, w samotność i negację wszystkiego, co było i powinno być ważne.  

Może też być inaczej. Oszpecenie może wywołać reakcję odwrotną - nie poddam się, ja wam pokażę, osiągnę więcej niż wy, znajdę wartościowego człowieka, założę rodzinę, wychowam dzieci. Aby cele te osiągnąć, oszpecona dziewczyna będzie wytrwale pracowała, uczyła się, zechce wszędzie być najlepsza. I może być świetnym pracownikiem, wspaniałą żoną, wartościowym człowiekiem.  

Utrata lub znaczne osłabienie wzroku jest czymś więcej niż oszpeceniem twarzy, chociaż może też być oszpeceniem, np. zniekształcone gałki oczne. Nie to jednak jest najważniejsze.  

Jak niejednokrotnie starałem się udowodnić, brak wzroku niczego nie ułatwia, a wszystko utrudnia, powoduje poważne ograniczenia we wszystkich dziedzinach życia. Brak wzroku odcina człowieka od najbogatszego źródła informacji, ogranicza orientację w otoczeniu i wpływa na możliwości wykonawcze.  

Czynności, które człowiek widzący wykonuje bez szczególnego skupienia uwagi, automatycznie, niejako mimo woli, niewidomemu sprawiają poważne trudności. Ociemniały, prawie jak niemowlę, musi nauczyć się chodzić, jeść samodzielnie, wykonywać czynności higieniczne i samoobsługowe. Musi uczyć się korzystania z dobrodziejstw pisma itd. Wszystko to wymaga uwagi, pracy, korzystania z pomocy rehabilitacyjnej, posługiwania się sprzętem i pomocami rehabilitacyjnymi. Niewidomy uczy się tego od początku, podobnie jak inne dzieci. Musi jednak opanować i stosować inne metody wykonywania różnych czynności. Metody te, z reguły są trudniejsze, bardziej czasochłonne i mniej dokładne od tych, którymi posługują się dzieci widzące.  

Niewidomy i ociemniały spotyka się również z uprzedzeniami otoczenia, błędnymi wyobrażeniami na temat niewidomych, stereotypami itp. Słabowidzący wywołuje niejednokrotnie różnego rodzaju nieporozumienia, błędne oceny i opinię. O podobnych sprawach pisałem wielokrotnie, w tym cyklu również.  

Obecnie chcę zwrócić uwagę na fakt, że wszystkie te uwarunkowania, ograniczenia i utrudnienia muszą mieć wpływ na psychikę osoby z uszkodzonym wzrokiem. Wpływ ten jednak nie zawsze i nie najczęściej jest negatywny.   

Podobnie jak dziewczyna z oszpeconą twarzą, niewidomy, ociemniały czy słabowidzący może uciekać w alkoholizm, narkotyki, w samotność i rezygnację. Jego niepełnosprawność jednak może być, i w wielu przypadkach jest, czynnikiem mobilizującym do wysiłku. Dobitnie świadczą o tym osiągnięcia niewidomych w: pracy zawodowej, działalności artystycznej, naukowej i w innych dziedzinach życia.   

Wszystko więc zależy od człowieka i nic z góry przesądzone nie jest. Na możliwości niewidomych i słabowidzących wpływa wiele czynników, brak lub osłabienie wzroku jest tylko jednym z nich. Ważne są zdolności, poziom inteligencji, warunki środowiskowe, wpływy otoczenia, możliwość korzystania z nauki, z pomocy rehabilitacyjnej itp.   

Najważniejsze jednak są cechy osobowości. Nawet przy najwyższym poziomie inteligencji można w życiu nic nie osiągnąć, jeżeli zawiedzie pracowitość, wytrwałość, ambicja, zdolność do wytyczania sobie realnych celów i konsekwentnego dążenia do ich osiągania.

 

Wpływ uszkodzonego wzroku na uspołecznienie  

 

Czytelnicy mogli wyrobić sobie opinię, że utrata lub znaczne osłabienie wzroku wywiera wpływ na wszystkie dziedziny życia. O trudnościach w kontaktach społecznych pisałem w numerach 9(16)/06, 10(17)/06, 11(18)/06 i 1(20)/07 "BIT-u".  

Teraz podzielę się spostrzeżeniami i przemyśleniami dotyczącymi konsekwencji tych trudności w życiu społecznym.  

Na wstępie muszę podkreślić, że niewidomi i słabowidzący, również pod tym względem, nie różnią się od pozostałych ludzi. Jedni są otwarci, weseli, usposobieni życzliwie do ludzi i odbierają ludzi jako życzliwych, przyjaznych, porządnych. Są i takie osoby z uszkodzonym wzrokiem, w tym całkowicie niewidome, które potrafią być duszą każdego towarzystwa. Ale są również niewidomi i słabowidzący, którym kontakty z ludźmi sprawiają trudności. Są zamknięci, nieufni, niekiedy podejrzliwi, nie mają najlepszego zdania o ludziach i uważają, że ludzie są nastawieni do nich nieprzychylnie, że są gotowi ich wykorzystać, a w najlepszym przypadku są obojętni.  

Pamiętajmy jednak, że ludzie widzący też są różni, otwarci i zamknięci, ufni i nieufni itd. Nie każda osoba widząca dobrze czuje się w towarzystwie i nie każda lubi towarzystwo.  

Niepełnosprawność powoduje pewne trudności w kontaktach międzyludzkich. O tych obiektywnych oraz wynikających z nieporozumień, pisałem już wcześniej. Teraz należy kilka zdań poświęcić uwarunkowaniom psychicznym w kontaktach społecznych.  

Nie może czuć się dobrze wśród ludzi osoba, którą np. boli ząb albo osoba chora. Jej cierpienie i złe samopoczucie potrafi popsuć nastrój każdego towarzystwa. Osoby z podobnymi dolegliwościami wiedzą o tym i unikają kontaktów z ludźmi. Ich otoczenie również wie o tym i rozumie, że jest to stan przejściowy.  

Są jednak osoby niezadowolone z życia, ze wszystkiego co je otacza, ze swych dokonań albo braku dokonań, z przeszłości i teraźniejszości oraz w przyszłości nie widzą dla siebie nic dobrego. Ich stan psychiczny, usposobienie i nastrój mają trwały charakter. Osoby takie nie mogą liczyć na sukces w kontaktach międzyludzkich. Nikt nie lubi skrajnych pesymistów i każdy unika ich. I to jest normalne.  

Jeżeli osoba niewidoma lub słabowidząca jest podobnego usposobienia, skłonna jest wszystkie niepowodzenia w kontaktach z ludźmi przypisywać swojej niepełnosprawności. Skłonna jest uważać, że gdyby dobrze widziała, życie towarzyskie i wszelkie kontakty społeczne stałyby dla niej otworem, nie miałaby żadnych trudności w tej dziedzinie.  

Brak wzroku lub jego poważne uszkodzenie może doprowadzić do skrajnego pesymizmu i zerwania wszelkich kontaktów z ludźmi.  

Jak pisałem w wyżej wymienionych numerach "BIT-u", niewidomi i słabowidzący mają różnorodne trudności w kontaktach z ludźmi. Ludzie, których spotykają też nie zawsze wiedzą, jak mają zachowywać się w ich obecności.  

Zdarza się, że trudności te są przyczyną unikania ludzi. Niestety, nie rozwiązuje to problemów natury psychicznej. Im mniej ma ktoś kontaktów z ludźmi, tym ostrzejsze występują problemy. Podejmowane próby pokonywania trudności, najczęściej kończą się niepowodzeniem. Kontakty z ludźmi zanikają niemal zupełnie, ograniczają się do absolutnej konieczności. Kontakty zanikają, ale narasta żal, potęgują się pretensje do ludzi, że nie chcą utrzymywać kontaktów z niewidomym, że są egoistyczni itp. To ostatecznie niweczy wszelkie możliwości, jakie istniały. Jest to samonakręcająca się spirala. Żal i pretensje zrażają ludzi, którzy rzeczywiście zaczynają unikać niewidomego, a to z kolei potęguje poczucie osamotnienia i coraz większe pretensje.  

Zdarza się, że osoba niewidoma lub słabowidząca nie potrafi mówić o niczym, oprócz swoich rzeczywistych i urojonych krzywd. No i jest to położenie całkowitej tamy na drodze uspołecznienia i całkowitą blokadą wszelkiej optymistycznej myśli, ostatecznego ugruntowania poglądu, że na osoby widzące liczyć nie można. W ten sposób następuje kres kontaktów społecznych, samotność i poczucie beznadziejności.  

Warto zastanowić się nad tym mechanizmem i starać się nie dopuszczać do jego rozwijania się. Wymaga to przede wszystkim:  

a) nie usprawiedliwiania wszystkich trudności brakiem lub osłabieniem wzroku,  

b) unikania negatywnych ocen postaw ludzi widzących,  

c) unikanie zgłaszania pretensji, jeżeli uważamy, że dzieje się nam krzywda w kontaktach z ludźmi,  

d) bardziej krytycznego stosunku do własnych postaw i zachowań,  

e) eliminowania niewłaściwych własnych zachowań, a nie oczekiwania tego  

   od innych.  

 

Niewidomi, choroba i starość  

 

Starzenie się jest procesem naturalnym. Wszystkie organizmy żywe rodzą się, rozwijają, osiągają pełnię sprawności i zanikają. Starość, o ile człowiek młodo nie umrze, np. na skutek wypadku, nikogo nie minie. Jedni dłużej zachowują sprawność fizyczną i intelektualną, u innych wcześniej ona zanika, ale u każdego występuje.  

Człowiek pod koniec życia staje się mniej sprawny, częściej choruje, odczuwa różne dolegliwości, w tym niekiedy bardzo bolesne, coraz więcej potrzebuje pomocy, później opieki i w końcu pielęgnacji.  

Starość nie omija również osób niepełnosprawnych, w tym niewidomych i słabowidzących. Można by powiedzieć, że pod tym względem osoby z uszkodzonym wzrokiem nie różnią się od pozostałych ludzi. Czy jednak tak jest?  

Rzeczywiście, ból jest jednakowy i jednakowa jest choroba. To jednak nie wyczerpuje problemu. Osoba bez niepełnosprawności, gdy ją rozboli ząb, o wiele łatwiej dowie się, gdzie jest dyżur, gdzie przyjmuje lekarz stomatolog i bez trudu tam trafi. Osoba niepełnosprawna, jeżeli jej niepełnosprawność jest znaczna, ma poważne trudności. Osoba poruszająca się na wózku musi jeszcze dowiedzieć się, gdzie nie ma dla niej barier, czy dojeżdża tam autobus niskopodłogowy, ewentualnie zamówić taksówkę, do której można wózkiem "wjechać", musi też pokonać różnego rodzaju trudności na drodze. Niewidomy może mieć trudności w dowiedzeniu się, gdzie ma szukać czynnego gabinetu stomatologicznego i w dotarciu się do niego. Nie zawsze łatwo tam trafi. Oczywiście, u lekarza wszyscy są już tylko pacjentami, wszyscy są chorymi, są więc równi.  

Czy jednak wszystkim jest równie łatwo to osiągnąć. Pomijając problem dotarcia do odpowiedniej placówki, problemy występują również na miejscu. Niewidomemu sprawia poważne trudności orientowanie się w posuwaniu się kolejki. Ludzie chodzą, zmieniają miejsca, rozmawiają i wiedzą, kto jest przed nimi, kto już wszedł do gabinetu i czy wyszedł. Niewidomy nie może tego kontrolować. Nawet, jeżeli współoczekujący obiecają powiedzieć, kiedy przyjdzie jego kolej, nie jest pewien, czy nie zapomną i niepokoi się. Do jego cierpień wynikających z choroby, dołączają się różne niedogodności wynikające z braku wzroku. Niewidomy, jeżeli mieszka sam lub z innymi osobami niewidomymi, ma problemy z rozpoznawaniem leków i obserwowaniem objawów choroby. Znam przypadek, że niewidomy wykrwawił się niemal na śmierć. Nastąpiło bezbolesne pęknięcie wrzodu dwunastnicy, nie widział krwi w kale i nie wiedział, co się dzieje.  

W świetle powyższych faktów widać wyraźnie, jak wiele jest tu problemów, ile uwarunkowań i trudności, które nie występują u ludzi bez niepełnosprawności.  

Podobnie mają się sprawy ze starością. Jak już wspomniałem, każdy człowiek staje się na starość mniej sprawny. U niewidomego natomiast, na trudności wynikające z obniżania się sprawności, nakładają się ograniczenia wynikające z braku wzroku. Nie można powiedzieć, że są one jednakowe u niewidomych i widzących, bo taka jest starość.  

Człowiek stary stopniowo traci pamięć. Zapomina przede wszystkim bieżące wydarzenia, a pamięta dawne. W codziennym życiu jednak, pamiętanie tych dawnych jest mniej potrzebne. Wyobraźmy sobie, że dwie stare osoby zapomniały, gdzie odłożyły klucze. Osoba widząca rozejrzy się i znajdzie. A niewidoma? Pewnie też znajdzie, tyle że obmaca rękami wszystkie miejsca, w których klucze mogą być i te w których nie powinny się znaleźć.  

Ruchy rąk stają się mniej precyzyjne, u wielu ręce trzęsą się. W takiej sytuacji wykonywanie różnych czynności bez kontroli wzrokowej staje się szczególnie utrudnione.  

W podeszłym wieku często następuje osłabienie słuchu. Jest to zmysł dalekiego zasięgu, który odgrywa wielką rolę w orientacji przestrzennej niewidomych. Jego osłabienie powoduje piętrzenie się ograniczeń samodzielnego poruszania się i podróżowania. Pogłębia to niezaradność i niesamodzielność.  

Osoby w podeszłym wieku niejednokrotnie mają trudności ze zmysłem równowagi. Przy zaburzeniach tego zmysłu znacznie częściej trafiają się upadki i złamania kości. Tak jest prawie u wszystkich osób starszych. Każdy podeszłym wieku, jeżeli potknie się, najczęściej upadnie. Osoba niewidoma jednak częściej potyka się, bo nie widzi nierówności terenu, drobnych przeszkód na drodze, oblodzeń, dziur itp. Częściej więc potyka się i upada albo ogranicza swoją samodzielność. Wówczas jednak wymaga zwiększonej pomocy i opieki.  

Jedną z głównych dolegliwości jest tu poczucie osamotnienia, nieprzydatności, zepchnięcia na margines życia. Brak wzroku utrudnia również walkę ze skutkami poczucia opuszczenia, braku kontaktów z ludźmi itp. Trudniej zająć się wnukami, trudniej znaleźć rozmówcę i sensownie wypełnić nadmiar wolnego czasu.  

Kiedyś na przystanku autobusowym spotkałem starszego pana, który nigdzie nie jechał. Powiedział, że wyszedł na przystanek, żeby z ludźmi porozmawiać. No tak, czuł się samotny. Ale przecież, gdyby był osobą niewidomą, trudniej byłoby mu zagadywać nieznajomych. I podobnie jest ze wszystkim.  

Niekiedy osoba niewidoma w podeszłym wieku jest sprawna intelektualnie, mogłaby jeszcze robić coś pożytecznego, ale z jej możliwości nie chce korzystać nawet środowisko, w którym działała przez całe życie.  

Spotęgowaniem trudności, które wyżej wymieniłem, są choroby wynikające z wieku i trudności radzenia sobie z nimi. Nawet młoda osoba niewidoma ma więcej trudności radzenia sobie z chorobą niż osoba widząca. Stara osoba niewidoma ma ich wielokrotnie więcej, gdyż przyczyny jej niepełnosprawności sumują się i nie jest to proste sumowanie się. W tym przypadku dwie niepełnosprawności występujące jednocześnie dają zawsze wynik większy niż prosta ich suma. Trudno precyzyjne wyliczyć, o ile następuje tu zwiększenie skutków każdej z niepełnosprawności, choroby czy ograniczenia, ale z pewnością jest ono znaczące. Zjawisko to podobne jest do zawałów serca czy wylewów do mózgu. Drugi zawał czy drugi wylew powoduje zawsze większe skutki niż pierwszy. Każdy następny jest nieproporcjonalnie bardziej groźny.  

Dodać należy, że choroby wieku starczego wymagają częstych wizyt u lekarza, a nie jest to proste. Wymagają też zakupu leków, udawania się do apteki, przy czym ważne jest, żeby była to tańsza apteka. Nie jest proste również dawkowanie leków, niekiedy konieczne jest cięcie tabletek lub liczenie kropel itp. Wszystko to jest utrudnione przez brak wzroku.  

Odrębnym zagadnieniem jest utrata wzroku w wieku podeszłym. W tym przypadku jest to inna jakość. Niewidomy nauczył się żyć z niepełnosprawnością i na starość stopniowo traci te umiejętności. Człowiek, który stracił wzrok w starości, ma bardzo ograniczone możliwości nauczenia się wykonywania różnych czynności metodami bezwzrokowymi. Ma on znikome szanse na osiągnięcie, choćby w przybliżeniu, takiej sprawności, jaką posiada osoba niewidoma w jego wieku.  

Z powyższych rozważań wynika, że starość, która dla nikogo nie jest łatwa, dla niewidomych jest szczególnie trudna. Wynikają też zadania dla służb pomocy społecznej, dla stowarzyszeń działających na rzecz niewidomych oraz dla wolontariatu. Konieczne jest wypracowanie odpowiednich form pomocy dla takich osób i stworzenie systemu ich stosowania. Dotyczy to przede wszystkim samotnych niewidomych w podeszłym wieku, ale i żyjący w rodzinach, niejednokrotnie potrzebują pomocy zewnętrznej.  

Bez wątpienia nie wyczerpałem wszystkich aspektów problemu starości i braku wzroku. Nie to było moim celem. Chciałem zwrócić uwagę Czytelników i władz stowarzyszeń oraz służb społecznych na złożoność zagadnienia. Uświadomienie sobie problemu bowiem, jest warunkiem rozpoczęcia poszukiwań możliwości jego rozwiązania. Omawiane problemy nie należą do łatwych. Konieczne jest więc zaangażowanie wielu osób i instytucji do po

   szukiwania metod ich przezwyciężania.

Poglądy, oceny, rady  

 

Ludzie na ogół bardzo mało wiedzą o problemach, trudnościach i możliwościach osób niewidomych. Jest to zrozumiałe. Jeżeli są tego świadomi, to jeszcze nie jest tak źle. Gorzej, jeżeli wiedzą niewiele, a wydaje się im, że wiedzą bardzo dużo. Zupełnie źle jest, jeżeli tę pozorną wiedzę starają się stosować do rozwiązywania problemów osób niewidomych i słabowidzących.  

Zdarza się, że przygodnie spotkane osoby lepiej wiedzą, co jest potrzebne niewidomemu niż on sam. Na pytanie, np. jaki to numer autobusu, odpowiadają pytaniem, a dokąd pan chce jechać. Niewidomy doskonale wie, dokąd chce jechać, ale nie wie, jakiej linii autobus przyjechał. Niemal powszechnie ludzie uważają, że dla osób niewidomych najlepsze są szerokie, gładkie chodniki, bez zakrętów, drzew, słupów, schodów itp. Niby prawda, lecz orientacja w tak niezróżnicowanej przestrzeni jest niezmiernie trudna.  

Wielu uważa, że im niewidomy ma mniej obowiązków, mniej musi samodzielnie wychodzić z domu, mniej spraw załatwiać, tym lepiej mu się żyje. Pogląd taki nie uwzględnia wielu potrzeb człowieka: aktywności, ruchu, niezależności, kontaktów z ludźmi itp. Niekiedy osoby najbliższe, w trosce o wygodę i bezpieczeństwo niewidomego, ograniczają jego aktywność i nieświadomie wyrządzają mu krzywdę.  

Zdarza się, że nawet fachowcy z różnych dziedzin, jeżeli usiłują zastosować wiedzę ogólną do rozwiązywania specjalistycznych problemów, popełniają błędy.  

Zarząd Główny PZN-u zlecił kiedyś znanej i cenionej dziennikarce opracowanie ekspertyzy dotyczącej prasy dla niewidomych i słabowidzących. Celem ekspertyzy miał być wzrost atrakcyjności tej prasy. Wśród wielu wniosków znalazł się i taki, że niejednokrotnie dobre zdjęcie lepiej przemawia do czytelników niż długie artykuły. Oczywiście, jest to prawda, tyle że nie ma zastosowania do prasy wydawanej w brajlu i nagranej na taśmie magnetofonowej lub płytach CD w zapisie znakowym lub mp3. W brajlu nie można drukować zdjęć, nie można ich nagrywać na taśmie magnetofonowej ani na płytach CD. A gdyby nawet było to możliwe, niewidomi nie mogliby z nich korzystać.  

Innym przykładem jest zalecenie zamieszczania najciekawszego artykułu czy zdjęcia w środku zeszytowego czasopisma. Jest to podyktowane względami handlowymi. Klient MPiK-u, czy podobnej instytucji, bierze do ręki czasopismo, które w sposób naturalny otwiera mu się na zszyciu, czyli w środku, (tzw. rozkładówka), przeczyta parę zdań, zainteresuje się i kupi. I jest to zalecenie całkowicie słuszne. Nie odnosi się jednak do czasopism wydawanych dla niewidomych i słabowidzących. Czasopism tych nie ma w kioskach, księgarniach czy podobnych placówkach, nikt nie bierze ich do rąk i nie sprawdza, czy go zainteresuje. Słuszna zasada nie ma więc tu zastosowania.  

Najgorzej jednak jest, jeżeli osoby zawodowo pracujące z osobami niepełnosprawnymi, niewiele wiedzą na temat ich potrzeb i problemów. Niejednokrotnie podejmują decyzje w sprawach, które mają znaczenie dla osób niepełnosprawnych. Jeżeli ich poglądy nie są oparte na rzetelnej wiedzy, to i decyzje nie mogą być prawidłowe.  

Uczestniczyłem kiedyś w naradzie w biurze Pełnomocnika Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych, której przedmiotem była dostępność placówek służby zdrowia dla osób niepełnosprawnych. Wysoki urzędnik w tym biurze, pani L. P., powiedziała: "Jak mnie boli ząb, to niczym nie różnię się od osoby niepełnosprawnej, którą boli ząb, jeżeli jestem chora i mam wysoką temperaturę, to tak samo czuję się, jak chora osoba niepełnosprawna". Dodam, że pani ta w środowisku osób niepełnosprawnych pracowała kilkadziesiąt lat. Zaprotestowałem przeciwko takiemu rozumieniu problemu i wywołałem uśmieszki politowania. Takie to było oczywiste, że ból zęba, temperatura i choroby są jednakowe u wszystkich ludzi. Problem dotarcia do lekarza, pilnowania kolejki, poszukania tańszej apteki, dawkowania leków itp. dla tych "specjalistów" nie istniał.  

W ośrodku w Konstancinie odbywała się kilkudniowa narada specjalistów pracujących na rzecz osób niepełnosprawnych. Ośrodek ten jest całkowicie dostosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych - budynki parterowe, nie ma schodów, drzwi szerokie itp.  

Narada była zorganizowana w czerwcu. Uczestnicy na wszystkie przerwy wychodzili drzwiami "balkonowymi" bezpośrednio na trawnik. W drzwiach był kilkucentymetrowy próg. Jeden z uczestników, dyrektor wojewódzkiego ośrodka rehabilitacji i zatrudnienia osób niepełnosprawnych, zwrócił się do mnie mówiąc: "No proszę, jaka głupota. Osoba na wózku wyjedzie przez ten próg, ale jak tu mają chodzić niewidomi?" Dodam, że mówił to do osoby niewidomej i widział, że ten próg nie stanowił żadnego problemu.  

W rezultacie tak "racjonalnych" poglądów, podejmowane są decyzje, które zamiast służyć niewidomym, są dla nich dodatkowymi utrudnieniami. Można tu wymienić przysłowiową już likwidację krawężników. Ułatwia to życie osobom na wózkach i utrudnia niewidomym, a nawet naraża ich na niebezpieczeństwo.  

Podobnie ma się sprawa z obowiązkiem instalowania w instytucjach dla osób niepełnosprawnych drzwi, które otwierają się na korytarz. Jest to uzasadnione dla osób poruszających się na wózkach. W przypadku np. pożaru, wózek mógłby zaklinować się w drzwiach, które otwierają się do wewnątrz pomieszczeń. Mogłoby to być dla nich niebezpieczne. W przypadku osób niewidomych sprawa wygląda inaczej. Nie może tu być mowy o zaklinowaniu się w drzwiach otwierających się do wewnątrz pomieszczeń. Jest natomiast duże niebezpieczeństwo uderzenia się w drzwi otwierane na korytarz.  

Zdarza się, że niewidomy nie może podjąć pracy, ponieważ biuro lub warsztat znajdują się na piętrze, a nie ma windy. I nie jest tu ważne, że niewidomy może swobodnie chodzić po schodach, a nawet może wspinać się po drabinie. Ważne jest, że wózkiem trudno jest jeździć po schodach, a więc skoro tak, to i niewidomi muszą mieć windy. Są przecież osobami niepełnosprawnymi.  

Przykładem prawa stanowionego w celu ułatwienia życia niepełnosprawnym pracownikom, które utrudnia znalezienie zatrudnienia i utrzymanie się w zatrudnieniu, są uprawnienia niepełnosprawnych pracowników. Skrócony dzień pracy, dodatkowe przerwy w pracy, dodatkowe dni urlopu itp. sprawiają pracodawcy trudności organizacyjne, powodują zmniejszenie wydajności pracy, wprowadzają niepotrzebne różnicowanie uprawnień pracowniczych. Jeżeli uwzględnimy, że i bez tego pracodawcy niechętnie zatrudniają pracowników z niektórymi niepełnosprawnościami, np. niewidomych, uprawnienia te są dla nich szkodliwe, chociaż prawodawca miał dobre intencje.  

Niekiedy specjaliści nawymyślają tyle udogodnień, tyle ułatwień, tyle zabezpieczeń, że chyba żaden pracodawca nie zechce zatrudniać np. niewidomego, jeżeli dowie się, że powinien: zlikwidować progi, zainstalować uchylne okna, sprowadzić specjalne meble z obrotowymi szufladami, klamki pochować w płaszczyźnie drzwi, ściany korkiem wyłożyć itp. A wszystko to nie jest konieczne i nawet w biurze Zarządu Głównego PZN takich cudów nie ma. Ktoś wymyślał, jakby tu niewidomemu pracownikowi biurowemu życie ułatwić. Chciał dobrze, a rezultat może być fatalny.  

We współpracy z osobami niewidomymi, w pracy na ich rzecz, w kontaktach z nimi, najważniejszy jest zdrowy rozsądek. Nie wszystko można łatwo przewidzieć, zapisać i nauczyć się. Ważne jest, żeby wiedzieć, że niewidomi na ogół znają swoje potrzeby. Zamiast wymyślać kosztowne i kłopotliwe, a przy tym zbędne ułatwienia, lepiej zapytać zainteresowanego, jak można mu pomóc. Rzecz jasna, rada ta nie dotyczy specjalistów rehabilitacji niewidomych. Oni znają problemy i sposoby ich rozwiązywania. Osoby, które nie posiadają specjalistycznej wiedzy, a chcą pomóc osobie niewidomej, powinny zapytać ją o to, czy potrzebna jest pomoc, jaka pomoc i jak jej udzielić. Jest to najprostsza metoda. A wiadomo, że metody  

   takie są zwykle najlepsze.

 

 

Komentarze bez zrozumienia  

 

W cyklu tym sporo pisałem o kontaktach społecznych osób z uszkodzonym wzrokiem. Jest to ważne zagadnienie, a nie zawsze niewidomi i słabowidzący uświadamiają sobie wszystkie występujące uwarunkowania. Jeżeli osoby bezpośrednio zainteresowane niekoniecznie dobrze rozumieją swoją sytuację i problemy w kontaktach z ludźmi bez niepełnosprawności, to społeczeństwo musi mieć i ma z tym jeszcze większe trudności. Rehabilitacja społeczna jest najtrudniejsza, gdyż jej wyniki zależą od obydwu stron, tj. od osoby z uszkodzonym wzrokiem i od jej otoczenia.  

Osoba niewidoma może opanować pismo punktowe, nauczyć się wykonywania czynności życia codziennego metodami bezwzrokowymi i wiele innych. Zależy to przede wszystkim od niej. Osiągnie dobre rezultaty w tak zwanej rehabilitacji podstawowej lub nie osiągnie. Na jedno i na drugie mają wpływ niemal wyłącznie jej cechy osobowości, ambicja, wytrwałość, wiara w możliwości i chęci. Ważna jest tu pomoc instruktorów rehabilitacji, ale nie decydująca.  

Podobnie ma się sprawa z rehabilitacją zawodową. Tu również niemal wszystko, no może z wyjątkiem samego zatrudnienia, zależy przede wszystkim od niewidomego lub słabowidzącego. Tu również pomoc instruktorów jest bardzo ważna, ale nie decydująca. Decydują chęci, zaangażowanie, wytrwałość osoby niepełnosprawnej. Zatrudnienie natomiast w znacznej mierze zależy od pracodawcy, a więc od innych ludzi, od ich wiedzy, od poglądów, od interesów, obaw itd.  

Rehabilitacja społeczna, ze swej natury, jest procesem przebiegającym w środowisku społecznym. Psychika człowieka jest bardzo skomplikowana i jeszcze słabo poznana. Człowiek więc jest istotą trudno poznawalną, skomplikowaną, a jego zachowania często nieprzewidywalne. Społeczeństwo składa się z tych, skomplikowanych istot. Jego zachowania, stosunki społeczne, mechanizmy rządzące grupami społecznymi muszą być i są bardzo złożone. Powoduje to, że funkcjonowanie społeczne osoby niepełnosprawnej nie jest łatwe i zależy w znacznej mierze od czynników zewnętrznych.  

Jedną z bardziej uciążliwych cech niektórych osób jest obserwowanie i komentowanie życia, postępowania i zachowań innych ludzi, w tym osób z uszkodzonym wzrokiem. Obserwujemy stałą poprawę w tej dziedzinie, ale daleko jeszcze do stanu zadowalającego. Anonimowość życia w wielkich miastach chroni przed wścibstwem, ale nie do końca. Znacznie gorzej sprawa wygląda w środowiskach wiejskich i małomiasteczkowych.  

Dziewczyna wychodzi za mąż za niewidomego. Komentarze są jasne i zrozumiałe - albo nikt inny jej nie chciał, albo zgłupiała. Zdarza się, że niewidoma dziewczyna wychodzi za mąż za widzącego młodego człowieka. A to już całkiem jest niezrozumiałe. To już na lepszą go nie stać? O co mu chodzi? Zupełnie stracił głowę.  

Zdarza się, że podpita osoba albo i zupełnie trzeźwa zaczepi na ulicy kobietę z niewidomym mężem i w jego obecności zapyta, dlaczego za niego wyszła. Sytuacje takie miłe być nie mogą i nie są. Na szczęście nie występują zbyt często. Świadczą jednak o sposobie myślenia niektórych osób i o dezaprobacie.  

Znacznie częściej zdarzają się komentarze w rodzaju: powinna to zrobić, a nie wymagać od niewidomego, dlaczego niewidoma musi gotować i chodzić na zakupy, czy nie można by dzieci pogonić?  

Małżeństwo wychowuje troje dzieci. On jest osobą niewidomą, ona ma dobry wzrok. Mąż pracuje w biurze, a żona jest nauczycielką. Godziny ich pracy nie pokrywają się. Niewidomy pracuje znacznie dłużej, a jego żona ma więcej obowiązków domowych. Na czas, w którym oboje pracują, zatrudniają piastunkę do dzieci. On jeździ do pracy autobusem, a ona samochodem. Sąsiedzi głośną komentują tę sytuację, oczywiście, na niekorzyść kobiety. Rozbija się samochodem, a ten nieszczęśliwy jeździ autobusem. I nie jest ważne, że małych dzieci, nie można samych zostawić, że gdyby chciała go odwozić, piastunka musiałaby pracować co najmniej po dziesięć godzin dziennie, a to kosztuje. Paskudna baba i tyle.  

Niewidomy jeździ z żoną do pracy. On wykonuje wolny zawód i nieźle zarabia. Ona prowadzi dom, zajmuje się dziećmi i jemu pomaga. Wracają do domu, on wysiada, bierze siatki z zakupami i idzie kilkadziesiąt metrów do domu. Ona odprowadza samochód na parking. I znowu paskudna baba - wykorzystuje biednego niewidomego. Powinna najpierw go odprowadzić, zanieść zakupy, a później zająć się samochodem, a że obiad byłby później, a że dziecko trzeba odebrać ze szkoły czy przedszkola - co to sąsiadów obchodzi. Oni tylko widzą nieszczęśliwego niewidomego z zakupami w rękach.  

Podobne sytuacje i przykrości nie wynikają bezpośrednio z niepełnosprawności. Ich przyczyny tkwią w naturze ludzkiej, która sprawia, że ludzie oceniają, krytykują, a nie zawsze rozumieją to, co krytykują. I na dobrą sprawę, nie ma na to rady. Oczywiście, czasami można coś wytłumaczyć. Częściej jednak można spotkać się z kolejnymi niepochlebnymi wypowiedziami. Jeżeli osoba widząca starałaby się wyjaśnić przyczyny takiego czy innego postępowania, wniosek byłby jasny - czuje się winna i tłumaczy się. Jeżeli wyjaśniałaby to osoba niewidoma, również wniosek jest oczywisty - nie dosyć, że jest krzywdzona, to jeszcze wstydzi się za swoją żonę czy męża i stara się usprawiedliwiać.  

Rada jest jedna, nie przejmować się. Nie da się tak postępować, żeby wszyscy to rozumieli i uznawali. Łatwiej jednak udzielać rad niż je stosować w sytuacjach mało komfortowych. To prawda, ale wyjaśniać można tylko osobom bardziej zżytym, a nie wszystkim, którzy tylko patrzą i wzrokiem potępiają.  

Nadmienić jednak należy, że podobne zachowania są bardziej przykre dla widzącego współmałżonka niż dla niewidomego, gdyż negatywne oceny kierowane są przede wszystkim pod jego adresem. Niewidomego co najwyżej krytykują za to, że nie potrafi się bronić przed tak niecnym traktowaniem.  

Mimo że nie jest to rada, do której łatwo się zastosować, raz jeszcze poradzę - róbcie swoje bez względu na oceny otoczenia. W tym przypadku najważniejsze jest, czy małżonkowie rozumieją się wzajemnie i aprobują. Inni niechaj myślą, co chcą.  

Pisałem o ocenach odnoszących się do małżeństw, ale podobne uwagi i opinie mogą dotyczyć innych członków rodziny, matki i syna lub córki, teściowej i synowej, rodzeństwa itp. Wszystkim zainteresowanym poradzić mogę jedno - nie przejmujcie się, bo niezależnie od tego, co zrobicie, zawsze znajdą się tacy, którzy będą krytykowali. Postępujcie więc tak, żeby niewidomemu współmałżonkowi czy innemu członkowi rodziny było z Wami  

   w miarę dobrze, a Wam z nim.  

 

 

Rozrehabilitowywanie  

 

Niektóre postawy osób widzących stanowią zagrożenie dla samodzielności niewidomych. Wynika ono z życzliwości osób widzących, z miłości, z chęci pomocy, chęci ułatwiania tak trudnego życia. Chociaż u podstaw tego zagrożenia leżą bardzo pozytywne przesłanki, skutki mogą być i w wielu przypadkach są negatywne. Dotyczy to niewidomych dzieci, dorosłych osób niewidomych oraz osób ociemniałych, czyli wszystkich osób z uszkodzonym wzrokiem.  

Najczęściej rodzice przychyliliby nieba swemu niewidomemu dziecku. Zdarza się, że ich postawy są negatywne, wstydzą się swego dziecka, odrzucają je, oddają do ośrodka szkolno-wychowawczego z internatem i niewiele interesują się jego losami. Przypadki takie jednak rzadziej występują. Znacznie częściej niewidome dzieci otaczane są nadmierną troską, miłością i opieką.  

Rodzice bardzo często ograniczają aktywność swoich niewidomych dzieci. Wyręczają je we wszystkich czynnościach, zakazują niemal wszystkiego w trosce o ich bezpieczeństwo. W rezultacie z tak wychowywanego dziecka wyrasta człowiek niesamodzielny, niezaradny, bojaźliwy, który liczy tylko na pomoc innych osób. Nie wymaga nic od siebie, za to przejawia mocno rozbudowane postawy roszczeniowe w stosunku do otoczenia. Pomoc tak wychowanemu niewidomemu w późniejszych latach jego życia jest bardzo trudna, często zupełnie nieskuteczna. Utrwalone sposoby zachowania, mechanizmy obronne, postawy roszczeniowe, brak wiary we własne siły i brak chęci przezwyciężania trudności powodują, że skutki niepełnosprawności są bez porównania większe niż byłyby przy prawidłowym wychowaniu.  

Zdarza się, że niewidomego w szkole nauczą samodzielności i zupełnie dobrze radzi sobie z orientacją przestrzenną, sam chodzi i podróżuje, wykonuje czynności samoobsługowe itp. Po powrocie do domu rodzinnego albo po założeniu rodziny - rodzice, rodzeństwo, współmałżonek, zaczynają wszelkimi sposobami "ułatwiać" mu życie. Wykonują za niego różne czynności, niczego nie wymagają, spełniają życzenia, a wszystko to z miłości, z chęci pomocy, ułatwienia życia.  

Zdarza się, że młody człowiek buntuje się przeciwko tak "dobremu" traktowaniu. Jeżeli posiada odpowiednie cechy osobowości, silny charakter, nie da się "rozrehabilitować". Wielu jednak nie posiada silnego charakteru, wielu nie lubi "przemęczać się" i chętnie korzysta z pomocy i opieki. W rezultacie odzwyczaja się od samodzielności. Wszystkie czynności zaczynają sprawiać mu coraz większe trudności, coraz chętniej unika ich wykonywania. I tak - z człowieka samodzielnego, zaradnego przekształca się w osobę niesamodzielną, niezaradną. Coraz więcej wymaga pomocy i coraz więcej ma pretensji, że go "zaniedbują". Zostaje rozrehabilitowany i bardzo źle się z tym czuje, a jednocześnie brakuje mu sił, żeby zmienić ten niekorzystny stan rzeczy.  

Podobnie ma się sprawa z ociemniałymi. W tym przypadku, na drodze do w miarę normalnego życia, staje nie tyle utrata wzroku, co "miłość" otoczenia, przede wszystkim osób najbliższych. Często wyręczają one we wszystkim nowo ociemniałego, niczego nie wymagają, podsycają wiarę w postęp okulistyki, nawet wówczas, gdy nie ma żadnej nadziei, obiecują cudowny sprzęt, który oczy zastąpi itp. Rezultat jest żałosny. Ociemniały nie osiąga tego, co mógłby osiągnąć, zdaje się na pomoc najbliższych i innych ludzi, ma coraz więcej do nich pretensji, jest niesamodzielny i czuje się z tym źle.  

Z rozważań tych wynika jasno, że nadmierna opiekuńczość, wyręczanie niewidomego we wszystkim, brak wymagań itp. do niczego dobrego nie prowadzą. Odnosi się to zarówno do dzieci, jak i do osób dorosłych. Ponieważ przyczyną takiego traktowania jest miłość rodzicielska, rodzinna, małżeńska - trudno jest zwalczać takie nieprawidłowości. Jest to jeszcze trudniejsze, jeżeli niewidomy pogodzi się ze swoją niesamodzielnością i nie  

   chce podjąć wysiłku rehabilitacyjnego.

 

 

    Nadzieja, wróg czy przyjaciel?

 

Utrata wzroku jest wielkim doświadczeniem, tragedią, która spotyka ociemniałego i jego rodzinę. Na szczęście postęp okulistyki jest już na tyle duży, że w większości przypadków potrafi nie dopuścić do najgorszego. Na skutek wypadków, zatruć, chorób i dziedziczności następuje częściowa utrata wzroku. Dzięki lekarzom okulistom, najczęściej pacjent zachowuje liczące się możliwości widzenia, a jak wiemy, są one bardzo ważne. Możliwości widzenia, nawet niewielkie, mają praktyczne zastosowanie i jeszcze większe znaczenie natury psychicznej.  

Jeżeli jednak następuje całkowita utrata wzroku, albo bardzo duże jego osłabienie, staje poważne zadanie przed specjalistami rehabilitacji. I tu następuje zderzenie realiów z nadzieją, potrzeb z wyobrażeniami, wiedzy z nieprawidłowymi poglądami, konieczności działania z wyczekiwaniem, trudu z miłością, która przed nim chroni.

Największym albo jednym z największych wrogów rehabilitacji niewidomych dzieci oraz nowo ociemniałych, jest nadzieja rodziców, rodzin i osób, które wzrok utraciły, na jego odzyskanie. Dziecko nie decyduje o sobie. Decydują jego rodzice i to ich nadzieja utrudnia podjęcie procesu rehabilitacji dziecka. W przypadku dorosłych osób nowo ociemniałych, one same żywią nadzieję na szybkie odzyskanie wzroku i nadzieją żyją ich rodziny. Lekarze niekiedy podsycają tę nadzieję, "obecnie nic zrobić nie można, ale przecież postęp medycyny jest tak wielki..."  

Jak wiadomo, nadzieja umiera ostatnia. Rodzice dziecka i dorosłe osoby nowo ociemniałe oraz ich rodziny pielęgnują nadzieję i nie dają jej umrzeć. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby przedmiotem nadziei były, nie możliwości okulistów, lecz możliwości rehabilitacji niewidomych.  

Oczywiście, jeżeli jest podstawa do nadziei na odzyskanie wzroku, pomaga ona walczyć z bieżącymi trudnościami. Jeżeli jednak w czasie dającym się przewidzieć, nie można oczekiwać osiągnięć medycyny, które przywrócą wzrok, nadzieja skutecznie hamuje wszelkie próby rehabilitacji. "Po co się trudzić, skoro za pół roku, za rok, może za dwa lata będę widział".  

Nadzieja jest tak silna, że nawet wówczas, gdy lekarze okuliści nie dają do niej podstaw, żyje i ma się dobrze. Jeżeli przestaje się wierzyć w medycynę, są jeszcze znachorzy, uzdrowiciele, cuda. Z nadzieją żyje się lepiej, łatwiej, przyjemniej. Jest źle, ale będzie dobrze. Warto żyć. Czy jednak na pewno tak jest dobrze?

Prawda jest taka, że znaczna część osób, które wierzą w odzyskanie wzroku, nie chce podejmować wysiłku, którego celem jest usamodzielnienie, nauczenie się życia bez wzroku, nauczenie się wykonywania różnych czynności metodami bezwzrokowymi.

Nauczenie się samodzielnego chodzenia bez kontroli wzrokowej nie jest łatwe, przeciwnie - jest bardzo trudne i niebezpieczne. Będę więc tego unikać.  

Według potocznego mniemania pismo brajla jest bardzo skomplikowane, punkty trudno wyczuwalne, a poza tym, do czego ono może służyć? Do kontaktów z niewidomymi? "Przecież ja będę widział i wcale nie chcę znać żadnych niewidomych".

Czynności z zakresu gospodarstwa domowego, też nie są łatwe. Można się przy tym pobrudzić, skaleczyć, oparzyć, coś stłuc, zniszczyć. Niech więc zrobią inni co trzeba, tym bardziej, że oni też tak uważają.

"Posługiwanie się komputerem mogłoby wiele ułatwić, ale to nie dla mnie - ponad setka klawiszy. Jak się w tym połapać bez patrzenia. Poza tym nie można posługiwać się myszą. Lepiej się nie trudzić, odpocząć, nie trwonić sił na bezsensowną naukę. Przecież jeszcze pare miesięcy, jeszcze rok i będę widział".  

I tak niekiedy jest ze wszystkim i to przez bardzo długi czas, przez lata, a nawet do końca życia. W ten sposób nadzieja, bez której trudno żyć, okazuje się większą przeszkodą w życiu ociemniałego niż utrata wzroku. Podobnie jest z dziećmi, które rodzą się niewidome. Nadzieja i miłość ich rodziców opóźnia, a niekiedy uniemożliwia rozpoczęcie procesu rehabilitacji i jego prawidłowy przebieg.  

Jak widać, nic na tym pięknym świecie proste nie jest. Bez nad

   ziei jest bardzo trudno żyć, a z nadzieją niekiedy jeszcze trudniej.

 

Nadmierna wiara w sprzęt rehabilitacyjny  

 

Częstym zjawiskiem jest przecenianie możliwości, jakie stwarza niewidomym sprzęt rehabilitacyjny, nowoczesna technika, technologia i informatyka. Jest to, zaraz po braku wiary w jakiekolwiek możliwości niewidomych i przecenianiu osiągnięć medycyny, największy grzech, który hamuje podjęcie procesu rehabilitacji.  

Bez wątpienia w ostatnich dziesiątkach lat powstały niebywałe możliwości zastosowania w rehabilitacji niewidomych różnorodnych urządzeń. Trudno obecnie wyobrazić sobie młodego niewidomego, który nie posługuje się komputerem z mową syntetyczną. Komputer stworzył osobom niewidomym możliwości, których jeszcze kilkadziesiąt lat temu nawet sobie nie wyobrażali. Bardzo łatwa stała się praca z tekstem, możliwe czytanie zwykłego druku, prowadzenie baz danych i posługiwanie się arkuszami kalkulacyjnymi. Korzystanie z internetu umożliwia wyszukiwanie informacji i ich przetwarzanie. Dostępne są niektóre gry komputerowe, te tradycyjne np. szachy i brydż i te najbardziej nowoczesne.  

Nawigatory, GPS w telefonach komórkowych i inne urządzenia ułatwiają orientację przestrzenną oraz samodzielne chodzenie i podróżowanie.  

Nie oznacza to jednak, że wszystkie problemy rozwiązuje technika. Bez własnego wysiłku, bez woli walki z przeciwnościami, bez ćwiczeń i gromadzenia doświadczeń, niewidomy nie może osiągnąć optymalnego stopnia samodzielności. Wiara w postęp techniczny, niekiedy rozbudzana przez środki przekazu, często wspierana przez własne wygodnictwo i miłość najbliższych są przyczynami gnuśności i szarego życia bez przyszłości.  

Znam przypadek z lat osiemdziesiątych, kiedy to pojawił się cudowny, wieloczynnościowy aparat o pięknej nazwie "Heliotrop". Otóż przy pomocy tego aparatu niewidomi mieli mieć wspaniałe możliwości. Miał służyć w orientacji przestrzennej, do rozpoznawania czerni, szarości i bieli, do wykrywania źródła światła i do pomiarów elektrycznych. Cuda tego wyprodukowano ponad 500 sztuk za grube pieniądze. Nie znam ani jednego niewidomego, który posługiwałby się tym aparatem, oczywiście, nie licząc prób. Prasa rozdmuchała sprawę na skutek interwencji konstruktora "Heliotropu" i klops. Nikt aparatu nie chciał. Dowiedział się jednak o nim jakiś okulista i postanowił pocieszyć nim górnika, który utracił wzrok w wypadku. Ten młody człowiek nie chciał niczego uczyć się tylko czekał na "Heliotrop", który miał rozwiązać wszystkie jego problemy. Znam niewidomych o niskim poziomie inteligencji, których najbliżsi uznali, że potrafią oni posługiwać się komputerem i wykonywać interesujące prace.  

Niestety, żadne narzędzie, nawet najbardziej wyrafinowane urządzenie, myśleć za nikogo nie będzie, za niewidomego również nie. Może wydatnie pomóc w wykonywaniu wielu czynności. Są też i takie czynności, których bez zastosowania odpowiedniego sprzętu niewidomy wykonywać nie może. Nie można jednak przeceniać znaczenia sprzętu rehabilitacyjnego i wierzyć, że przy jego pomocy da się rozwiązywać wszystkie problemy. Mało tego, często posługiwanie się nowoczesnym sprzętem, w pierwszym okresie, wymaga wielkiego wysiłku. Komputer ułatwia wykonywanie różnych czynności, niektóre wręcz umożliwia, ale dopiero wówczas, gdy niewidomy opanuje sprawne posługiwanie się nim. A to nie jest takie proste.  

Znaczenia sprzętu w rehabilitacji nie należy więc przeceniać. Trzeba wiedzieć, że niektórzy niewidomi osiągali wielkie sukcesy w czasach, w których nie było dla nich żadnego sprzętu. I trzeba też wiedzieć, że wielu nie osiąga żadnych sukcesów, chociaż mogą korzystać z bardzo dobrego sprzętu. Wszystko zależy od człowieka, od niewidomego, a nie od sprzętu i nawet nie od specjalistów rehabilitacji. Wszystko to może pomóc, ale tylko wówczas, gdy niewidomy czy ociemniały sam sobie pomoże, tj. zechce skorzystać z pomocy instruktorów i zechce nauczyć się posłu

   giwać dostępnym sprzętem.

BIT 10-2008

 

Środowisko niewidomych i słabowidzących   

 

Często używamy tego określenia. Czy jednak w pełni uświadamiamy sobie, czym jest środowisko społeczne w sensie ogólnym, czym jest środowisko niewidomych i słabowidzących?  

Otóż najogólniej można powiedzieć, że środowisko w rozumieniu społecznym jest grupą ludzi, których coś ważnego łączy. Mówimy więc o środowisku lekarzy, prawników, chrześcijan, o środowisku politycznym, akademickim, przestępczym itd. Każde z tych środowisk łączy rodzaj pracy lub działalności. A co łączy nasze środowisko?  

Pozornie odpowiedź jest prosta - łączy nas utrata lub poważne uszkodzenie wzroku. I to jest prawda, czy jednak cała prawda?  

Możemy mówić np. o środowisku rolniczym. Czy jednak dużo łączy rolnika, który posiada 3 ha ziemi z tym, który posiada 300 ha i z tym, który ma 3 tysiące hektarów. Oczywiście, łączy ich to, że każdy z nich posiada ziemię, ale chyba niewiele więcej. Tak samo jest z osobami z uszkodzonym wzrokiem. Niektóre z nich są rzeczywiście niewidome. Inne widzą bardzo mało i są blisko tych niewidomych. Jeszcze inne widzą nieco więcej i nazywamy je słabowidzącymi. Do naszego środowiska zaliczane są też osoby, które sporo widzą. Są one bardzo blisko osób widzących, uważają się za widzące i w odbiorze społecznym są osobami widzącymi. Mamy więc wielką rozpiętość, od zera widzenia do znacznych możliwości.   

Środowisko to również infrastruktura - stowarzyszenia, instytucje, urządzenia. I mamy taką infrastrukturę. Mamy stowarzyszenia, chociażby PZN, ZOŻ, TPG, Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi. Mamy instytucje dla niewidomych i słabowidzących: przedszkola, szkoły, zakłady pracy, ośrodki leczniczo-rehabilitacyjne, domy opieki społecznej. Jest to ważny czynnik spajający nasze środowisko.   

Najważniejszym czynnikiem spajającym jest świadomość środowiskowa. A jaka jest nasza, środowiskowa świadomość? Obawiam się jednak, że nie jest ona zbyt silna.   

Spróbujmy zastanowić się nad tymi dwoma czynnikami, nad ich trwałością, zmiennością i znaczeniem.  

Nasze środowisko posiadało kiedyś bardzo bogatą infrastrukturę. Spółdzielni niewidomych było ponad 30 i zatrudniały one ponad 10.500 niewidomych i słabowidzących. Obecnie część spółdzielni funkcjonuje w formie szczątkowej i nie odgrywa już tak wielkiej roli.   

Był czas, kiedy PZN rozwijał na potęgę działalność gospodarczą i powołał aż 17 spółek. Obecnie funkcjonują tylko 3 spółki, z których dwie - ZNiW i "Print 6" - przeżywają potężne trudności. Ta forma też więc straciła znaczenie.  

To samo dotyczy szkół dla niewidomych i słabowidzących. Muszą one konkurować z nauczaniem zintegrowanym i chyba również przeżywają kryzys.   

Pezetenowskie ośrodki leczniczo-rehabilitacyjne też niekoniecznie pracują dla niewidomych i słabowidzących, a niewidomi wcale nie tak chętnie korzystają z ich usług.   

Najważniejszym składnikiem środowiskowej infrastruktury są stowarzyszenia. Niestety, one również przeżywają kryzys. Bez trudu można wykazać to na przykładzie PZN-u. Traci on członków i członkowie tracą zainteresowanie jego działalnością.  

Słabnie więc znaczenie infrastruktury. Coraz słabiej zaspokaja ona potrzeby osób niewidomych i słabowidzących.  

A jak wygląda sprawa naszej świadomości?   

Trzeba tu stwierdzić, że nigdy nie było z tym najlepiej. Środowisko miało dobry aktyw, zaangażowanych działaczy i dosyć liczną grupę świadomych członków. Większość jednak nie identyfikowała się ze środowiskiem. Byli to ludzie formalnie i faktycznie niewidomi lub słabowidzący, psychicznie jednak byli ludźmi widzącymi, myśleli i czuli jak ludzie widzący. Przychodzili do stowarzyszeń, głównie do PZN-u, dla korzyści, dla legitymacji, dla zapomóg itd. Na co dzień jednak ze środowiskiem niewiele ich łączyło. Ich środowiskowa świadomość była bardzo słabo rozwinięta.  

Obecnie sprawa wygląda jeszcze gorzej. Jak już wspomniano, środowiskowa infrastruktura coraz słabiej zaspokaja potrzeby osób z uszkodzonym wzrokiem. Coraz mniej można zyskać, np. w PZN-ie i coraz więcej gdzie indziej, np. w pcpr-ach. Słabnie więc zainteresowanie przynależnością do stowarzyszeń i ich działalnością. Słabnie więź środowiskowa. I jest to wielki problem, wielkie zadanie, które powinno być rozwiązane. Ale to już inne zagadnienie.  

Reasumując można stwierdzić, że środowisko niewidomych i słabowidzących jest coraz mniej wyraziste, coraz mniej liczące się, coraz mniej doce

   niane przez osoby, które stanowią jego populację.

BIT 11-2008