Biografia prasowa  

 

Andrzej Chudkowski  

recytator  

Działacz na niwie kultury  

 

 

 

 Jądro życia

Grażyna Wojtkiewicz  

 

      Jednym z laureatów ogólnopolskiego konkursu recytatorskiego, który odbył się w maju bieżącego roku w Koninie, został Andrzej Chutkowski z Warszawy. Wśród 11 całkowicie pełnosprawnych finalistów, obok pana Chutkowskiego, znalazł się także drugi niewidomy - Stanisław Bożek z Przemyśla. Pan Andrzej zdobył III miejsce za fragment prozy Leszka Kołakowskiego - "Rozmowy z diabłem" oraz "Księgi przypowieści" Brandstaettera.Rodzinne pasje. "Wychowałem się w rodzinie, miłującej literaturę. Jak to zwykle bywa, byłem "etatowym" recytatorem na wszelkich szkolnych uroczystościach. Marzyłem o scenie. Chciałem zostać aktorem lub choćby krytykiem teatralnym. Na przeszkodzie młodzieńczych marzeń stanęły jednak kłopoty ze wzrokiem. Zaczęły się tuż po maturze, więc o szkole teatralnej musiałem zapomnieć. Zdałem na polonistykę, ale i tych studiów nie dane mi było ukończyć - nie radziłem sobie z czytaniem dużej ilości lektur. I tak, pomału, musiałem dostosować marzenia do rzeczywistości. Skończyłem 3_letnie Studium Kultury i Oświaty Dorosłych, potem, już w trakcie pracy - 2_letnie Studium Asystentów Socjalnych. Nie zerwałem więc zdecydowanie z literaturą, sztuką, poezją. Była to zawsze moja pozazawodowa pasja. Kiedy zaczynam rozmawiać z ludźmi, często zastanawiam się, co też oni sobie o mnie myślą. No bo przecież facet jest niemłody, siwy, a zajmuje się głupstwami. Teraz trzeba robić rzeczy konkretne, przynoszące pieniądze, a nie bujać w obłokach. Jednak to właśnie recytacja, ta moja staroświecka pasja sprawia, że świat wokół mnie jest plastyczny i barwny, podczas gdy inni widzą go szarym i zupełnie nieciekawym. Poezja dostarcza mi tylu wspaniałych przeżyć, które i ja, poprzez recytację, mogę przekazywać innym. I nie chodzi tu o nagrody, lecz o ludzkie wzruszenia. Gdy słuchacze dziękują mi za piękne słowo, jest to dla mnie największą satysfakcją.  

 Miałem to szczęście w życiu, że zawsze spotykałem na swojej drodze takich pasjonatów, jak ja. A może to ja potrafiłem dostrzec ich w tłumie? Maciej Rayzacher, przedtem Jacek Borkowski (aktor warszawskiego teatru "Ateneum") czy obecnie aktorka - Lucyna Suchecka to wielcy entuzjaści poezji, którzy swój entuzjazm potrafią zaszczepić innym. To było tak... Pierwsze poważne występy na prawdziwej scenie wspominam z rozrzewnieniem. W latach siedemdziesiątych przy warszawskim okręgu PZN zebrała się grupka osób, próbując stworzyć jakąś działalność kulturalną. Tak powstał kabaret "Gafa", do którego i ja się przyłączyłem. Byli tam fajni ludzie - Aleksandra Bojanowska, która w kabarecie poznała swego przyszłego męża - Eugeniusza, Andrzej Szczygieł, Włodek Stefanek, Małgorzata Osuchowska - nasza najlepsza wokalistka, Anna Waksberg. Sami pisaliśmy teksty, coś w rodzaju politycznej satyry. Wtedy było to modne, a tematów nie brakowało.

 Występowaliśmy w kołach, osiedlowych świetlicach, klubach emerytów, szkołach. Nasz kabaret był także swego rodzaju wizytówką możliwości niewidomych, którzy potrafią nie tylko narzekać na swój los, lecz także rozweselać innych. Moim debiutem na forum ogólnopolskim był udział w konkursie recytatorskim, organizowanym przez Polski Związek Niewidomych. Nie odnotowałem wtedy jakiegoś znaczącego sukcesu. Potem nastał stan wojenny. Nasz kabaret zajął się repertuarem poważniejszym, patriotycznym. Zmieniliśmy też jego nazwę na "Teatr Poezji", zaś pracowaliśmy pod kierunkiem Macieja Rayzachera - wspaniałego aktora i człowieka, który w tych czasach był na czarnej liście polskich aktorów, jako sympatyk i działacz opozycji.  

 Wtedy to posypały się prawdziwe nagrody: pierwsza - zdobyta w ogólnopolskim konkursie recytatorskim, zorganizowanym przez ówczesny Centralny Związek Spółdzielczości Inwalidów, potem liczne wyróżnienia".  

Pan Andrzej chciał się sprawdzić także jako reżyser. Wyreżyserował trzy spektakle, nagrodzone w Poznaniu na festiwalu zespołów teatralnych inwalidów. Były piękne kostiumy, muzyka, wszystko bardzo widowiskowe. Dostrzegli to jurorzy, przyznając nagrodę. A potem wszystko się skończyło. Przede wszystkim pieniądze na kulturę. Z trudem udało się utrzymać przy warszawskim okręgu Teatr Poezji. Odszedł Maciej Rayzacher na prestiżowe obecnie stanowisko szefa od spraw kultury w Ministerstwie Obrony Narodowej. Zastąpiła go pani Lucyna Suchecka. Teraz działają w trzyosobowym składzie - żona pana Andrzeja także dzieli pasje męża. Wspólnie recytują, wspólnie opracowują teksty.  

 Nowa era.  

 Przełomowym momentem w działalności kulturalnej środowiska niewidomych było utworzenie dwa lata temu kieleckiego Centrum Kultury Niewidomych. Od tej pory jest to działalność regularna, zorganizowana, prowadzona przez wysokiej klasy fachowców. Nie bez znaczenia jest także możliwość sprawdzenia się w konkurencji z ludźmi pełnosprawnymi, bowiem niewidomi recytatorzy biorą regularnie udział w konkursach ogólnopolskich. I właśnie ta ostatnia, prestiżowa nagroda pana Chutkowskiego, stąd się wzięła.  

 W życiu pana Andrzeja nie ma miejsca na pustkę. Od 27 lat pracuje w ogólnoinwalidzkiej spółdzielni poligraficznej na stanowisku asystenta socjalnego. Nie jest to praca łatwa w obecnych czasach. Wiadomo - bezrobocie, brak środków do życia. Trzeba interweniować w ośrodkach pomocy społecznej, pertraktować z różnymi instytucjami, informować o przysługujących uprawnieniach, bronić inwalidę przed bezdusznością gospodarki rynkowej. Pan Chutkowski jest członkiem spółdzielczej komisji "Solidarności", a także sekcji niepełnosprawnych przy regionie "Mazowsze". Działa też w komisji rewizyjnej Koła PZN Żoliborz. Ma 50 lat, żonę i troje dzieci. No i tę młodzieńczą pasję, która nie pozwala się zestarzeć.  

 

 "Co mi daje poezja? Jest dla mnie światem wspaniałych przeżyć, ucieczką przed szarzyznącodzienności, lekarstwem na stresy. Dzięki niej stałem się wrażliwszy, umiem dostrzec to, czego inni nie widzą, bogaci mnie wewnętrznie. Jest receptą na życie ciekawe, niekonwencjonalne, jest po prostu jądrem mego życia...".

 Pochodnia   sierpień 1993