„zawsze redaktor”
Henryk Szczepański Melpomena, wiersz i karabin Zwycięska batalia o scenę Pod koniec marca w katowickim Centrum Scenografii Polskiej odbyły się wzruszające uroczystości jubileuszowe Zofii Książek Bregułowej, aktorki, poetki i ociemniałego żołnierza Armii Krajowej, która w tym roku świętuje dwie rocznice: 80. urodzin i 50. pracy artystycznej. Był koncert, dyplomy, gratulacje, szampan, bukiety i kosze kwiatów od ministra, prezydentów, aktorów, poetów,, duchownych, polityków, weteranów Armii Krajowej, ociemniałych żołnierzy Rzeczpospolitej Polskiej, harcerzy i mieszkańców Katowic ale przede wszystkim mieliśmy nadzwyczajną okazję obejrzenia nie zwykłej urody monodramu Finna Methlinga, który zaprezentowała sama jubilatka. Młodzieży teatralnej i aktorom recytującym wiersze sędziwej poetki, Dech w piersiach zaparło! Okazało się, że bez suflera można się obejść, nawet w osiemdziesiątej jesieni życia! Jako jedyna niewidoma aktorka w Polsce przez ponad pół wieku dawała przykład jak człowiek pozbawiony wzroku może skutecznie walczyć o swoje miejsce pracy na scenie teatralnej i jak wiele może zdziałać dla ubogacenia ojczystej mowy oraz języka. Nieszczęścia jakie spotkały tę kobietę i szykany z jakimi przyszło się jej zmagać w walce o prawo do wykonywania ukochanego zawodu, jej curriculum vitae, bez żadnej przesady pozwalają porównać z cierniową drogą do świątyni Melpomeny. Toteż nic dziwnego, że ks. prałat Henryk Zganiacz, składający życzenia w imieniu metropolity katowickiego arcybiskupa Damiana Zimonia, klękając przed jubilatką i całując jej dłonie przywołał słowa znanej wielkopostnej pieśni, mówiąc: - Krzyż Twój całuję, pod Krzyżem Twoim uklękam, bo na Tym Krzyżu, Boga mego widzę! Wiersze jak Anioł czuwające Na kredensiku, w rodzinnym domu Zosi Książkównej stał obrazek przedstawiający Anioła pochylonego nad kołyską. Mama mówiła, że ten białoskrzydły duch modlił się wierszem. Wspólnie z nim szczebiotała: "Aniele Boży, Stróżu mój..." To były najpierwsze okruchy poezji, które jak pisklęta zamieszkały w serduszku małej dziewczynki. Mijały lata a one wyrastały na coraz to piękniejsze ptaki. W kieleckiej Szkole Handlowej, w której zdobyła maturę, panna Zofia była czołową deklamatorką. Należała do czołówki najlepszych uczennic. Wyróżniała się pracowitością i stanowczością. W jej wielodzietnej rodzinie nigdy się nie przelewało toteż aby zdobyć pieniądze na studia aktorskie w Warszawie, po maturze, podjęła pracę, początkowo w fabryce a potem w banku. Wierszem marzyła i myślała. Nic więc dziwnego, że decydując o studiach, wybrała dramaturgię na tajnych kompletach Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej. Rodzicom nie powodziło się najlepiej. Korepetycjami i dodatkową pracą sama zdobywała środki na utrzymanie i zawsze wzorową naukę nagradzaną stypendiami. - Pamiętam jeszcze pierwszy wykład - wspomina p. Zofia - prowadziła go prof. Jadwiga Turowicz a odbył się, w prywatnym mieszkaniu p. Mieczyńskiej, przy ul. Marszałkowskiej 74 w Warszawie. Było to 15 listopada 1939 r. Książkówna należała do wyjątkowego pokolenia Kolumbów i ten rozdział jej biografii przypadł na mroczne lata okupacyjnej nocy. Jej kolegami z roku byli m.in. Wieńczysław Gliński, Klemens Mielczarek i Jerzy Bielenia. W trudnych chwilach wojny, panna Zofia odkryła w sobie nie tylko wielką wrażliwość ale i męstwo, którego nie powstydziłby się żaden mężczyzna. Jako łączniczka i sanitariuszka walczyła w Powstaniu Warszawskim. Broniąc ojczyzny rzuciła na szalę własne życie ale los przyjął jej ofiarę w innej postaci. Ciężko ranna, straciła wzrok. Jenieckie obozy i szpitale Okaleczona trafiła do hitlerowskiej niewoli. Zasmakowała goryczy i rozpaczy osamotnienia w nieszczęściu. Nie skapitulowała bo bataliony wierszy jak bojowe chorągwie, defilowały wszerz i wzdłuż jej myśli. Jak białoskrzydły Anioł z rodzinnego kredensu, pochylały się nad jej snem i witały radośnie o poranku. - Z wielkim trudem wydobywałam się z depresji - wspomina p. Zofia -powiedziałam sobie, że jeśli w sercu mam tyle wierszy, to muszę się nimi podzielić z moimi koleżankami. Z dnia na dzień rosła popularność Zofii Książkównej, swoim współtowarzyszkom niedoli recytującej najpiękniejsze strofy polskiej poezji. Jednocześnie ona sama dojrzewała do sformułowania własnej wypowiedzi lirycznej. W międzyczasie, przeżywa największą miłość swego życia. Już po zakończeniu wojny, podczas pobytu w jednym z angielskich szpitali, poznaje przyszłego męża, muzyka Włodzimierza Bregułę. Młodzi, zakochani w sobie i w Polsce, wracają do kraju. Poetycki brulion Zofii książek Bregułowej dopełnia się ostatnią strofą ale na półkach księgarskich ukazuje się dopiero w roku 1978. Nosi tytuł "Śpiewam mój ból". Wypełniły go reminiscencje wojenne i pełne liryzmu zwierzenia. Mówi o zmaganiach z losem i o przeżyciach niewidomej kobiety poszukującej swego miejsca wśród ludzi. Jest owocem artystycznych przeżyć, dziełem literackim i dowodem wielkiej wrażliwości ale nade wszystko jest Wierszem Aniołem, który znów pochyla się nad Zofią, dodając otuchy i szepcząc jaką drogą i dokąd pielgrzymować. Teatr asymptotyczny Od 1951 r. Zofia Książek Bregułowa zamieszkuje w Katowicach i jest związana z tutejszym Teatrem Śląskim. Wcześniej grywała już na innych scenach ale tutaj z roku na rok nie może dostać roli na miarę jej ambicji i oczekiwań. Powodem, dla którego kolejni dyrektorzy nie znajdują dla niej odpowiedniej obsady są dysfunkcje wzroku. Dopiero w latach siedemdziesiątych za dyrekcji Mieczysława Daszewskiego, jedynej w kraju niewidomej aktorce przypada w udziale monodram Finna Methlinga "Podróż do zielonych cieni". Potem gra jeszcze w "Życiu" Ernesta Brylla, "Tabu" Jacka Bocheńskiego i kilku innych spektaklach jednego aktora. W pierwszych latach po wojnie współpracowała z warszawską rozgłośnią Polskiego Radia a później przez długie dziesięciolecia z katowicką. Jednocześnie występowała z setkami koncertów i recitali poetyckich prezentowanych w kinach, domach kultury, domach wczasowych, świetlicach i kościołach na terenie Polski i województwa. Nieodłącznym towarzyszem i duszą wszelkich jej poczynań zawsze był, bezgranicznie w niej zakochany, mąż Włodzimierz. W roku 1985 spotyka ją kolejna tragedia. Podczas niefortunnego upadku traci resztki widzenia. Na długi czas pogrąża się w bezkształtnym mroku. Przeżywa chwile apatii i rezygnacji. Scena, do której z taką determinacją dążyła, znów zaczęła się oddalać i odgrodziła się murem nieprzeniknionej czerni. Jeszcze jedna linia jej marzeń niczym geometryczna asymptota, zbliżyła się na moment i już nigdy nie osiągnie upragnionego celu. To był wyjątkowo bolesny wyrok losu. W rok później zmarł jej mąż, człowiek niezwykłej dobroci, mądrości i talentu. Nie młodą już wdowę otoczyły ciemności. I wtedy, wśród tych czarnych dni i nocy, niczym nie różniących się jeden od drugiego, pojawiło się ogromne światło. - To była prawdziwa ulewa barw - mówi Zofia Bregułowa -piękniejsze mogą być tylko marzenia. Psychotronicy nazywają to widzeniem pozazmysłowym. Widziałam wszystkie barwy tęczy i tysiące odcieni na najbardziej kolorowych i ukwieconych łąkach świata. W tragicznych dniach osamotnienia i życiowej porażki związanej ze sceną teatralną, znów w sukurs przyszły wiersze. Wyrastały z przemyśleń, wspomnień i nadziei, w sercu p. Zofii układających się w słowa, rytmy i obrazy, z których powstały kolejne.dwa tomy poetyckie: "Nie płacz Antygono" i "Cykada na smyczku". W biografii Zofii Książek Bregułowej są pomnikami jej literackiego kunsztu ale te wiersze pełnią też swoją dawną powinność. Na podobieństwo Aniołów, znad dziecinnego łóżeczka, czuwają nad spokojnym snem i dobrym jutrem artystki. Tylko one jej nie opuściły. P.S. Barbara Czajkowska napisała powieść biograficzną poświęconą Zofii Książek Bregułowej pt. "Będziesz jedna, jedyna". Krzysztof Miklaszewski nakręcił film pt. "Prawo do sceny" a Magdalena Makaruk dokument zatytułowany "Poezja utkana z życia" Kwartalnik " Nasze Sprawy" 2002
|