Przez trud i walkę do celu

   Zofia Książek- Bregułowa

 

  Miałam dwadzieścia cztery lata, ukończone studia aktorskie i oczy roześmiane ogromną radością rychłego wstąpienia na deski sceniczne. Miało spełnić się największe marzenie mojego życia. I wtedy wybuchło tragiczne w skutkach Powstanie Warszawskie. Czerwonym huraganem pomknęło w ulice Warszawy, zagarniając tysiące młodych, gorejących serc, wśród których i moje mocno biło. Z każdym dniem marzenie o teatrze przygasało, tliło się maleńkim płomyczkiem i stawało się coraz dalsze, gdy tymczasem płomienie Świętokrzyskiej, Czackiego i Traugutta były bliskie i ogromniały w swojej śmiercionośnej grozie.

 Dnia 5 września czterdziestego czwartego roku, w chwili, gdy miałam transportować rannych kolegów na odcinek mniej zagrożony, odłamkami pocisku artyleryjskiego zostałam ciężko ranna i straciłam wzrok. Miesiąc w warszawskiej piwnicy- szpitalu, a potem długie miesiące niewoli w hitlerowskim obozie jeńców wojennych, miesiące tragiczne nieludzkimi warunkami bytowania i ślepotą. Moja jednak miłość do teatru i wiara w odzyskanie wzroku były tak wielkie, że kazały mi wytrwać.  

Każdy, kto był w Grosslubart i Oberlagen, pamięta dziewczynę z czarną opaską na oczach, recytującą przy słabym świetle migocących świec. Te moje tak zwane koncerty zabijały złe, kąśliwe myśli, oblepiające serce i mózg pajęczyną zwątpienia. Krzepiły innych, a mnie umacniały w niezłomnym przekonaniu, że skończy się niewola, muszę widzieć i będę aktorką. Jestem na scenie. Wzrok odzyskałam w tak minimalnym stopniu, że nikt z ludzi nie chciał wierzyć, bym kiedykolwiek mogła grać.  Ciężka była walka, którą stoczyłam, by ten mur niewiary przełamać, a radość mojego debiutu nie da się ująć w słowa.  

Dnia 15 września czterdziestego dziewiątego roku, prawie w dziesięć lat od rozpoczęcia moich studiów aktorskich, grałam pierwszy raz na scenie Państwowego Teatru Ziemi Opolskiej rolę Zośki- wariatki w "Placówce" Prusa. Gdy stanęłam na scenie, serce mocno biło bolesnym wzruszeniem, że nareszcie i mimo wszystko doczekałam się własnej premiery. Grałam tak, że nie tylko publiczność, ale nawet koledzy, wiedząc o moim inwalidztwie, nie wierzyli w nie. W ślad za rolą Zośki przyszła trudniejsza technicznie Hanka w "Moralności pani Dulskiej", Marietie w "Pieją koguty" Bałtuszisa, Ślusarzowa w "Rewizorze" Gogola i wiele innych, następnie engagement do Teatru Śląskiego w Katowicach.  

Praca w teatrze nie jest dla mnie łatwa. Wprawdzie roli uczę się szybko dzięki bardzo dobrej pamięci, sytuację w sztuce po kilkunastu próbach opanowuję również dokładnie, podczas spektakli jednak muszę być bardzo opanowana i czujna, bo myśli biegną dwoma torami, co męczy i wyczerpuje nerwowo. Muszę pamiętać o należytym interpretowaniu roli, o istnieniu ludzi, sprzętów i rekwizytów na scenie. Poza tym nie zawsze spotykam się ze zrozumieniem kolegów i ich serdeczną radą czy pomocą.  

Wszystkie te trudności pokonuję jednak i będę pokonywać wytrwale, bo wiem, że tylko przez twardy codzienny trud, poprzez nieugiętą walkę przekonam całe społeczeństwo o niezaprzeczalnej wartości swojego artystycznego powołania i pracy niewidomych.

Pochodnia,  grudzień 1951