Biblioteka marzeń - biblioteka zdarzeń - Alicja Nyziak

III miejsce w konkursie „Jaka, według Ciebie, powinna być biblioteka dla niewidomych? ”Drzwi dawno nie używane westchnęły z ulgą. Znowu ktoś je otworzył, znowu są potrzebne i mogą ukazać swoje skarby. Promienie słońca niczym migotliwe świetliki rozproszyły mrok, budząc otulone ciszą i aksamitną sennością pomieszczenia. W oddali rozbrzmiewało minione echo ludzkich kroków, którym wiernie towarzyszył miarowy odgłos białej laski. Stuk-puk, stuk-puk. Lekki podmuch wspomnień rozkołysał przeszłość, która falując ukazała literackie bogactwo opakowane w historię minionych dziesięcioleci. Melancholijnie sapnęły zamknięte w kuferku zapomnienia taśmy szpulowe. Pudełka kaset magnetofonowych z nostalgią wzdychały za tysiącami dłoni, które pieszczotliwie je gładziły, a czasami szpeciły pieczęcią brudnych palców. Połyskliwie migotały różne nośniki pamięci, na których tłoczyły się litery układające się w słowa, zdania, frazy, akapity tworzące książki. Skostniałe, pachnące tęsknotą brajlowskie tomy skrywały strony, z których nikt nie korzysta, nikt nie pragnie mądrości w nich ukrytych. Setki egzemplarzy dumnie prężyło leciwe okładki, inne obecne jedynie pod postacią fali dźwiękowej ulatywały w eter. Bezużyteczne, nikomu nie potrzebne snuły fragmenty powieści, które niczym skamielina zatopiona w bursztynie pobudzały wyobraźnię, prowokując pustkę, aby ponownie zechciała odkryć tajemnice w nich zawarte. Oto moja fantazja, myśl wybiegająca daleko w przyszłość. W czasy, gdy postęp w medycynie sprawi, że na świecie braknie niewidomych. Marzenie, marzeniem, ale czy gdyby nawet brakło ludzi z dysfunkcjami wzroku, to istnienie biblioteki dla niewidomych straciłoby sens? Myśl bezmyślna i szybka jak błyskawica podpowiada, że tak. Myśl rozważna i pragmatyczna, z figlarnym uśmiechem odpowiada - nie. Przecież pasja czytania lub jak kto woli słuchania nie zależy od tego, czy ktoś widzi, czy też jest niewidomy. Odkrywanie znaczenia ogromnego oceanu słów, tworzących historie wszechświata jest niczym mikrosekunda, która trwa całe życie. Tak więc odzyskanie wzroku nie jest równoznaczne z odrzuceniem książek. Zdaje się, że większym zagrożeniem dla bibliotek jest obecny trend do minimalizowania treści pisanej, a maksymalizowania przekazu obrazkowego. Dzisiaj ta tendencja jest szczególnie widoczna w prasie kolorowej i oby w tych rewirach pozostała. Paradoksalnie dysfunkcja wzroku sprawia, że właśnie ta grupa czytelników pozostaje najwierniejsza słowu pisanemu. Postęp techniczny sprawił, że może odbierać je na wiele różnych sposobów, co jest ogromnym walorem. Wróćmy jednak do meritum, czyli pytania - Jaka, według Ciebie, powinna być biblioteka dla niewidomych? Zadumałam się na długą chwilę, myśl przestała wartko płynąć, a palce przestały płynnie tańczyć na komputerowej klawiaturze. Wszystko dlatego, że oferta BC PZN jest, i jednocześnie nie jest dla mnie w pełni dostępna. Internet sprawia, że literackie bogactwo książek zgromadzonych w bibliotece stoi przede mną otworem, niczym sezam Ali- Baby. Wystarczy, że o dowolnej porze dnia lub nocy zaloguję się w serwisie on-line i już mogę czerpać pełnymi garściami z tej skarbnicy. Czyż to nie fantastyczne? Dla mnie tak, zwłaszcza gdy przypomnę sobie mój żal i tęsknotę za słowem pisanym, która mi towarzyszyła po utracie wzroku. Jakże trudno było pogodzić się ze świadomością, że już nie przeczytam kolejnej powieści. Nie wyruszę z ulubionym bohaterem w daleką i ekscytującą podróż. Nie zagłębię się w mroczną i tajemniczą przeszłość utkaną z fantazji autora lub skrzętnie spisaną z archiwalnych kart. Jak perły z rozerwanego naszyjnika rozsypywały się pragnienia o odcieniach miłości, która odkrywała swoje oblicza i przygotowywała do prawdziwego życia. Nagle powstała próżnia, pamięć szkicowała litery, które nie chciały układać się w słowa. Dzisiaj nie tylko sięgam po powieści, które pozwalają choć na chwilę zapomnieć o tu i teraz. „Otwieram” także dzieła, publikacje naukowe, które kiedyś wydawały mi się trudne i niezrozumiałe. To efekt upływu lat, które nie tylko odcisnęły swoje piętno na mojej twarzy, ale także rozpaliły nowe zainteresowania, zmobilizowały do trudnych wyzwań, ukrytych na stronach dzieł wielkich i małych. Może raczej powinnam napisać, że próbuje po nie sięgać, bo niestety w ofercie BC PZN brakuje tego rodzaju wydawnictw. Zdaję sobie sprawę, że problem tkwi w prawie autorskim, które powinno i naturalnie chroni autora, ale obawiam się, że gdy je tworzono zapomniano o niewidomych i słabowidzących czytelnikach. A może raczej należałoby stwierdzić, że pewien zaśniedziały stereotyp ciągle siedzi na obłoczku ludzkiej wyobraźni i trzymając się za brzuszek chichocze: Niewidomi i książki naukowe? Niewidomi i dzieła wielkich filozofów? Niewidomi i sztuka kochania? Niewidomi i nowości wydawnicze, o których warto i trzeba dyskutować? Absurd! Uchylam kapelusza przed człowieczą ignorancją i podążam ku przyszłości, jak bowiem wiadomo zmiany w myśleniu wymagają czasu i bywają bolesne. Jednak niech idą na zdrowie społeczeństwu, które okazując dobrą wolę przeżuło słowo „kaleka”, tworząc pochodne w stylu „nieszczęśnik”, „inwalida”, „doświadczony przez los” i na koniec litościwie wypluło „niepełnosprawnego”. Określenie krąglutkie, ładniutkie, ale w społecznej mentalności równoważne z pierwowzorem. Podobnie jest z postrzeganiem potrzeb i zainteresowań niewidomego czytelnika. A mnie się marzy … Uwaga, zaczynam snuć nić fantazji: Pełna dostępność e-booków w bibliotecznych zbiorach i dostosowanie zapisu do potrzeb urządzeń odtwarzających, jakimi dysponują niewidomi. Skoro wciąż tak niewiele publikacji ukazuje się w odpowiedniej formie dla tej grupy odbiorców, w prawie autorskim i wydawniczym powinien znaleźć się zapis umożliwiający bibliotece przetwarzanie publikacji na format dostępny dla osób niewidomych i słabowidzących. Tak przygotowane wydawnictwa powinny trafiać do innych placówek. Trzeba także pamiętać o osobach starszych, które często nie dysponują komputerem z internetowym łączem, nie mają również środków finansowych na zakup drogich, specjalistycznych odtwarzaczy. Ich postęp techniczny zakotwiczył na poziomie krągłej, tęczowej „oponki”, którą odtwarza się na wieży. To oni stukają, pukają do maleńkich bibliotek w swoich miastach, miasteczkach i proszą o krążki z literackim bogactwem. Wiem, że ten nośnik jest mało wydajny i niepraktyczny, dlatego coraz rzadziej używany. Jednak skoro mowa o bibliotece dla niewidomych, to przecież nie można zapomnieć o tej grupie czytelników. Hm, czy w takim razie nie warto pomyśleć o stworzeniu w bibliotecznych filiach stanowisk komputerowych, obsługiwanych przez upoważnionego do tego bibliotekarza. Kilka puknięć w klawiaturę i już wirtualny sezam szeroko otwarty dla czytelnika. Teraz tylko wrzucić płytkę do stacji i wybierać, przebierać w tym przeogromnym bogactwie. Ponieważ jesień życia ma swoje prawa, należy pamiętać o tym, że wypożyczający nie zawsze będzie dysponował listą z wybranymi książkami. Nie mając dostępu do sieci, nie będzie również zorientowany w nowych pozycjach, które pojawiły się w bibliotecznych zasobach. Tak więc ważne jest wsparcie i cierpliwość pracownika, który pomoże odnaleźć się w licznych zakamarkach, skrywających treści o najbardziej zaskakujących tytułach. Jak wyżej wspomniałam, oferta BC PZN jest i nie jest dla mnie w pełni dostępna. O wielu działaniach realizowanych w bibliotece dowiaduję się, przekraczając wirtualny próg budynku. Zerkam wtedy do różnych sal lub tyflogalerii, gdzie odbywają się spotkania z podróżnikami, literatami, radiowcami, lektorami, pisarzami, czyli ludźmi pozytywnie zakręconymi. Czytam informacje o wykładach, projekcjach filmowych i zastanawiam się, ile osób z dysfunkcją wzroku korzysta z tego kulturalnego bogactwa? Ktoś może się dziwić, dlaczego interesuje mnie ilość chętnych, biorących aktywny udział w organizowanych spotkaniach. Odpowiedź jest koszmarnie banalna i prozaiczna. Otóż mimo kilku kropel żalu, że mieszkam tak daleko od stolicy i nie mogę osobiście zanurzyć kubka ciekawości w tyglu prawdziwych opowieści, boleśnie daje mi się we znaki świadomość, że ta odległość nie ma większego znaczenia. Prawda jest bowiem taka, że gdybym nawet mieszkała w Warszawie, to i tak sporadycznie mogłabym korzystać z kulturalnego wachlarza. Dlaczego? Uf, uf teraz to aż się boję pisać, bo za chwilę okaże się, że opowieści Stanisława Lema w odniesieniu do tego, co mam zamiar zaproponować - to pikuś. Dobrze, że marzenia nie są karalne, a czasami przewrotny los nawet je spełnia, więc ponownie rozsnuję nić fantazji. Otóż bywa, że w przypadku osób niewidomych chęci nijak mają się do możliwości. „Dusza” pragnie do kulturalnego raju, umysł wyrywa się do intelektualnej konfrontacji na ringu rzeczywistych spotkań, myśl ćwiczy giętkość języka, aby nareszcie móc wykonać celną ripostę. Jednak ochota przemienia się we frustrację i bezsilność, bo nie ma jak dotrzeć do siedziby biblioteki. Dlatego wreszcie powinno się zauważyć ten problem i stworzyć w placówkach kultury etaty dla wolontariusza/przewodnika/asystenta. Osoby te w ramach swoich obowiązków m.in. powinny pomagać dotrzeć niewidomym na miejsce, a po spotkaniu wykonać dokładnie taką samą pracę, ale w odwrotną stronę. Wiem, wiem - to gorzej, niż fantastyka, to utopia, ale… Proszę pomyśleć, czy przypadkiem nie mam racji? Ileż osób niewidomych nie uczestniczy aktywnie w życiu społeczno-kulturalnym właśnie z braku przewodnika? Pisząc o tym rozwiązaniu nie mam tylko na myśli BC PZN. Obecnie w wielu bibliotekach na terenie kraju, organizowane są ciekawe spotkania, prelekcje, wykłady, wieczorki autorskie oraz dyskusyjne kluby książki. Niestety z braku przewodnika nie są one dostępne dla niewidomych. Jeśli spojrzymy na minione 60 lat istnienia chociażby BC PZN, to bezspornie stwierdzimy, że zmiany pod wieloma względami są kolosalne. Jednak czy w tym jednym aspekcie coś nie umknęło? Przecież tak naprawdę dopiero swobodny i tzw. żywy kontakt z kulturą pobudza wyobraźnię, prowokuje do zagłębienia się w urokliwe, ale i mroczne sfery świata. Powstanie tej nietypowej relacji jest możliwe poprzez słuch, dotyk, węch oraz swobodę wypowiedzi. Wszystkie te składowe są aktywne dopiero wtedy, gdy człowiek osobiście uczestniczy w spotkaniu, dyskusji czy wystawie. Nadeszła pora na podsumowanie, ale tak naprawdę czy potrafię uchwycić fantasmagorię liter, które sprawiają, że staję się ptakiem, innym razem cieniem przeszłości, ale najczęściej pozostaję po prostu Alicją, która tylko chwilami zerka na drugą  stronę lustra!   

Biuletyn Informacyjny "Pochodni" BIP, nr 21 (42) październik 2012  

 

Manufaktura obrazu w Darmstadt - Alicja Nyziak

Jednym z charakterystycznych elementów jednoczących kraje Europy jest partnerska współpraca na wielu płaszczyznach. Często podejmują ją miasta, które dzieli odległość, różnice kulturowe i mentalne, ale jednocześnie wiele łączy. Do tej pory jedynie miałam świadomość, że takie „mariaże” istnieją, ale nie sądziłam, że będzie mi dane doświadczyć na własnej skórze efektów takiego partnerskiego związku miast. A, co jeszcze ciekawsze, że znajdę się w grupie 19 osób z dysfunkcją wzroku z różnych zakątków Polski reprezentujących Płock. Tak oto dzięki Mazowieckiemu Stowarzyszeniu Pracy dla Niepełnosprawnych „De Facto” oraz Urzędowi Miasta Płock pojechaliśmy do Darmstadt. Nim przybliżę cel naszego wyjazdu, najpierw kilka słów na temat nowo poznanego zakątka na mapie świata. Darmstad - miasto na prawach powiatu w Niemczech, w kraju związkowym Hesja, zamieszkuje prawie 150 tysięcy mieszkańców. Burmistrzem jest Walter Hoffmann (SPD). W mieście ma swoją siedzibę Niemiecki Instytut Kultury Polskiej (Deutsches Polen-Institut). Historia w tle Nazwa miejscowości została wspomniana po raz pierwszy w XI wieku jako Darmundestat. Prawa miejskie przyznał cesarz Ludwik IV Bawarski w 1330 roku. Miasto należało do hrabiów von Katzenelnbogen, a gdy ci wymarli w 1479 roku, przeszło w ręce landgrafów Hesji. Na początku XVIII wieku rozbudował je w stylu barokowym francuski architekt Louis Remy de la Fosse. Ale zostało bardzo zniszczone podczas drugiej wojny światowej. Pierwszy aliancki nalot na miasto miał miejsce już 30 lipca 1940 roku. Centrum zostało poważnie uszkodzone w efekcie nalotu dywanowego z 11 września 1944 roku. W wyniku bombardowań zginęło około 11-12,5 tys. mieszkańców. Darmstadt jest ważnym ośrodkiem, w którym rozwijała się niemiecka secesja. Odegrało istotną rolę w powojennej awangardzie muzycznej dzięki Internationale Ferienkurse fowanym tutaj od 1946 roku. W mieście ma swą siedzibę Europejskie Centrum Operacji Kosmicznych odpowiedzialne za kontrolę nad satelitami należącymi do ESA. 9 listopada 1994 roku Sigurd Hofmann, Victor Ninov, Fritz Peter Heberger, Peter Armbruster, H. Folger, Gottfried Mch Badań Ciężkich Jonów w Darmstadt (GSI Helmholtzzentrum fng) odkryli pierwiastek chemiczny o liczbie atomowej 110. Na cześć miasta nazwano go darmsztadt. Darmstadt ma 15 miast partnerskich, są to między innymi: Brescia we Włoszech, Bursa w Turcji, Freiberg w Saksonii, Lipawa na Łotwie, Logrońo w Hiszpanii oraz Płock w Polsce. Ukazać emocje Podczas zwiedzania miasta oglądaliśmy w sposób dostępny dla niewidomych charakterystyczne obiekty z miast partnerskich. Płaskorzeźby obiektów umieszczone są pomiędzy płytami chodnikowymi na jednym z deptaków. Płock dumnie reprezentuje przepiękna katedra. Ileż radości i zabawy dała nam karuzela postaci. Panie i panowie w dawnych strojach, tworzący scenki rodzajowe zapraszali do stworzenia własnej inscenizacji. Cała frajda kryła się w tym, że postacie miały wiele ruchomych elementów, które można było w zależności od fantazji lub nastroju upozować. Nie tylko świetna zabawa, ale także doskonałe miejsce dla skłóconych czy zakochanych, którzy bez słów mogą wyrazić swoje emocje i uczucia. Jednak nie turystyka była głównym celem naszego wyjazdu. Pojechaliśmy do Darmstadt jako nietypowa grupa przyjaciół Płocka, która chciała opowiedzieć na własnym przykładzie o niepełnosprawnych w Polsce. Chciała także ukazać jak niewiele, a może bardzo wiele potrzeba, aby jakieś miasto nabrało ogromnego znaczenia dla pewnej grupy ludzi. Dla niewidomych w Polsce Płock nabiera coraz większego znaczenia. A wszystko dzięki projektom realizowanym przez Stowarzyszenie „De Facto” i życzliwości władz miasta. Nasza grupa chciała również zaprezentować „Manufakturę obrazu”, która jest efektem wspólnej pracy reżysera Mariusza Pogonowskiego i uczestników II Festiwalu Kultury i Sztuki dla Osób Niewidomych - Płock 2012 r. Przedstawiona historia dziewczyny, która traci wzrok jest uniwersalna, bowiem podobne odczucia, obawy, bezsilność i strach pojawiają się u każdego, kto przestaje widzieć, niezależnie od miejsca zamieszkania, wieku, płci, narodowości. Oprawą dla jej dylematów, buntu, wreszcie akceptacji nowej sytuacji są doświadczenia, przeżycia, rozterki, osiągnięcia innych niewidomych i słabowidzących. Puzzle na scenie 19 uczestników festiwalu z różnych zakątków Polski, wybrało ze swojego bogatego i aktywnego życia jedną opowieść, jeden epizod, jeden sukces. Z tych „małych kawałków” reżyser stworzył całość, która wywoływała uśmiech, wzruszała i prowokowała do refleksji. Premiera przedstawienia miała miejsce we wrześniu 2012 r. na małej scenie „Piekiełko”, w teatrze płockim. Teraz aktorzy-amatorzy mieli przedstawić je dla mieszkańców Darmstadt. Trudne to wyzwanie, gdyż nowa scena wymagała poznania, a czasu było mało. Dodatkowo bariery - językowa i mentalna, także wywoływały obawy, czy sens i przesłanie zawarte w opowiadanych historiach zostaną właściwie zrozumiane. Tu odrobina kwestii technicznych. Otóż wszystkie teksty zostały przetłumaczone na język niemiecki. Tłumaczenia wyświetlały się na ekranie umieszczonym nad sceną. Operator władający równie dobrze jednym, jak i drugim językiem, dbał o płynność przewijania tekstów. Na kilka chwil przed rozpoczęciem panowała na sali kompletna cisza. Można było odnieść mylne wrażenie, że sala jest pusta. Po chwili napięcia magia teatru otuliła grających i widzów, rozedrgały się nitki tworzące gęsty splot życia. Życia polskiego niewidomego czy słabowidzącego, w którym trudną, szarą codzienność przeplatają okruchy radości, drobne zwycięstwa oraz krzyk bólu - dlaczego ja…, dlaczego mnie to spotkało…! A jednak się udało…Gdy opadła kurtyna, rozbrzmiały burzliwe oklaski. Sukces - proszę państwa - sukces! Tak, przesłanie zawarte w „Manufakturze obrazu” także w Darmstadt zostało właściwie odebrane. Podczas trwania przedstawienia w odpowiednich momentach dało się słyszeć śmiech publiczności. Jednak o płynących po policzkach łzach wzruszenia dowiedzieliśmy się dopiero w czasie spotkania z widzami. Była jeszcze jedna nietypowa, ale jakże istotna reakcja. Otóż obecna na przedstawieniu terapeutka nie płakała, nie była wzruszona. Patrzyła na toczącą się akcję i szeptała: „… dajcie mi tych ludzi, a zmotywują do działania wszystkich moich podopiecznych”. Jej słowa są doskonałym podsumowaniem tego, jak zostaliśmy odebrani przez mieszkańców miasta i Polonię. O tym, jak wielkie zrobiliśmy wrażenie, mogliśmy się przekonać podczas spotkania zaraz po przedstawieniu. Dzięki obecności tłumaczy oraz sporej grupy Polonii bariera językowa przestała mieć znaczenie. Rozmowy dotyczyły nie tylko odczuć związanych z przedstawieniem, ale także codziennego życia. Część widzów nie była w stanie na gorąco wyrazić swoich odczuć po przedstawieniu. Zbyt wiele emocji, wrażeń, doznań i trudnych do sprecyzowania refleksji. Rozmówcy z pewnym zdumieniem oraz niekłamanym podziwem patrzyli na naszą grupę, której się chciało i której udało się wspólnie z reżyserem połączyć w spójną całość wiele wątków. Przygotować słowny obraz, który chwilami chwytał za serce, chwilami bawił, a chwilami skłaniał do zastanowienia się nad upływającym właśnie dniem. Myślę, że ten wyjazd w ramach partnerskiej współpracy między miastami państw UE można nazwać unikatowym. Pomysł mógł zostać zrealizowany dzięki wspólnemu działaniu Mazowieckiego Stowarzyszenia Pracy dla Niepełnosprawnych „De Facto”, Urzędowi Miasta Płock, życzliwości i przychylności władz miasta Darmstadt oraz mieszkającej tam Polonii. Trudno wymienić wszystkich uczestników wyjazdu, ale na pewno ogromne podziękowania należą się wolontariuszom. To dzięki ich życzliwości i sprawnemu działaniu wszystko poszło doskonale. Nie sposób również wymienić z imienia i nazwiska wszystkich „aktorów”. Nie chcąc nikogo pominąć, czy też wyróżnić, nadmienię tylko, że grupa składała się z 12 osób niewidomych i 7 osób słabowidzących z różnych zakątków Polski. Wszystkich łączy chęć działania, otwartość na nowe wyzwania i ciekawość świata

 

Dwumiesięcznik Pochodnia  lipiec sierpień 2013  !