aaa 5.  

 Głos ma wychowawca

Czy niewidomym nauczycielom zależy na rozwoju naszych czasopism? Pytanie wydaje się trochę dziwne. Komu bowiem, jeśli nie nauczycielowi, powinno zależeć na jak największym rozwoju czytelnictwa, przyczyniającego się do podnoszenia poziomu kultury i oświaty wśród niewidomych. Tymczasem... i tu pragnę wyjaśnić powód mojego nieoczekiwanego pytania, skierowanego do nauczycieli.  

W drugim numerze "Światełka" przeczytałem artykuł redakcyjny "Nasze rozmowy", w którym redakcja wyraża ubolewanie pod adresem dziecięcych korespondentów. Na odbytym niedawno Drugim Zjeździe Korespondentów naszych młodzieżowych czasopism zobowiązali się oni nadsyłać materiały do swych redakcji. Jednak, jak się okazuje, młodzież niewidoma tego zobowiązania nie dotrzymuje. Wina młodocianych korespondentów jest bezsporna. Mnie się jednak wydaje, że w pierwszym rzędzie odpowiedzialni za ten stan rzeczy są nauczyciele i wychowawcy, którzy razem z dziećmi brali czynny udział w Zjeździe. Oni winni byli dopilnować, aby delegaci szkolnych kół wywiązali się ze swych zobowiązań. Zadaniem każdego nauczyciela jest nie tylko dążyć do jak najpełniejszego rozwoju umysłowego swoich wychowanków, lecz także wychowywać ich. Dlatego, moim zdaniem, dużą winę ponoszą tu wszyscy nauczyciele niewidomi, których obowiązkiem jest interesować się pracą kół korespondentów i zachęcać dzieci do pisania.  

Dawniej nie istniały pisma dla niewidomej młodzieży, nie miała więc ona możliwości wyrabiania w sobie zamiłowań i zdolności pisarskich. A dziś... Dziś, gdy państwo ludowe stworzyło jej te możliwości, młodzież niestety nie wykorzystuje ich. Jeżeli teraz w szkole nie wdrożymy dzieci do rzetelnego wywiązywania się z samorzutnie podjętych zobowiązań, to w przyszłości nasz aktyw związkowy będzie słaby i niezdolny do podejmowania poważnych zadań organizacyjnych. Nie powinniśmy nad takimi sprawami przechodzić beztrosko do porządku dziennego. Apeluję więc do wszystkich niewidomych nauczycieli w Warszawie i Laskach, w Krakowie i Bydgoszczy, w Owińskach i Wrocławiu, aby zwrócili baczniejszą uwagę na pracę kół korespondentów i więcej interesowali się treścią naszych pism młodzieżowych.

Obawiam się jednak, że mój apel i uwagi będą jedynie głosem wołającego na nieczytanych stronach "Pochodni", bo i tym pismem nasi niewidomi nauczyciele mało się interesują. Niedawno została zapoczątkowana przez kolegę Stanisława Żemisa dyskusja nad treścią, formą i układem naszego pisma. I znów pośród zabierających głos w dyskusji brak było głosów nauczycieli. Czyżby koleżankom i kolegom nie zależało na rozwoju jedynego w Polsce pisma dla dorosłych niewidomych? Jeżeli jestem w błędzie, proszę o krytyczne ustosunkowanie  

się do moich uwag.

Pochodnia, marzec 1956