Pożegnanie Wielkiego Przyjaciela

„Ilustrowany Kurier Polski" z 20 marca 1980 roku doniósł:

„W Bydgoszczy zmarł wczoraj Józef Buczkowski, były wieloletfni dyrektor Ośrodka Rehabilitacji Zawodowej ZSN (...), Człowiek wielkiego serca i olbrzymich zasług, który swój zapał do pracy społecznej na rzecz niewidomych potrafił zaszczepić innym. Był współzałożycielem, inspiratorem i honorowym prezesem Krajowego Zarządu Towarzystwa Przyjaciół Niewidomych, inicjatorem budowy nowego kompleksu Ośrodka Rehabilitacji Zawodowej Niewidomych, wznoszonego od kilku lat w Bydgoszczy, którego otwarcia nie było dane Mu doczekać. Polski Związek Niewidomych utracił jednego ze swych wyjątkowo ofiarnych działaczy, a niewidomi i społeczeństwo D Wielkiego Przyjaciela. Cześć Jego pamięci!

Informacja    przygotowana była do druku w dniu 19 marca i stąd pomyłka w dacie śmierci. W rzeczywistości dyrektor Józef Buczkowski zmarł w nocy  z 17 na 18 marca o godzinie 1.25. Ostatnie miesiące życia Zmarłego były jednym pasmem cierpień. Trzeba było niezwykłego hartu ducha, aby  znosić je z taką pogodą i cierpliwością.

„Ostatnie słowa, jakie wypowiedział do mnie wspomina pani Franciszka Buczkowska  to podziękowanie, że jestem przy Nim".

I takim był Józef Buczkowski przez całe życie. Umiał żyć dla innych, umiał służyć i obdarzać swym gorącym sercem każdego, kto serca potrzebował.

Z Józefem Buczkowskim zetknął mnie los przed 34 laty, w marcu 1946 r. Przyjechałem wówczas do Łodzi w półtora roku po utracie wzroku. Przyjął mnie jak starego przyjaciela. Organizował wtedy szkołę dla niewidomych w Łodzi przy ul. Tkackiej. Mimo że ukończyłem już siedmioklasową szkołę powszechną, przyjął mnie do internatu, abym mógł przejść proces rehabilitacji podstawowej. Do końca czerwca zdążyłem nauczyć się pisma Braillea, pisania na maszynie czarnodrukowej oraz wykonywania wszystkich podstawowych czynności bez wzroku. Miałem też okazję poznania stylu pracy Józefa Buczkowskiego. Pracę rozpoczynał około szóstej rano, a kończył o północy. Często wyjeżdżał do Warszawy, Wrocławia i innych miast. Wówczas noc spędzał w pociągu, a w dzień załatwiał rozmaite sprawy. Kilka razy towarzyszyłem mu w tych podróżach. Podczas jednej z nich spaliśmy na biurkach w lokalu Związku , przy ulicy Widok w Warszawie, nie dlatego, że nie było miejsc w hotelu, ale aby mniej wydać pieniędzy społecznych.

Po opuszczeniu Łodzi przez Józefa Buczkowskiego utrzymywałem z Nim stały kontakt. Mimo upływu lat, nie zmieniał się. Ciągle zżerała Go ta sama gorączka czynu. Po raz ostatni odwiedziłem Go wiosną ubiegłego roku w szpitalu wrocławskim. Wtedy to usłyszałem z ust. prof. Jezioro straszny wyrok: „Nowotwór przełyku, przypuszczalnie za parę miesięcy nastąpi śmierć". A przecież w rozmowie mówiliśmy niewiele o chorobie, tylko o tym, co można by zrobić, aby lepiej funkcjonowała wysyłka książek brajlowskich, jakie można by wprowadzić usprawnienia drukarskie, co uczynić, aby bardziej spopularyzować sprawę niewidomych wśród widzących. Nieraz stawiałem sobie pytanie, czy Józef Buczkowski zdaje sobie sprawę ze swego stanu zdrowia. Dziś nie mam wątpliwościD od wielu miesięcy wiedział, że jest to choroba śmiertelna. Chciał jednak przekonać swą Małżonkę, że o tym nie wie, że wierzy w owrzodzenie żołądka, że wszystko dobrze się skończy. Taki już był, że wolał troszczyć się o innych.

W roku ubiegłym obchodziliśmy siedemdziesiątą rocznicę urodzin Józefa Buczkowskiego. Z tej to okazji został odznaczony Medalem Komisji Edukacji Narodowej.  

 „Pochodnia" (nr 12 z 1979 r.) zamieściła artykuł biograficzny, - dlatego dziś nie wracam do szczegółów z życia.

21 marca na bydgoskim cmentarzu na Jarach zebrały się setki tych, dla których Józef Buczkowski był symbolem wielkości, kwintesencją przyjaźni. Nad mogiłą Zmarłego pożegnał w imieniu Polskiego Związku Niewidomych i wszystkich przyjaciół, członek Zarządu Głównego D dyrektor Biblioteki Centralnej Dobrosław Spychałski. W swym przemówieniu podkreślił, że odszedł od nas wielki pedagog, organizator szkoły dla niewidomych i Koła Przyjaciół Niewidomych w Łodzi, jeden z twórców ogólnopolskiej organizacji niewidomych, Towarzystwa Przyjaciół Niewidomych w Bydgoszczy, nauczyciel ośrodka szkolenia ociemniałych żołnierzy w Głuchowie i Jarogniewicach, pracownik drukarni w Gdańsku i wreszcie wieloletni dyrektor Ośrodka Szkolenia Zawodowego ZSN w Bydgoszczy. „Z Jego to inicjatywy D mówił dyr. Dobrosław Spychalski D powstaje nowy ośrodek szkolenia zawodowego w Bydgoszczy. Będzie on żywym pomnikiem upamiętniającym postać Józefa Buczkowiskiego".

Na trumnę posypały się grudki ziemi i kwiaty. Coś ścisnęło nas za gardła. Ten odgłos spadającej ziemi zamykał nieodwracalnie jakiś etap w naszym życiu. Już nigdy nie będziemy mogli uścisnąć tej przyjaznej i dobrej dłoni, która tyle razy pomagała nam podźwignąć się, gdy przeciwności zdawały się nie do pokonania. Odszedł na zawsze ostatni z .wielkich społeczników, dla którego służba innym była główną treścią Jego życia.  

WŁADYSŁAW GOŁĄB

Pochodnia,  maj 1980