aaa 9.

 Problem do dyskusji - zagadnienie niewidomych  na wsi i ich zatrudnienie

Położenie niewidomych na wsi i w małych miasteczkach oraz ich trudne warunki bytowe nie były dotąd przedmiotem głębszej troski i analizy naszych władz centralnych. Zasygnalizowana wiadomość, że Zarząd Główny PZN stawia przed sobą zadanie rozwiązania ciężkiego położenia niewidomych z głębokiej prowincji jest pocieszającym objawem. Omawiając trudną sytuację niewidomych na wsi, na pierwsze miejsce należy wysunąć zagadnienie właściwego ich szkolenia zawodowego oraz ich zatrudnienia.  

Problem niewidomych na wsi interesował mnie od dawna, i dlatego na naradzie aktywu niewidomych pod koniec grudnia 1955 roku poruszyłem w dyskusji sprawę szkolenia niewidomych na wsi. Wysunąłem wówczas projekt, aby przeszkolić ich w trzech zawodach, czyli: w szczotkarstwie, powroźnictwie i koszykarstwie, tak aby niewidomy po wyuczeniu tych zawodów mógł nadal mieszkać we wsi rodzinnej i swoją produkcją obsługiwać najbliższą gromadę, Państwowe Gospodarstwo Rolne lub spółdzielnię produkcyjną. Zarząd Główny dotąd nie zajął się tą sprawą i nie rozpracowywał poruszonych przeze mnie zagadnień.  

W jesieni 1954 roku w Opartowie w województwie białostockim była w posiadaniu niewidomych resztówka nad jeziorem. Przyszło mi wówczas na myśl, by właśnie tam zorganizować ośrodek szkolenia niewidomych ze wsi. Wysłałem w październiku 1954 roku pismo do Zarządu Głównego PZN, w którym wyraziłem chęć zorganizowania wzorcowego ośrodka w Opartowie. Ówczesne Prezydium Zarządu Głównego było zaabsorbowane wielką reorganizacją w spółdzielczości - powstało CZSP - i nikt nie miał czasu zająć się sprawą zorganizowania ośrodka szkoleniowego dla niewidomych, ponieważ placówka w Opartowie nie została należycie wykorzystana w roku 1955.  

Moja trzyletnia praca w Ośrodku Szkolenia Zawodowego Niewidomych w Bydgoszczy, potwierdziła słuszność tych teoretycznych rozważań, ponieważ zatrudnienie niewidomych ze wsi po przeszkoleniu ich w zawodzie metalowym tapicera czy dziewiarza - po szkoleniu we Wrocławiu - jest zawsze ciężkim problemem, praca bowiem w tych zawodach może być kontynuowana tylko w mieście, gdzie znów są ogromne trudności mieszkaniowe.  

Jedynym rozwiązaniem tej sytuacji jest praca chałupnicza. Powstaje jednak pytanie, czy spółdzielczość nasza znajdzie dostateczną ilość asortymentów na przykład w branży metalowej dla zatrudnienia wszystkich niewidomych ze wsi i czy koszty transportu rozrzuconych chałupników nie podniosą kosztów takiej produkcji, wytwarzając trudności ze zbytem. Należy więc rozwiązać sprawę tę w ten sposób, by chałupnicze zatrudnienie niewidomych ze wsi wymagało jak najmniejszych kosztów transportu surowca i gotowych wyrobów. Trzeba szkolić ich w takich zawodach, które umożliwią niewidomemu rozprowadzanie swoich wyrobów na miejscu, bez odsyłania ich do magazynów spółdzielni.  

Niewidomi ze wsi powinni być przeszkoleni w zawodzie:  

1. szczotkarskim, ale tylko w kilku asortymentach, na przykład szczotki do zamiatania, szorowania, do butów, do rąk, do ubrania,  

2. w powroźnictwie, w drobnych naprawach rymarskich,  

3. w koszykarstwie - kilka rodzajów koszy roboczych.  

W zasadzie jestem przeciwnikiem szkolenia niewidomych w wikliniarstwie, gdyż praca ta jest przeważnie mało wydajna, zawód ten bowiem wymaga stałej kontroli ręki dla sprawdzenia, czy wyrób ma odpowiedni kształt lub czy wiklina jest dokładnie spleciona, jednak nawet przy bardzo ograniczonej ilości asortymentów koszykarskich niewidomy może dojść do pewnej biegłości. Niezależnie od nauki w tych trzech podstawowych zawodach powinno się niewidomego przeszkolić w dodatkowych, ale obowiązkowych pracach, jak: hodowla drobiu, zwierząt, jedwabników, warzywnictwo. Ośrodek winien być położony nad wodą - stawem, jeziorem. Nauka w nim powinna trwać co najmniej dwa lata dla dobrego przeszkolenia w wyżej wymienionych trzech zawodach i zdobycia większej sprawności w dziedzinie hodowli.  

W dyskusji nad rozwiązaniem tego problemu winni wziąć udział, oprócz Zarządu Głównego PZN, również Związek Spółdzielni Niewidomych, Ministerstwo Pracy i Opieki Społecznej, Oświaty, gdyż jedna z istniejących szkół dla niewidomych, mająca odpowiednie warunki, winna mieć zorganizowaną dodatkowo trzyletnią szkołę zawodową dla młodzieży niewidomej ze wsi. W dyskusji nad omawianym problemem muszą wziąć udział również niewidomi, pracujący na wsi. W tym celu oddziały PZN winny dotrzeć do każdego takiego niewidomego, zebrać następujące dane i odesłać je do Zarządu Głównego do Sekcji Tyflologicznej: ile ma ziemi, jakie prace wykonuje samodzielnie, a jakie przy pomocy osób widzących, czy zajmuje się hodowlą i jaką, jakie ma uwagi na temat projektu szkolenia niewidomych w trzech zawodach i różnorodnej pracy hodowlanej, jaki ma stopień utraty wzroku, czy posiada i od kiedy jakieś dodatkowe kalectwo. Powyższe dane umożliwią Zarządowi Głównemu PZN gruntowne przeanalizowanie sprawy.  

Po przeszkoleniu niewidomy zostaje członkiem najbliższej spółdzielni niewidomych, która będzie dostarczać niezbędny surowiec do produkcji. Tylko wiklina winna być przygotowana na miejscu w okresie szkolenia. Gotowe wyroby odbierałyby od niewidomego za pokwitowaniem spółdzielnie produkcyjne PGR, a pieniądze za pobrany towar wpłacałyby do kasy spółdzielni. Sądzę, że niewidomy mógłby sprzedawać swoje wyroby indywidualnym gospodarzom, rozliczając się co miesiąc ze spółdzielnią.  

Po napisaniu powyższego artykułu dyskusyjnego przeczytałem w lipcowym numerze "Pochodni" artykuł dr. Dolańskiego, w którym mamy przykłady rozwiązania problemu niewidomych ze wsi na Zachodzie. Treść artykułu dr. Dolańskiego w niczym nie zmienia mojego stanowiska w sprawie rozwiązania tego problemu w Polsce. Uważam, że w oparciu o doświadczenia innych powinniśmy szukać rozwikłania problemu polskich niewidomych ze wsi według potrzeb i warunków miejscowych. W dalszym ciągu twierdzę, że podstawą szkolenia polskich niewidomych powinny być nie zajęcia hodowlane, lecz zawód oparty  na  wymienionych wyżej rękodziełach , szkolenie zaś w działach hodowlanych powinno być tylko uzupełnieniem. Swoje stanowisko motywuję tym, że prowadzenie wszelkiego rodzaju hodowli wymaga dalszych umiejętności handlowych i zbytu w większych miastach, tymczasem jedno i drugie w naszych warunkach może mieć poważne braki. Niewidomy, opierający swoją egzystencję na prowadzeniu różnego rodzaju hodowli, w wypadku niepowodzenia mógłby łatwo się załamać, sądząc, że przyczyną tego jest jego kalectwo, a surowa opinia gromady utwierdziłaby go w tym mniemaniu. Tak więc niewidomy musi bezwzględnie oprzeć swą egzystencję na określonych zawodach rękodzielniczych, zajęcia zaś hodowlane traktować jako uzupełnienie pracy zawodowej.  

Niewidomy, użyteczny na wsi, znajdzie w gromadzie szacunek, ponieważ na wsi, tak jak u ludzi pierwotnych, tylko  człowiek pracy na wartość. Niewidomy na wsi, pracujący pożytecznie, zdobędzie powszechny szacunek i poważanie, tam  bowiem wartość człowieka mierzy się tylko jego przydatnością  i pracą.