„zawsze redaktor”
.Czas na refleksje: analizując pracę kolegium redakcyjnego, to chcę podkreślić, że pragnie ono zamieszczać tylko artykuły, które chwalą lub podnoszą rozwój czasopisma, a nie chce drukować korespondencji, wytykających wady lub błędy. W ubiegłym roku napisałem artykuł, w którym oceniłem krytycznie niektóre działy pracy Redakcji. Artykuł nie tylko nie ukazał się, ale nie było żadnej wyjaśniającej odpowiedzi. Podobny los spotkał artykuły kolegi Jana Dudka z Chojnic, który napisał ich kilka i na żaden nie otrzymał odpowiedzi. Sądzę, że takich wypadków jest więcej, bo koledzy w terenie często skarżą się, że "Pochodnia" nic im nie odpowiada. W styczniu ubiegłego roku napisałem artykuł dyskusyjny o sześciogodzinnym dniu pracy, lecz ze względów politycznych komitet redakcyjny artykułu nie zamieścił. Proszę, aby Redakcja artykuł ten odnalazła w archiwum i po dwóch latach zamieściła, jako nadal bardzo aktualny. Jeszcze jedna uwaga pod adresem komitetu redakcyjnego: we wrześniu bieżącego roku ukazał się mój artykuł "Na marginesie Krajowej Narady Łódzkiej". Widocznie jednak obecni redaktorzy byli dawniej z zawodu chirurgami i są przyzwyczajeni do obcinania wszystkiego. Jeżeli komitet redakcyjny nie zgadzał się z moimi wywodami, to przecież na końcu artykułu można zamieścić uwagi redakcyjne. Czyż wolność słowa, która dziś w prasie święci prawdziwy renesans, jeszcze nie dotarła do "Pochodni"? Niech "Pochodnia" przekształci się w prawdziwą trybunę tak, jak "Po prostu". Jak najmniej zamieszczać "cukierkowych" artykułów, opisujących sprawozdania z odbytych uroczystości, lecz jak najwięcej artykułów krytycznych, omawiających wady i niedociągnięcia organizacyjne, aby podnieść wartość pracy samych niewidomych, jak i całego Związku. Od Redakcji: Błędy, opisane w powyższym artykule, w istocie zostały popełnione w minionym okresie. Odpowiedzialni za nie bezpośrednio były redaktor naczelny i były kierownik działu "Z życia niewidomych" już w "Pochodni" nie pracują. W naszym przekonaniu nie było w ich działaniu chęci tłumienia krytyki, lecz po prostu nieudolność. Krytyka kolegi Józefa Buczkowskiego jest zatem słuszna, choć nieco spóźniona. Pragniemy również przypomnieć, że trzecim współodpowiedzialnym za smutny stan rzeczy w Wydziale Wydawniczym PZN było ówczesne prezydium Zarządu Głównego, w którym Józef Buczkowski pełnił obowiązki sekretarza. Łatwo dziś oskarżać, trudniej było w okresie kultu jednostki, będąc członkiem prezydium Zarządu Głównego, złu się przeciwstawić. Jesteśmy pełni uznania dla pionierów naszego czasopisma, czerpiemy z ich bogatego doświadczenia, lecz uważamy za niesłuszne gloryfikowanie "Pochodni" z okresu gdańskiego. Każdy bezstronny czytelnik musi przyznać, że miała ona wiele niedociągnięć. Należało przypuszczać, że kolega Buczkowski nie tylko podsumuje osiągnięcia, ale podda również krytycznej analizie ten pierwszy rozdział pracy naszego miesięcznika. I jeszcze jedna sprawa, którą chcemy wyjaśnić. Kolega Buczkowski żąda obecnie wydrukowania swego artykułu sprzed dwóch lat. Pomijając już to, że w myśl obecnych przepisów materiały, które nie zostały wykorzystane, przechowuje się w archiwum tylko jeden rok, pragniemy podkreślić, że redakcja przy wyborze artykułów nie może kierować się żądaniami poszczególnych autorów. Pochodnia, grudzień, 1956
|