aaa 12  

 Historia spleciona z teraźniejszością  

     W bieżącym roku obchodzimy 45_lecie zjednoczenia ruchu niewidomych w Polsce. Głównym architektem tego zjednoczenia obok Włodzimierza Dolańskiego, był wybitny działacz społeczny, pedagog, długoletni dyrektor Ośrodka Rehabilitacji i Szkolenia w Bydgoszczy - Józef Buczkowski. W ubiegłym roku minęła osiemdziesiąta rocznica jego urodzin, a na marzec bieżącego roku przypada dziesiąta rocznica śmierci. Te wszystkie okoliczności skłoniły redakcję do zamieszczenia w "Pochodni" fragmentu pracy konkursowej z roku 1976. Józef Buczkowski opisuje w niej swe zmagania o zorganizowanie szkoły dla niewidomych w Łodzi w pierwszych latach po wojnie, niełatwe kontakty z różnymi ludźmi, którzy w tym okresie mieli decydujący wpływ na bieg wydarzeń, a wreszcie swoją walkę o utrzymanie i umocnienie ośrodka rehabilitacji w Bydgoszczy jako placówki dla niewidomych. Dodajmy, iż w latach 1959_#1972 Józef Buczkowski był jego dyrektorem. Głównie dzięki jego staraniom i szlachetnemu uporowi dla ośrodka wybudowany został piękny, nowoczesny gmach, stwarzający niewidomym rozliczne możliwości działalności kulturalnej, kształcenia się i organizowania rozmaitych imprez. Od kilku miesięcy ośrodek rehabilitacji nosi imię Józefa Buczkowskiego. Wspomniana praca konkursowa ma kilkadziesiąt stron maszynopisu, ale zamieszczamy w czasopiśmie tylko niewielki jej fragment, dotyczący głównie obrony bydgoskiego ośrodka przed zakusami ówczesnego Związku Spółdzielni Inwalidów, który dążył do zlikwidowania tej placówki. Cała natomiast praca znajduje się w redakcji "Pochodni." Latem 1959 roku ówczesny prezes Związku Spółdzielni Niewidomych Stanisław Łuka i inspektor szkolenia Irena Schmidt zwrócili się do mnie z propozycją, abym przyjął stanowisko dyrektora ośrodka. Ponieważ placówce tej groziła likwidacja ze strony Związku Spółdzielni Inwalidów, więc dla dobra sprawy zgodziłem się objąć to trudne i odpowiedzialne stanowisko. Aby nie być gołosłownym, podam kilka przykładów o zamiarach zlikwidowania ośrodka. Przypuszczam, że główną przyczyną niechęci Związku Spółdzielni Inwalidów do Związku Spółdzielni Niewidomych był fakt, że w latach pięćdziesiątych nastąpił dynamiczny rozwój spółdzielczości niewidomych, spowodowany przez wielu wybitnych działaczy. Nasze spółdzielnie w 1957 stanowiły poważny potencjał gospodarczy, więc prezes ZSI  H. Zakrzewski na zjeździe organizacyjnym ZSN w marcu 1957 r. gorąco apelował do niewidomych delegatów o jedność w ruchu inwalidzkim i zapewniał, że będzie mocno popierał każdą twórczą inicjatywę niewidomych oraz pierwszeństwo w pomocy finansowej ZSI przy inwestycjach. Niektórzy pracownicy ZSI uważali, że to popieranie spółdzielni niewidomych odbywa się kosztem innych spółdzielni inwalidzkich, które dopiero pod wpływem działania niewidomych zaczęły dążyć do wprowadzania nowych inwestycji. Oprócz tego uważali, że niewidomi, po umocnieniu się gospodarczym, zaczną dążyć do usamodzielnienia się, tak aby sami mogli decydować o swojej działalności. Ten niepokój podzielał także prezes ZSI - Aleksander Futro, który nie mając żadnych zobowiązań wobec niewidomych, starał się przyhamowywać wszystko, co mogło wzmocnić potencjał gospodarczy i znaczenie ZSN. Pierwszy atak ZSI był wymierzony przeciw bydgoskiemu ośrodkowi. Jesienią 1960 roku przyjechała na kontrolę do ośrodka kilkuosobowa komisja Rady ZSI. Wśród jej członków był ociemniały inwalida bez obu rąk, który prywatnie poinformował, że mają polecenie po kontroli postawić wniosek o likwidacji ośrodka, więc radził, abyśmy dobrze się bronili. Nie znałem protokółu pokontrolnego, lecz jego treść tak oburzyła prezesa Futro, że polecił go przerobić. Nie wiem, czy komisja wykonała zalecenie prezesa, dość że odczytany mi w Z$s$i protokół był dla nas bardzo pochlebny. Z inicjatywy prezesa Futro w czerwcu 1961 przyjechała komisja Najwyższej Izby Kontroli, która przez 12 dni gruntownie kontrolowała pracę i działalność ośrodka. Końcowy wniosek pokontrolnego protokółu brzmiał, że placówka nasza jest społecznie bardzo potrzebna. Przed odjazdem członkowie komisji powiedzieli, że jechali do nas z wielką niechęcią, spodziewając się zastać nieporządek i spotkało ich miłe rozczarowanie. Dodatkowo wyjaśniam, że zaraz po objęciu stanowiska dyrektora poleciłem uporządkować dokumentację szkolną i księgową, sporządzając dokładną ich inwentaryzację, więc bez żadnych trudności dostarczałem komisji potrzebne dokumenty. Pozytywna ocena N$i$k nie zadowoliła jednak i nie uspokoiła prezesa Futro, który w dwa tygodnie później przysłał niespodziewanie na kontrolę swojego najbardziej zaufanego inspektora. Ten ponownie przez kilkanaście dni szczegółowo kontrolował ośrodek pod kątem, czy człowiek niewidomy może kierować taką placówką. Drobiazgowa kontrola pana inspektora nic nie wykazała ujemnego. Podam jeszcze inne przykłady nieżyczliwego ustosunkowania się władz ZSI do ZSN ośrodka. Związek Spółdzielni Niewidomych, chcąc przyjść z pomocą swym spółdzielniom, poprzez zaopatrzenie ich w odpowiednie narzędzia pracy i wykrojniki, polecił dyrekcji ośrodka zorganizowanie przy tej placówce centralnej narzędziowni. Zaczęła ona działać od stycznia 1960 roku, oddając spółdzielniom duże usługi, zaopatrując je w dobrej jakości noże szczotkarskie oraz wykonując kilkadziesiąt różnych wykrojników. Kierownikiem narzędziowni był inż. E. Hruszka, który wykazał wiele pomysłowości w dostosowaniu niektórych narzędzi do obsługi przez niewidomych. Narzędziownia wykonała dla spółdzielni w Gdyni urządzenia do produkcji sprężyn do łóżek metalowych, dla spółdzielni w Lublinie wykonała automat do cięcia drutu, który mógł być obsługiwany przez niewidomego bez jednej ręki i z okaleczoną drugą ręką. Wykonano też kilka automatycznych gilotyn do cięcia surowca szczotkarskiego. Dodatkowo narzędziownia wykonała drobne pomoce szkolne, takie jak ekierki i cyrkle z radełkiem. Inż. Hruszka miał szerokie plany rozbudowy narzędziowni, lecz ponieważ jej istnienie podnosiło prestiż niewidomych, nie podobało się to prezesowi Futro, który postanowił zlikwidować narzędziownię. Wykorzystał w tym celu zmianę na stanowisku prezesa ZSN w 1961 roku i dał polecenie zarządowi ZSN zlikwidowania narzędziowni z dniem 30 czerwca 1961 r. Z takim trudem zdobyte maszyny polecił przekazać spółdzielni niewidomych "Gryf" w Bydgoszczy, którą w ten sposób chciał zjednać dla siebie, aby przeszła z pionu Centralnego Związku Spółdzielni Pracy do pionu ZSI Do programu szkolnego wprowadziłem naukę pisania na maszynie czarnodrukowej dla zdolniejszych uczniów. Na lekcję kursanci chodzili do szkoły niewidomych przy ul. Krasińskiego. W latach sześćdziesiątych chciałem zorganizować klasę pisania na maszynie w ośrodku. W tym celu uzyskałem w Centrali Maszyn Biurowych w Warszawie przydział kilku maszyn do pisania, wprowadzając odpowiednie pozycje do preliminarza budżetowego. Przy zatwierdzaniu budżetu przez ZSI  preliminowana pozycja została skreślona, a uzyskany przeze mnie przydział władze ZSI przeznaczyły na potrzeby spółdzielczości inwalidzkiej. Praca pedagogiczna na stanowisku dyrektora ośrodka Z chwilą objęcia stanowiska dyrektora zacząłem reformować program szkolenia zawodowego oraz wyszukiwać nowe zawody dla niewidomych. Od stycznia 1960 r. uzyskałem etat psychologa i organizatora pracy. Zostały opracowane procesy technologiczne wszystkich prac i czynności zawodowych w ośrodku. Przy pomocy technika H. Dużyńskiego opracowano pierwsze w Polsce stanowisko robocze do montażu sznurów przełączeniowych i przeszkoliliśmy dwie grupy niewidomych dla spółdzielni lubelskiej. Wyniki szkolenia zawodowego na kursach krótkoterminowych pozwoliły stwierdzić, że niewidomi szybko przyuczają się do zawodu, ale nie są dobrze przygotowani do życia, nie są zrehabilitowani. Rehabilitacja ogólna wymaga dłuższego okresu szkolenia. Już w roku szkolnym 19608#61 został wprowadzony w ośrodku nowy, opracowany wspólnie z mgr Bronisławem Pruskim, kierownikiem pedagogicznym ośrodka, dziesięciomiesięczny kurs przygotowania niewidomych do pracy zawodowej i do życia. Przez 6 miesięcy każdy kursant zapoznawał się ze wszystkimi kierunkami szkolenia w ośrodku, a w ostatnich 3 miesiącach specjalizował się w jednym kierunku i kończył szkolenie dwutygodniową praktyką. Zdolni uczniowie mogli zdobyć więcej niż jeden zawód. Kilka osób ukończyło wszystkie 5 kierunków szkolenia. W ten sposób kursanci byli lepiej przygotowani do różnorodnych prac w spółdzielniach niewidomych. Majsterkowanie wchodziło w skład ogólnego programu rehabilitacji i było stale rozszerzane. Wprowadziłem wyrób siatek gospodarczych, dziewiarstwo ręczne na drutach, a później i maszynowe. Program obejmował także naukę tzw. czynności dnia codziennego: gotowania, prania, prasowania, czyszczenia, a nawet szycia na maszynie. Został opracowany program pielęgnacji niemowląt, który obejmował kobiety i mężczyzn, oraz rozszerzono program wychowania fizycznego. Oprócz gimnastyki porannej wprowadzono gimnastykę w połowie zajęć warsztatowych oraz ćwiczenia z orientacji przestrzennej, pływanie, biwaki. Na zakończenie szkolenia organizowano dla wszystkich spartakiadę. Oprócz zajęć w małych zespołach wprowadziłem obowiązkowy śpiew dla wszystkich, aby rozśpiewać ośrodek. Co kilka tygodni była wieczornica z herbatą i ciastkami (z urozmaiconym programem świetlicowym). Ciastka były własnego wypieku, ponieważ dostawałem bezpłatnie mąkę, tłuszcz i mleko w proszku. Niewidomi kursanci mogli także uczyć się tańca towarzyskiego. W 1961 r. zorganizowaliśmy kilkumiesięczny eksperymentalny kurs szkolenia dla niewidomych z amputacją jednej ręki.

Pochodnia, marzec 1991