Bogusław Marek  

 doktor habilitowany, profesor  

 twórca  i kierownik  Zakładu Tyflodydaktyki języka angielskiego  

w  w katolickim  Uniwersytecie Lubelskim   

Pedagog anglista  

   

 pasje  Pana Bogusława

     Grażyna Wojtkiewicz

 

Katolicki Uniwersytet Lubelski jest chyba jedyną uczelnią w kraju, w której istnieje Zakład Tyflodydaktyki Języka Angielskiego. Powstał rok temu za sprawą docenta dr. hab. Bogusława Marka, który jest jego kierownikiem. Tu kształci się fachowców nauczania języka angielskiego ludzi niewidomych. Pan Docent jest prawdziwym pasjonatem. We wszystko, co robi, wkłada nie tylko wiedzę, ale serce i duszę. Pomysł stworzenia w Polsce skutecznego systemu nauczania niewidomych języka angielskiego tkwił w nim od dawna..."Pazurami po ścianie...""...Kiedy jednak zająłem się nim poważnie - mówi Pan Docent - stwierdziłem, że wszystko należy właściwie zaczynać od zera. Po rozmowach z paroma niewidomymi, którzy dobrze nauczyli się angielskiego, przekonałem się, że ich wysiłek graniczył z cudem. Sukces w nauce języka osiągnęli jedynie dzięki niesamowitej sile charakteru i ogromnemu talentowi - dosłownie "drapiąc pazurami po ścianie". Nie ma bowiem do nauki języka żadnych podręczników, specjalistycznych pomocy ani też fachowców, którzy znają potrzeby i możliwości osób pozbawionych wzroku. A przecież jest wielu utalentowanych niewidomych, którzy mogliby doskonale nauczyć się języka, gdyby stworzyć im ku temu odpowiednie warunki. Dzięki temu mogliby zdobyć ciekawy zawód i pracę. Aby zrealizować swoje marzenia, ułożyłem następujący plan działania: najpierw trzeba zająć się projektowaniem materiałów do nauczania niewidomych, a potem przygotowaniem odpowiedniej kadry specjalistów. Prawie w żadnej szkole dla niewidomych nie ma nauczycieli angielskiego z prawdziwego zdarzenia. Wobec konkurencji, jaką stwarzają w nauczaniu języka firmy prywatne, bardzo trudno znaleźć ludzi, chcących uczyć niewidomych za marne pieniądze, które może im obecnie zaoferować polskie szkolnictwo. Do szkół dla niewidomych trafiają więc ludzie zupełnie surowi, nie przygotowani do pracy z niewidomymi dziećmi. W związku z tym w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim powstał specjalny zakład, który takich nauczycieli kształci. Nauka trwa tu trzy lata, a jego absolwenci otrzymują dyplom nauczyciela języka angielskiego z zaznaczeniem, iż są specjalistami od nauczania niewidomych. I tu pojawia się następny problem - co mogliby robić niewidomi, którzy w szkole dobrze uczą się angielskiego? Podejmuję więc kroki, by nasza uczelnia była przygotowana na ich przyjęcie, by właśnie tu stworzyć im godne warunki studiowania, bez niepotrzebnych trudności". Potrzeba matką wynalazku. Do wdrożenia w życie swego pomysłu Pan Docent przygotowywał się gruntownie. By dobrze zgłębić metody nauczania niewidomych dzieci, rozpoczął regularne lekcje angielskiego w szkole dla niewidomych w Laskach, dokąd dojeżdżał z Lublina dwa razy w tygodniu. Dzieci były jak gdyby pierwszymi sędziami przydatności tego, co robi. Na przykład adaptacja podręczników, z których uczą się dzieci pełnosprawne. Pan Docent jest przeciwnikiem specjalnych pomocy dla niewidomych. Mogą oni bowiem korzystać z tych samych podręczników, gier czy zabawek, co dzieci widzące, po ich odpowiednim zaadaptowaniu. Zamiast opracowywać specjalne podręczniki, starał się więc przystosowywać pewne elementy w podręczniku dla widzących. W ten sposób powstały piękne kolorowe książeczki dla małych niewidomych dzieci, mające, oprócz tekstów czarnodrukowych, także przezroczyste plastikowe wkładki z tekstem brajlowskim. Ich wydawanie rozpoczyna lubelskie wydawnictwo, istniejące od niedawna przy okręgu PZN - "Print 6".Dla niewidomych nie ma na przykład różnego rodzaju zabaw czy ćwiczeń językowych, które wymagają wstawiania liter czy wyrazów w miejsce kropek. W nauczaniu języka takie ćwiczenia są bardzo pomocne. Stąd zrodził się pomysł wykorzystania do tego celu tablic magnetycznych, z wydrukowanym na drukarce brajlowskim diagramem krzyżówek i z literami, naklejonymi na folię magnetyczną. Jest jeszcze parę innych urządzeń, które doskonale sprawdzają się w pracy z niewidomymi. Na przykład magnetofony, które nie wykorzystują kaset, lecz kartoniki z naklejoną taśmą - coś w rodzaju dźwiękowego słownika. Albo też elektroniczny notes, umożliwiający niewidomemu robienie bezszelestnie notatek na wykładach. By poznać te wszystkie techniczne cuda, Pan Marek pojechał do Anglii. Tam, przy Królewskim Instytucie Niewidomych istnieje coś w rodzaju krajowego centrum pedagogicznego. Pracuje w nim grupa ludzi, mających za zadanie wyszukiwanie nowych metod pracy z niewidomymi, najnowocześniejszych, pomocnych w tym urządzeń i programów komputerowych. Jeżdżą oni w tym celu po całej Anglii lub te prowadzą rozeznanie w innych krajach. Jeśli znajdą lub sami opracują coś nowego, demonstrują to w szkołach, zapoznają nauczycieli i niewidomych z technicznymi nowościami. W każdej szkole, w której uczy się choćby jedno niewidome dziecko, jest zgromadzony cały pomocny w jego nauczaniu sprzęt, wypożyczony z Królewskiego Instytutu lub też kupiony po przystępnej cenie. Poprzez takie poszukiwania Pan Marek zdobył na przykład najnowszej generacji drukarkę brajlowską jednej z firm niemieckich. Dzięki temu nie musi już pisać na lekcje pojedynczych tekstów. Pomysły rodzą się same...- Jak twierdzi Pan Marek - najczęściej w trakcie pracy. Trzeba być po trosze wynalazcą, a konkretna sytuacja niejako sama podpowiada rozwiązanie. Na przykład magnetyczne tablice. Znalazł przypadkowo w pewnym sklepie metalowe płytki do naklejania magnesów. Pomyślał, że mogą one doskonale służyć niewidomym. Dotarł do rzemieślnika i zainteresował go tego rodzaju produkcją, po odpowiednim ich udoskonaleniu - dla niewidomych muszą mieć inny kształt. Panu Docentowi marzy się taka wiedza w dziedzinie najnowocześniejszego sprzętu służącego niewidomym, by wiedział o wszystkim, co się w tej dziedzinie robi w świecie. W tym celu w najbliższym czasie znów pojedzie do Anglii. Królewski Instytut organizuje bowiem specjalny kurs, na temat najnowszych programów komputerowych i urządzeń elektronicznych, produkowanych w świecie. Dopiero po zdobyciu takiej wiedzy Pan Marek będzie miał gruntowne rozeznanie, co warto sprowadzić do Polski, gdyż do tej pory właściwie nikt w naszym kraju tak globalnie nie zajmuje się tym problemem. W związku z tym sprowadza się często sprzęt mało przydatny, starszej generacji. Panu Docentowi marzy się także, by we wszystkich szkołach dla niewidomych uczyli angielskiego odpowiednio przygotowani fachowcy. Jeśli byłaby jeszcze możliwość godziwego ich wynagradzania, wtedy w kolejce do pracy z niewidomymi czekaliby nauczyciele najwyższej klasy. I o to   właśnie chodzi.

Pochodnia  grudzień 1993