J.S. - W latach 70. PZN organizował wśród innych ogólnopolskich imprez kulturalnych konkursy krasomówcze. Stwarzały one rozległe możliwości wyżycia się intelektualnego dla uczestników. Czy to nie jest tak, że konkursy krasomówcze wyrosły z doświadczeń recytatorskich? myślę, że właśnie Ty masz najwięcej wiadomości na ten temat. Dziś mało kto wie o ich istnieniu przed laty i jakie niosły przesłania i jakimi owocowały rezultatami. Chciałbym, abyś te dawne już minione działania i osiągnięcia przypomniał.

 

A.S. -    W 1977 roku Okręg Kielecki zorganizował Konkurs krasomówczy. Wybrałem się na ten konkurs razem z kolegą z Ujsoł, który przygotował gawędę w gwarze. Ja przygotowałem opowieść o swoim trzydziestoleciu. Po zaprezentowaniu swojej mowprzy wychodzeniu na przerwę podszedł do mnie jeden z uczestników i zagadnął: To Kolega skończył studia i jest taki normalny? - Nie wiedziałem co mu odpowiedzieć, tym bardziej że znałem jeszcze kilku niewidomych po studiach i też byli normalni. Na drugim konkursie krasomówczym, który odbył się w Bielsku wybrałem fragment książki Wańkowicza „Ziele na kraterze”. Był to fragment listu ojca do córki Krystyny. Do trzech razy sztuka. Trzeci raz wystartowałem w krasomówstwie już w Kielcach gdzie prezentowałem przymówienie sejmowe autorstwa pana Andrzeja Jakubiczki. Mówienie gawęd była to sztuka, którą każdy drużynowy zuchowy musiał posiąść. Gawęda musiała być ciekawa i krótka. Krasomówca ma na prezentację 10 do 15 minut. Recytator na dwa utwory (wiersz i prozę) ma tylko 10 minut. Krasomówca może przekazywać treść własnymi słowami, a recytator przekazuje treści utworów słowami twórcy oraz  własnym sercem i rozumem. Krasomówca działa według zasady głoszonej przez Demostenesa: Jeżeli Wiesz co chcesz powiedzieć, słowa przyjdą same. - Recytator musi wiedzieć co chce przekazać słowami twórcy. Reasumując, łatwiej recytatorowi być krasomówcą niż odwrotnie.

Każdy trud, zarówno krasomówcy jak i recytatora, włożony w słowo owocuje w postaci stwierdzenia słuchacza: jak pan ładnie mówi. Jak pan mówi, to ja wszystko rozumiem.

Jeszcze jedna ważna sprawa wiąże się z krasomówstwem, jego regionalna odmiana w postaci krasomówstwa gwarą. W Związku mamy wiele osób władających świetnie gwarą i osiągających wspaniałe wyniki na otwartych konkursach.

Na koniec osobista ciekawostka nijako warsztatowa. Kiedy zabieram się do pracy nad tekstem i muszę się go nauczyć, to przepisuję ten tekst w brajlu. W komputerze, odtwarzaczu mam jedynie dźwięk słowa, a w brajlu mam jego kształt. .

 

J.S. - jestem przekonany, że liczne pasje kulturalne i turystyczne nie miały negatywnego wpływu na życie rodzinne. Czytelnicy na pewno chcieliby wiedzieć, jaki przybrało ono kształt teraz, gdy już prawdopodobnie musiałeś zmniejszyć tempo pracy społecznej, choć na pewno z niej nie zrezygnowałeś

 

A.S. - Jako zodiakalny Byk troskę o dom mam zapisaną w gwiazdach. Zanim przeprowadziłem się z rodziną do Bielska- Białej, przez 18 miesięcy dojeżdżałem do pracy z Krakowa. Od poniedziałku do soboty pracowałem 90 kilometrów od domu, którym czekały żona i córka. Sobotnie wieczory i niedziela były dla nas, to jest dla domu. W tej sytuacji człowiek czekał na urlop jak przysłowiowa kania na deszcz. Dopiero w maju roku 1977 moje trzy dziewczyny: żona i dwie córy zawitały do Bielska. W tej sytuacji miał kto dziewczynkom opowiadać bajki na dobranoc, ale wakacje były dla nas. Babcia z dziadkiem jak mogli wspierali żonę w codzienności związanej z dwójką dzieci. Potem przyszło przedszkole, szkoła, matura i wolno dom zmniejszał liczbę domowników. Dzieciaki korzystały z dłuższego urlopu taty i ferie zimowe spędzaliśmy razem.

Moje pasje przekładały się na narzędzia wychowawcze. Wspomniane bajki, to często były teksty utworów przygotowywanych na liczne konkursy. Starsza córka w wieku 3,5 lat swobodnie recytowała Zaczarowaną dorożkę Gałczyńskiego. Bajki Tuwima i Brzechwy przerabialiśmy na głosy. Każda z córek na swoje pierwsze urodziny zdobyła  na  plecach taty szczyt górski, a starsza w wieku 6 lat brała udział w spływie po jeziorach mazurskich. Sporą porcję bajkowej poezji zebrał starszy wnuk, a teraz czekają w kolejce dwie wnuczki. Kiedy wnuki przybywają do Bielska do tradycji należy wyprawa w górki. Jednym słowem duch w rodzinie nie ginie. Od czasu do czasu uda mi się namówić chłopaków na partyjkę szachów lub warcaby stupolowych. Historia kołem się toczy i tak jak przed laty nasze dwie dziewczynki zabierały czas mamie, tak teraz dwie wnuczki absorbują babcię, ale już od września pójdą do przedszkola i będziemy mogli z babcią dłużej być dla siebie.

 

J.S. - Co z Twoich doświadczeń chciałbyś przekazać młodym niewidomym, którzy poszukują swojego miejsca w życiu?

 

A.S. -   Moje pierwsze kontakty z Polskim Związkiem Niewidomych miały miejsce przez znajomość z Kolegą niewidomym ze studiów, potem z gronem koleżanek i kolegów ze Szkoły Masażu, następnie z członkami Sekcji Młodzieży uczącej się z członkami sekcji Masażu przy Okręgu Krakowskim. W dalszym ciągu działałem w Harcerstwie i utrzymywałem kontakt z koleżeństwem z opuszczonych studiów. Posiadane wtedy resztki wzroku pozwalały mi na swobodne poruszanie się i korzystanie z maszyny do pisania. Komisja specjalistyczna do spraw orzekania o inwalidztwie przyznała mi pierwszą grupę na stałe z tytułu wzroku. Najcenniejszy był wpis dotyczący wskazań i przeciwwskazań do pracy.

Wskazania: Praca nie wymagająca dobrego wzroku.

 Przeciwwskazania: Praca wymagająca dobrego wzroku.

Legitymacja Związkowa dawała mi prawo do ulg w przejazdach z przewodnikiem.

Kiedyś kolega ze szkoły masażu, z którym jechałem autobusem, zapytał - co byś zrobił jakbyś odzyskał wzrok? Poszedł bym kupić bilet za przejazd -  odpowiedziałem.

Szkoła Masażu Leczniczego w Krakowie, ostatni roczny kurs masażu,(1965/66) prowadzona przez nieodżałowanej pamięci panią dyrektor Marię Urban była dla mnie nie tylko szkołą zawodu , ale także okazją poznania ludzi niewidomych. W trzydziestoosobowej grupie było 10 osób całkowicie niewidomych. Pozostali uczniowie mieli resztki wzroku . Każdy   wiedział, że zawód masażysty pozwoli mój na osiągnięcie samodzielności materialnej w życiu, a także  na snucie planów. Zwłaszcza młodzi ludzie mieli nadzieję na usamodzielnienie.

Znalazłem się w dobrej sytuacji, bo byłem mieszkańcem Krakowa i przychodnia, w której miałem praktykę,  stała się po ukończeniu szkoły moim pierwszym zakładem pracy. Osoby nie mieszkające w Krakowie, przy wsparciu dyrekcji miały wcześniej załatwioną pracę w miejscach zamieszkania lub w pobliżu. Szkoła co roku wypuszczała na rynek ok. 30 masażystów. W roku 1968 rozpocząłem studia zaoczne, a rok później zmieniłem zakład pracy na szpital. Studia, praca zawodowa i praca w harcerstwie nie przeszkodziły mi w zawarciu związku małżeńskiego i założeniu rodziny. Studia skończyłem w przepisanym terminie i zostałem umieszczony  przez Związek na liście kadry rezerwowej. Kiedy nastała reforma administracyjna kraju (1975r.) Związek sięgnął do rezerw kadrowych i z masażysty stałem się pracownikiem administracji Związkowej. W ten sposób zrealizowało się jedno z założeń dla których podjąłem studia prawnicze. W nowej pracy zacząłem aplikację radcowską aby pogłębić wiedzę prawniczą. Po zdaniu egzaminu radcowskiego podjąłem dodatkowo pracę w spółdzielni niewidomych na stanowisku radcy prawnego.

Jako radca dopracowałem do emerytury.

Opisując moją drogę przez życie chcę pokazać, że młodości nie wolno zmarnować. Czekanie, na cud i na to że ktoś coś zrobi za nas, to z pewnością czas stracony.

Kiedyś Związek pomagał w zdobyciu sprzętu ułatwiającego zdobywanie wiedzy przez niewidomych. Dzisiaj mamy Komputer dla Homera czy aktywny samorząd. Kiedyś wolontariusze nagrywali podręczniki akademickie, a dzisiaj można gotowe materiały ściągnąć z Internetu. Ministerstwo pracy organizuje akcje dla wsparcia niepełnosprawnych na rynku pracy. Co z tego kiedy Związek nie prowadzi już ewidencji kadry rezerwowej i nie interesuje się wykształconymi członkami Związku. Nic dziwnego, że w razie potrzeby obsadzenia jakiegoś stanowiska w strukturze związkowej trzeba sięgać po przypadkowych kandydatów.

Zarówno na studia jak i do szkoły w celu zdobycia zawodu masażysty można obecnie dostać się łatwiej. Gorzej jest z pracą po ukończeniu nauki, ale w dzisiejszych czasach nawet widzący  specjaliści mają problemy ze znalezieniem pracy,  

dlatego trzeba mieć przygotowanie do pracy nie tylko w jednym zawodzie

 

J.S. - Na zakończenie może zechcesz powiedzieć nam, z których zainteresowań i pasji czerpałeś najwięcej satysfakcji?

 

A. S Mistrz nauki zawodu masażysty inżynier Roman Aksenti mówił nam, przyszły adeptom sztuki masażu: - Kochani, zawód masażysty jest ciężkim zawodem i praktycznie nie zapłaconym. Największą satysfakcją dla masażysty jest, jak pacjent, którego masował powie: - panie pomogło mi.-

Wykonując ponad dziesięć lat jeden z najpiękniejszych zawodów - zawód masażysty miałem wiele takich momentów. Kiedy żegnałem się z tym pięknym zawodem pani doktor powiedziała: - Panie Antku, nie po to pan studiował żeby trwać w tym zawodzie, ale niech pan wie, że służba zdrowia traci w panu bardzo dobrego pracownika. -

Kiedy grupa inicjatywna powołująca do życia Stowarzyszenie "Smrek",   udała się do odpowiedniego Wydziału Urzędu Wojewódzkiego celem zaprezentowania statutu i celów działania Stowarzyszenia. Pani  naczelnik tego wydziału powiedziała: "skoro macie w swoim gronie pana Szczucińskiego, to nie musicie się martwić o powodzenie przyszłości waszego Stowarzyszenia". Szczególną satysfakcję dają mi odznaki i odznaczenia takie jak: Odznaka ofensywy Zuchowej za pracę z dziećmi w wieku zuchowym 1 do 4 klasa), Krzyż za zasługi dla ZHP, Zasłużony Pracownik Służby Zdrowia, Zasłużony dla Rozwoju Bielska-Białej, srebrna odznaka Recytatora, zasłużony Działacz Kultury, nominacja do nagrody Ikara, nagroda Prezydenta miasta Bielska za osiągnięcia w kulturze, Złota Honorowa odznaka PZN, Złota Honorowa Odznaka PTTK. Srebrny Krzyż Zasługi.

Kiedy kończyłem obóz sportowo rehabilitacyjny w Kamieniu nad Bełdanom w ośrodku startu , kierownik ośrodka przy pożegnaniu powiedział: Panie to był pierwszy obóz dla niewidomych, który miał program i go realizował. . Kiedy razem ze starszą córką udałem się na jej obronę pracy magisterskiej  w Państwowej  Wyższej Szkole Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej, Pani dziekan po obronie wyszła i pogratulowała mi dyplomu córki mówiąc w tej pracy było widać Pana. O radości z pojawiania się na

Tym świecie wnuków i wnuczek nie wspomnę.

5.

J.S. - To jeszcze powiedz, co uważasz za swoje największe osiągnięcie życiowe? * * * *

 

A.S. - * * * *

Nie wątpliwie osiągnięciem życiowym jest fakt, że kiedy człowiek popatrzy za siebie i nie musi się rumienić. Osiągnięciem jest również umiejętność wychodzenia z kryzysów i zakrętów, z których trzeba wychodzić tak, żeby móc popatrzeć na siebie w lustrze. Kiedyś na plantach krakowskich obserwowałem człowieka niewidomego, był to elegancki pan z białą laską. Taki wzór niewidomego staram się lansować.

Rodzice, nauczyciele, instruktorzy harcerscy starsi koledzy i koleżanki w Związku Niewidomych nauczyli mnie żyć i radzić sobie. Kochany ojciec, kiedy stanąłem przed pierwszym niepowodzeniem na studiach, powiedział: synu, póki ja żyję, możesz robić co chcesz, ale pamiętaj, jak umrę, nikt ci nie da.- Pamiętałem. Kiedy go zabrakło, wśród pamiątek po nim znalazłem Złoty krzyż Zasługi. W Harcerstwie była taka akcja pod hasłem: "Synowie godni ojców". . Pomyślałem, że kiedyś położę drugi taki krzyż obok ojcowskiego. Stało się, leżą obok siebie dwa Złote Krzyże Zasługi. Różnią się jedynie napisem w środku krzyża: na ojcowskim pisze PRL, a na moim RP.