J.S. -Z Twej wypowiedzi  wynika, że , pełniąc  funkcję przewodniczącego  zarządu koła PZN,  nadal jesteś blisko   problematyki niewidomych. Gdybyś w czasach dzisiejszych należał do władz centralnych Związku,   jakie byłyby Twoje priorytety?

A.S. -   Jeden z moich autorytetów moralnych, były komendant hufca Związku Harcerstwa Polskiego w Nowej Hucie powiedział: Przeklęty dzień i godzina, w której pieniądz wkroczył do Harcerstwa jako ekwiwalent za pracę społeczną.  W Związku istniało zabawne zapytanie, czy on pracuje społecznie czy za darmo?

Doczekaliśmy się ustawowej definicji wolontariusza, tak jak to byłoby coś nowego. Zapisano tony papieru wydano wiele pieniędzy na trenerów szkolących organizacje do współdziałania z wolontariuszami. Przyznam, że czegoś tu nie rozumiem.

Zarówno w harcerstwie prowadząc drużynę czy Szczep harcerski,  przygotowując zajęcia na kursie dla drużynowych czy uroczyste ognisko-   nie pytałem za ile i nie oczekiwałem zapłaty.

Po akcji letniej Komenda Hufca organizowała tzw. Końcówkę. Było to kilka dni ciekawej wędrówki i ciekawych rozmów na temat pracy w nowym roku szkolnym - harcerskim.

 

J.S. - W PZN przez długie lata   chyba było tak samo.

 

A.S. -Tak,  Odbywały się szkolenia dla aktywu związku. Były nagrody w postaci praktycznego sprzętu rehabilitacyjnego . Uznawano tzw. Pierwszeństwo w ciekawych wyjazdach, oczywiście odpłatnych. Istniał także  lektorat, który miał być jakoś dzielony,  ponieważ jego przeznaczeniem było pokrycie kosztów obsługi lektorskiej (czytanie, porządkowanie dokumentów, wyjazdy w charakterze przewodnika). Jeżeli starczyło środków i tak zwanych limitów, to zatrudniano w kołach  kogoś na cząstce etatu. Był to  pracownik sprawny, który w razie potrzeby pełnił rolę przewodnika, a jeśli miał  uprawnienia-  mógł sobie dorobić,  jako instruktor.

 

J.S.  - A jak jest  teraz?

A.s. - Sprawdza się   prawda  o rybie i jej głowie. Załóżmy,  że istnieją takie Prezydia Okręgu gdzie cały skład pobiera wynagrodzenie z tytułu pełnionych funkcji w tym prezydium. Powstaje  pytanie: czyjego interesu pilnują członkowie tego organu statutowego? Wynagrodzenie jest konieczne dla instruktorów orientacji czy brajla. Dla przewodników turystycznych, sędziów, jurorów, Bywa, że ktoś z wymienionych fachowców zrzeka się wynagrodzenia lub przeznacza je dla Koła w formie darowizny.  

Słychać głośne narzekanie, że coraz mniej niewidomych chce należeć do Związku. Aktyw twierdzi, że przyczyna leży w pozbawieniu znaczenia naszej legitymacji jako dokumentu uprawniającego do ulg, a na członkach Związku spoczywa obowiązek opłacania składek. Statut w przypadku nie przestrzegania przez członka wspomnianego obowiązku przewiduje skreślenie z listy członków. Statut przewiduje też prawo biernego i czynnego prawa wyborczego dla członków Związku. Niestety nie przewiduje sankcji za uniemożliwienie przez Związek korzystania członkom zwyczajnym z tego prawa.

J.S. - Czy możesz przytoczyć jakiś przykład?

A.S. -Oczywiście, podaję pierwszy z brzegu.   Raz na cztery lata odbywają się Walne Zebrania sprawozdawczo wyborcze Kół.  Ponad siedemdziesiąt procent tych zebrań to żałosna farsa demokracji. W kołach liczących 200 i więcej członków nie powiadamia się wszystkich bo jak i gdzie ich pomieścić, a to kosztuje . W historii naszego Związku raz odbyły się w Okręgu Bielskim wybory pośrednie do Zarządów Kół i wcale nie kosztowały drożej od tych bezpośrednich, mimo, że wtedy trzeba było opłacić znaczki pocztowe.

Dobrze że nie wykreślono ze statutu możliwości organizowania takich wyborów.

Podniesiono rangę statutową prezesa Koła. Koło zawsze było i dalej jest najważniejszą komórką statutową Związku. Tym czasem zaprzestano szkolić członków zarządów kół. Okręgi jakby obawiały się, że zintegrowany tzw. Aktyw terenowy wznieci rewolucję. Na szczęście są jeszcze Okręgi, w których przestrzega się należnego szacunku dla działacza

J.S. - Obserwując to  co dzieje się  w przestrzeni społecznej odnoszę wrażenie,  że PZN  ma coraz większą  konkurencję.  Powstają   różne, mniej i bardziej trwałe   twory organizacyjne  chcące przejąć  nie dość    "zagospodarowane" przestrzenie. Czy Twoje widzenie tych  zjawisk jest podobne?

 

A.S. -Tak, to jest widoczne na każdym kroku.   

Związek utracił "monopol" na organizację i prowadzenie rehabilitacji podstawowej nowo ociemniałych. Mamy coraz więcej grantów, aplikacji o różnych nazwach. Mamy trenerów i innych fachowców. Wydajemy nie małe pieniądze. Z uwagi na coraz dziwniejsze kryteria naboru (wiek, bez pracy, bez dochodów itp. Coraz trudniej jest "dopasować" uczestników akcji i szkoleń. Mnożą się ankiety, badania jako materiał przygotowawczy do przyszłego grantu, a na koniec dopiero wychodzi, że nie wszyscy, którzy chcą i potrzebują przeszkolenia mogą w nim brać udział. Mam możliwość obserwowania pracę Okręgu i obraz tej pracy z poziomu Koła. Niestety, nie mogę dostarczać Okręgowi

beneficjentów czy klientów na wiele szkoleń uwagi na kryteria wiekowe i zatrudnienie. Związek ma coraz większą konkurencję w trzecim sektorze. Coraz więcej Organizacji oferuje osobom niepełnosprawnym (w tym również z dysfunkcją wzroku) ciekawy i realizowany profesjonalnie program o różnej tematyce. Kultura, sport, sztuka itp. W tej sytuacji Związek zamiast aplikować do środków gestorów specjalistycznymi programami ciekawych form rehabilitacji podstawowej usiłuje "konkurować aplikacjami o mniejszej wartości rehabilitacyjnej, ale za to bardziej atrakcyjnymi. W terenie coraz częściej mamy do czynienia z dobrze pracującymi Kołami, a coraz rzadziej z dobrze pracującymi Okręgami. Podobno w czasie dyskusji na Plenum Zarządu Głównego naszego Związku, nad przyznaniem osobowości prawnej Kołom, któryś z Prezesów Okręgu powiedział, że osobowość dla Kół, to po jego trupie. Nie przypadkowo w tym mieście jest wiele nowopowstałych Stowarzyszeń działających w środowisku niewidomych. Polski Związek Niewidomych rok po roku traci swoje "Atuty". Biblioteka Centralna, Zakład Nagrań i Wydawnictw. Dziesięć lat w Unii Europejskiej nie przekłada się na dostęp do większego asortymentu pomocy rehabilitacyjnych. Mamy przedstawicieli Związku we władzach europejskiej i światowej Uni Niewidomych, a nie mamy podstawowych informacji o podobieństwie i różnicach sytuacji niewidomych w krajach Unii.

 

J.S. - W Twoim życiu zagadnienia kultury zajmowały i nadal zajmują pierwszorzędne miejsce, wróćmy zatem do tej sfery działalności. Wiem, że masz duże osiągnięcia w dziedzinie recytacji. Chciałbym, abyś opowiedział Czytelnikom kiedy i jak to się zaczęło.

 

A.S. - * * *

Bardzo wcześnie miałem kontakt z teatrem. Byłem bodaj jednym z najmłodszych "Teatromanów" w Operze Bytomskiej. . Pierwszymi prezentacjami teatralnymi były "Fontanna z Bachczysaraju" -  wspaniały balet, pierwszą operą była "Rusałka", a potem urzekało mnie  już wiele innych wspaniałych oper i operetek. Miałem możność uczestniczyć w próbie generalnej pierwszej po wojnie operze "Straszny dwór". W liceum miejsce Opery Bytomskiej zajął Teatr Ludowy w Nowej Hucie. W latach 1958- 1962 należał  do    lepszych teatrów. Wspomniane ośrodki kultury były wielkie między innymi nazwiskami aktorów. Hiolski, Paprocki, Pyrkosz, Pani Irena Jun, Pieczka i inni.

J.S.  -w jakimś artykule o Twojej nauce szkolnej przeczytałem, że    Inscenizacja powieści Johna  Steinbecka "Myszy i ludzie" znalazła,  mimo upływu czasu od jej obejrzenia, miejsce w Twoim wypracowaniu maturalnym na temat: "Jaka sztuka, dzieło literackie lub film wstrząsnęły tobą i dlaczego"? Dlaczego właśnie wybrałeś    ten temat?

  A.S. - Liceum w Nowej Hucie, do którego uczęszczałem, miało bardzo dobrych polonistów.  Działało kółko literackie i teatr. Liceum to ukończyła między innymi młodsza koleżanka Ewa Lipska. Praca z zuchami, ogniska obozowe, kominki zuchowe, gawędy wszystko to pozwalało rozwijać zamiłowanie do żywego słowa. Szczęśliwym trafem w Kole Bielskim istniał Teatr poezji. I tak to się zaczęło.

Członkowie tego Teatru oprócz pracy nad tekstami do okolicznościowych występów przygotowywali się do eliminacji Ogólnopolskiego Konkursu recytatorskiego. Konkurs ten pozwalał naszym recytatorom na podejmowanie rywalizacji ze sprawnymi recytatorami na poszczególnych etapach eliminacyjnych. Do lat osiemdziesiątych Związek Niewidomych wspólnie ze Związkiem Spółdzielni Niewidomych , później Centralnym Związkiem Spółdzielni Niewidomych

organizowały dla niewidomych Ogólnopolskie Konkursy Recytatorskie, Teatralne i Gawędziarskie. Stan ten trwał do chwili powołania Krajowego Centrum Kultury Niewidomych w Kielcach.

Do tego czasu zdolni recytatorzy z dysfunkcją wzroku mogli dostać się do eliminacji centralnych jedynie poprzez kolejne szczeble eliminacyjne. Mnie się taka sztuka udała. Od eliminacji podstawowych do Centralnych "przebiłem" się z tekstami: Adama Zagajewskiego "Jechać do Lwowa" i prozą Tadeusza Konwickiego "Ciotki rewolucji". Z Poznania, bo tam odbywały się centralne eliminacje wróciłem z wyróżnieniem. Z wielotysięcznej rzeszy recytatorów biorących udział w eliminacjach do finału dochodziła czterdziestka. Z chwilą powołania Krajowego Centrum Kultury Niewidomych było pozornie łatwiej uzyskać prawo startu w finale. W ostatecznym rozrachunku ważne były sukcesy osiągane przez finalistów wywodzących się Kieleckiego Centrum. Jeszcze trudniej było zdobyć nominację do centralnych eliminacji teatrów jednego aktora wtedy jeszcze w Zgorzelcu. Liczba laureatów tego finału wynosiła 15 osób.

Mnie ta sztuka udała się dwa razy. Każdy Konkurs, Festiwal czy święto słowa wymagało wielodniowych przygotowań polegających na pracy z tekstem, jego interpretacją, dykcją, średniówką, rymem i rytmem. Bez instruktora osiąganie liczących się wyników może być jedynie spektakularnym przypadkiem. Oprócz czasu spędzonego z instruktorem konieczne jest jeszcze "zżywanie się" z tekstem. Do tego lustro nie wystarcza trzeba mieć kogoś kto zechce słuchać, ja mam kogoś takiego.

Słowo można nieść w różnych formach najpiękniejszą jest forma tekstów literackich.

 

J.S. - Jesienią 1986 roku, podczas uroczystości z okazji 50-lecia ośrodka wypoczynkowego PZN w Muszynie, miałem możność wysłuchania wspaniałego programu artystycznego Teatru niewidomych z Bielska- Białej. Do dziś pamiętam wzruszające piosenki i i inne występy zbiorowe i indywidualne. Czy teatr ten jeszcze istnieje i nadal cieszy widzów i słuchaczy? Warto choć w kilku zdaniach przypomnieć jego artystyczne osiągnięcia i zasługi.

 

A.S. -     Teatr Poezji powstał w roku 1973 przy Kole Terenowym w Bielsku Białej. Był chlubą tego Koła W roku 1975 roku w Bielsku-Białej został powołany do życia Okręg Polskiego Związku Niewidomych. Koło Bielskie oprócz teatru poezji miało jeszcze lokal świetlicowy, w którym tymczasowo mieściła się siedziba Biura Okręgu. Po godzinach pracy biura świetlica wracała do swojej roli. Odbywały się w tej świetlicy zajęcia z kursu gotowania, spotkania z ciekawymi ludźmi, prelekcje i próby Teatru poezji. Na początku z ciekawości, a później z zamiłowania brałem udział w tych próbach. Teatr miał już swoją historię. Od początku istnienia był prowadzony przez fachowców - aktorów i instruktorów teatralnych. W skład "trupy" teatralnej wchodzili koleżanki i koledzy z Koła Bielskiego. Zespół przygotowywał programy poetyckie na spotkania okolicznościowe, święta państwowe itp. Oprócz montaży w których brali udział wszyscy, członkowie teatru co roku startowali w eliminacjach do Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego, którego organizatorem było Towarzystwo Kultury Teatralnej. Bielski Oddział TKT za zwycięstwo w eliminacjach wojewódzkich Konkursu oprócz prawa do startu w eliminacjach między wojewódzkich wręczało swoją nagrodę w postaci "klucza do skarbca literatury polskiej". Teatr nasz w czasie swego istnienia zdobył aż cztery takie klucze. Do chwili postania Kieleckiego Centrum członkowie teatru brali z powodzeniem udział w ogólnopolskich Konkursach recytatorskich i teatralnych niewidomych gdzie podobnie jak w konkursach okręgowych, prezentowali utwory poetyckie, prozę i monodramy.

J.S. - A jak zrodził się  program na  wspomiane  50-lecie ośrodka  wypoczynkowego w Muszynie?

A.S. - Do montażu z okazji jubileuszu "Naszego Domu" nie trzeba było nas długo namawiać. Był to montaż jedyny w swoim rodzaju, bo po raz pierwszy i jedyny w programie mieliśmy śpiew z gitarą. Cieszę się, że jest jeszcze ktoś, kto ten program pamięta. Nie był to jedyny zespół teatralny działający w ogniwach statutowych Związku. Myślę, że wszędzie tam, gdzie grupa ludzi chciała poświęcać czas na pracę ze słowem, członkowie tego zespołu łatwiej porozumiewali się ze sobą i z innymi. Cieszyły sukcesy, cieszyły oklaski i cieszyło to, że razem udawało się wypracować montaż, inscenizację i inne formy teatralne. Ostatni Ogólnopolski Konkurs recytatorski Teatralny Niewidomych odbył się w Bydgoszczy. Ogromny sukces odniosła na nim nasza Koleżanka  Barbara Lauterwald prezentując monodram "Matka Makryna.

Niestety, czas wykruszył "aktorów". Zabrakło instruktora i zostały jedynie wspomnienia, ale jakie miłe.

 

J.S. - W Twoim życiu ważną rolę odgrywała turystyka i sport. Jak i kiedy ta pasja się zrodziła ?

Nie trudno dojść do wniosku, że właśnie z tej potrzeby powstała myśl , która doprowadziła do organizowania pieszych rajdów górskich. W jednym z nich uczestniczyłem i choć od tego czasu minęło już nieco ponad 30 lat, do dziś przeżyte wówczas chwile są żywe. Rajd ten miał istotne znaczenie dla moich doświadczeń turystycznych i osobowościowych. Byłeś inicjatorem i organizatorem rajdów, Może więc przypomnisz Czytelnikom niektóre fakty związane z tą pożyteczną i wspaniałą akcją.

 

A.S. -    Zamiłowanie do wędrowania zawdzięczam ojcu. To On pokazał mi jak bezpiecznie wędrować po szlakach górskich, a nawet bezdrożach. W drużynie harcerskiej było mi już łatwiej wyruszać na bardziej samodzielne wyprawy. Bielsko wybrałem sobie między innymi z powodu bliskości gór. Mając doświadczenie w wędrowaniu i jeszcze szczątkowe widzenie, postawiłem na turystykę. Chcąc się zorientować jak to jest z turystyką wśród niewidomych namówiłem Koła do udziału w rajdzie "Na raty" organizowanym przez Okręg łódzki w roku 1976. Dwie drużyny z Cieszyna i z Suchej Beskidzkiej zakwalifikowały się na finałowy zlot w Tomaszowie Mazowieckim. Był to rajd pieszy nizinny. Rok później Okręg Krakowski ogłosił rajd górski. Z chętnymi na ten rajd nie miałem problemu. Problemem był tylko fakt, że organizator rajd odwołał. Zrobił to na tyle wcześnie, że kiedy padła propozycja zorganizowania w to miejsce własnego rajdu górskiego, została przyjęta niemal przez aklamację. Pierwszy Rajd Inwalidów Niewidomych RIN trwał trzy dni i brało w nim udział 5 sześcioosobowych drużyn w tym dwie z Łodzi. Z roku na rok przybywało dni rajdowych i uczestników. Nawet stan wojenny nie przeszkodził wędrować Rinowi. Rin na którym byłeś, był ósmym z kolei, a drugim, który miał bazę końcową w Wiśle Czarnym. Rinu w jego klasycznej formie już nie ma, ale wielu jego uczestników na dnie szuflady chowa odznakę rajdową lub jakiś turystycznie użyteczny drobiazg, pamiątkę z RIN-u. Udało się uratować ciekawą kolekcję odznak z piętnastu rinów wraz z ich krótką historią wydaną w formie foldera. Była to praca dyplomowa pewnej absolwentki bielskiego plastyka, wnuczki wspaniałego towarzysza wędrówki. Rin był wspaniałym przykładem jak może "zaowocować konkretna współpraca Związku Niewidomych, Polskiego towarzystwa Turystyczno Krajoznawczego i "Startu". Tak więc RIN miał trzech ojców.

J.S. - Z informacji prasowych, które dawniej pojawiały się w "Pochodni" wiadomo mi, że kiedyś w Bielsku-Białej istniał klub turystyczny pod nazwą: "Smrek". Czy on również powstał, jako wynik Twojej pasji i zamiłowania do gór? Jakie były jego myśli przewodnie i czy nadal urzeczywistnia pierwotne zamierzenia?

 

A.S. -   Na początku lat dziewięćdziesiątych PZN ograniczył swoją działalność sportowo turystyczną. Okręgi mające w tej dziedzinie spore osiągnięcia zarówno sportowe jak i turystyczne rozpoczęły starania o powołanie Stowarzyszenia, które za cel swojego działania przyjęłoby propagowanie kultury fizycznej sportu i turystyki w naszym środowisku. Przypomnę, że w Bielsku w tym czasie istniał przy Okręgu szachowy klub "Pionek" i Koło PTTK w ramach którego uaktywniła się grupa diabetyków z Jerzym Pudełko na czele.

 Okręg po zmianach na kierowniczych stanowiskach nie przejawiał zapału do podtrzymania poziomu dotychczasowych działań turystycznych. Niewidomi turyści z Bielska znaleźli się w grupie inicjatywnej powołującej do życia dzisiejszy "Cross". Początkowo Klub Turystyczny Inwalidów Wzroku "Smrek", a później Stowarzyszenie Sportu, Turystyki i Rekreacji Osób z Dysfunkcją wzroku "Smrek" jest w czołówce powstających klubów Crossa".

 Nie mieliśmy problemu z zarejestrowaniem "Smreka"(kwiecień 1993). Uzyskaliśmy wpis do rejestru Wojewody jako organizator turnusów i bardzo ciekawej organizacyjnej formie współpracowaliśmy z PFRON. Do października poprzedzającego roku składaliśmy plan turnusów, a w styczniu roku następnego podpisywaliśmy umowę na realizację przyznanych nam na te turnusy środków. Tak działaliśmy przez siedem lat organizując w formie turnusów spływy, górskie obozy wędrowne rajd ociemniałych diabetyków i inne mniejsze imprezy turystyczne, mimo że rok 1998 przyniósł zmiany mające podobno wyjść na lepsze osobom niepełnosprawnym. W pełni sprawdziło się powiedzenie, że lepsze jest wrogiem dobrego. Jedyną pociechą w roku 1998 był fakt przyznania przez PFRON dotacji na zakup tandemów, które do dnia dzisiejszego są na chodzie.

 Możliwość organizowania obozów istniała nadal, jednak udział w tych obozach członków "Smreka" zależał od decyzji Ośrodków Pomocy Społecznej w kwestii przyznania lub nie dotacji. Obozy w formie spływu i górskiej wędrówki nie należały do łatwych i nie można było liczyć na "wolny" nabór. Zresztą mijało by się to z działaniem Klubu na rzecz własnych klubowiczów. Przez dziesięć lat udawało Się zdobywać środki, zwiększać odpłatność uczestników, szukać kadrę wolontariuszy wszystko to pozwalało wyruszyć na szlak górski lub popłynąć w dal błękitną. Na szczęście "Cross" przypomniał sobie, że ma w nazwie słowo turystyka i dzięki dotacjom Ministerstwa Sportu znowu ruszyły obozy. Kadra nie zdążyła "zardzewieć".

 

J.S. -  Jak wygląda technika Twojej pracy i uczenia się tekstów, aby dostać się do grona najlepszych. Jakie wydarzenia i momenty w tej działalności sprawiły Ci najwięcej zadowolenia i satysfakcji, zwłaszcza, że Twoje osiągnięcia artystyczne przekroczyły granice Polski i znalazły wyraz uznania w innych  krajach.

A.S. -