W pierwszą rocznicę śmierci

 WŁADYSŁAW GOŁĄB

30 listopada 1989 r., w czwartek, godz. 11. Kaplica zakładowa w Laskach przepełniona. Pośrodku, przed ołtarzem znajduje się trumna z ciałem śp. dr Andrzeja Adamczyka. Mszę św. za duszę Zmarłego celebruje ks. Tadeusz Fedorowicz, a wśród koncelebransów znajdują się: ks. prof. Bronisław Dembowski, krajowy duszpasterz niewidomych ks. Jacek Ponikowski, duszpasterz warszawski ks. Stanisław Hoinka oraz księża: Kazimierz Olszewski, Roman Murawski i Henryk Rogala. W kaplicy zgromadzili się przedstawiciele Polskiego Związku Niewidomych z terenu całego kraju, z niemal pełnym składem prezydium Zarządu Głównego, przedstawiciele wyższych uczelni, współpracownicy naukowi oraz delegacje ze szkół specjalnych z innych miast. Ks. Tadeusz Fedorowicz przeczytał krótki biogram Zmarłego, przygotowany przez s. Elżbietę Więckowską, kończący się słowami: ''Po roku cierpień zmarł rankiem w niedzielę Chrystusa Króla dnia 26 listopada 1989. Ufamy, że do Niego także odnoszą się słowa Ewangelii wg św. Łukasza, czytane tego dnia podczas Mszy św.: ''Dziś będziesz ze mną w raju''. Współpracownicy zachowają Go w pamięci jako człowieka prawego, dobrego i mocnego''. Po Mszy św. nad trumną wygłoszono kilka przemówień. Przedstawiciel Zakładu między innymi powiedział: ''Panie Dyrektorze, drogi Panie Andrzeju! Przybyliśmy tu dziś tak licznie, aby wraz z Tobą odbyć ostatnią Twoją drogę życia - z tej kaplicy na cmentarz laskowski. Przybyliśmy, aby Ciebie pożegnać, aby podziękować za Twoje gorące serce, za Twój trud, za Twoją obecność wśród nas i za Twoje cierpienie''. Przemówienie swoje, w którym nakreślił sylwetkę Zmarłego, zakończył słowami: ''W imieniu kierownictwa Dzieła żegnam Cię, Panie Andrzeju, i gorąco dziękuję za Twoje ogromne zaangażowanie, za to, co wniosłeś w Laski i w środowisko. Dziękuję Ci za to, że wrosłeś w korzenie Lasek. Niech Dobry Bóg szczodrze wynagrodzi Twój trud, Twoje serce i Twoje cierpienie''. Uczeń z młodszych klas między innymi powiedział: ''Zanim zdążyliśmy Cię poznać, zanim zdążyłeś nas pouczyć, a może i czasem połajać, musimy Cię żegnać. Wiemy, jak mądrym, dzielnym i szlachetnym byłeś człowiekiem. Będziesz wzorem dla nas, niewidomych laskowiaków''. Z kolei uczeń starszych klas dodał: ''Był On dla nas człowiekiem wielkiej mądrości i wielkiej miłości. Pan Dyrektor miał poważny i surowy głos, ale serce dobre i czułe. Uczył nas, jak godnie żyć. Mówił, że żyć, to służyć. Uczył nas, jak kochać Boga i ludzi. Sam będąc niewidomym ukazywał, jak nieść życiowy krzyż, by jednocześnie żyć pełnią. Serdecznie Mu dziękuję za Jego miłość i służbę''. Następnie przemówili jeszcze: w imieniu pracowników Ośrodka Szkolno-Wychowawczego im. Róży Czackiej w Laskach s. Elżbieta Więckowska, w imieniu Zarządu Głównego PZN wiceprzewodniczący Marian Ostojewski, przedstawiciel Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Bydgoszczy oraz wizytator Kuratorium Oświaty i Wychowania w Warszawie. Kondukt pogrzebowy na cmentarz zakładowy poprowadził ks. Bronisław Dembowski. Mija rok od tamtego pamiętnego dnia, kiedy to prostą mogiłę przykryła góra kwiatów. Laskowski cmentarz ma swój szczególny urok. Łączy w sobie prostotę z ciszą i milczeniem z pogranicza kontemplacji. Tu człowiek czuje się bliżej Boga. Na mogile Adamczyka ciągle są świeże kwiaty. Pamiętają o nim nie tylko najbliżsi członkowie rodziny, ale i współpracownicy. Jak widać, swoim życiem mocno wrósł w żyzną ziemię laskowską. Dr Andrzej Adamczyk urodził się w sobotę, 14 marca 1936 roku w Warszawie. Jego ojciec Antoni, z zawodu ślusarz precyzyjny, pracował w tym czasie w przedstawicielstwie ''Fiata'', a matka, Józefa z Kramerów, prowadziła dom. Poród odbył się w mieszkaniu rodzinnym położonym w domu czynszowym przy nie istniejącej dziś ulicy Żoliborskiej na Muranowie (przedłużenie ulicy Stawki). Na chrzcie, który odbył się w kościele pod wezwaniem Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny na Nowym Mieście, nadano chłopcu dwa imiona: Andrzej i Antoni. W praktyce używał tylko pierwszego imienia. Jeszcze przed wybuchem wojny rodzice jego przenieśli się na Pragę-Południe, na ulicę Stanisławowską, a później Zaliwskiego. Mogli być bardzo dumni ze swego syna, bo już od najmłodszych lat odznaczał się nieprzeciętnymi zdolnościami. W 1941 r. posłano go do przedszkola położonego przy ulicy Mlądzkiej. Od września 1942 r. w wieku 6 lat, podjął naukę w siedmioklasowej Polskiej Szkole Powszechnej nr 167 przy ulicy Grochowskiej. W czerwcu 1944 r. ukończył drugą klasę. Wszystko wskazywało na to, że chłopiec będzie prawdziwą chlubą rodziców, bo uczył się łatwo, a inteligencją górował nad innymi rówieśnikami. Niestety, przyszedł tragiczny 13 grudnia 1944 r. Na ulicy Zaliwskiego, w pobliżu kościoła pod wezwaniem Najczystszego Serca Maryi przy placu Szembeka, bawili się chłopcy jakimś niewypałem. Podobno Andrzej nie brał w tym udziału. Doszło do eksplozji. Andrzej był lekko ranny. Lekarz, który udzielił pierwszej pomocy, nie rozpoznał zakresu zranień i nie polecił natychmiastowej konsultacji z okulistą. Dopiero po kilku dniach matka zawiozła dziecko do radzieckiego szpitala wojskowego w Otwocku. Na uratowanie wzroku było już za późno. Czym dla zrozpaczonych rodziców i małego chłopca były te pierwsze miesiące po wypadku, można się dziś jedynie domyślać. Rodzice nie mogli pogodzić się ze straszną prawdą, że ich ukochany syn, ten niezwykle zdolny i tak doskonale zapowiadający się chłopiec, będzie niewidomy. Później mieli jeszcze dwóch synów - Jacka i Bogdana. Podobno chcieli mieć córkę, która po ich śmierci zatroszczy się o niewidomego brata. Przypuszczalnie jeszcze bardziej tragicznie wypadek i jego konsekwencje przeżywał sam Andrzej. Gdy wychodził na podwórko bawić się z kolegami, trzymał się ściany, aby trafić do drzwi, a oni nader często wołali za nim: ''ślepy Andrzej''! Po latach z goryczą wspominał te chwile: ''Nikt mi nie chciał pomóc! Najwyżej mi współczuto, a to bolało na równi z wyśmiewaniem''. Dopiero w 1947 r. Andrzej Adamczyk został oddany do Instytutu Głuchoniemych i Ociemniałych, przy placu Trzech Krzyży w Warszawie. Tu nauczył się pisma punktowego i ukończył dwie klasy: trzecią i czwartą. Matka Andrzeja była gorliwą katoliczką. Jeszcze przed posłaniem syna do nowej szkoły, wiosną 1947 r., zatroszczyła się o dopuszczenie go do pierwszej Komunii świętej. Był to ten sam kościół, w pobliżu którego uległ wypadkowi. Zasadniczą zmianę w życiu Andrzeja przyniósł dopiero rok 1949, kiedy 31 sierpnia matka zawiozła go do zakładu w Laskach. Po 24 latach, już jako 37-letni mężczyzna napisał: ''W Laskach poznałem radość wiary w Boga, zdobywając fundament samodzielnego życia. Jeśli trzeba było po to stracić wzrok, to nie żałuję tego''. Jest to szczególne wyznanie, któremu był wierny aż do ostatnich tchnień swego życia. W Zakładzie w Laskach trafił do bardzo dobrej i zdolnej grupy tzw. minerów, czyli chłopców, którzy utracili wzrok w wypadkach z niewypałami. W grupie tej znaleźli się znani później działacze ruchu niewidomych, wiceprezesi zarządów różnych spółdzielni: mgr Stanisław Kozyra, Stefan Strzelecki i nieżyjący już mgr Tadeusz Czerwiński oraz mgr Marian Hartman - redaktor Polskiego Radia. Jeden z kolegów szkolnych Adamczyka stwierdza: ''Andrzej był zawsze poważny i niezwykle zasadniczy. Naukę traktował serio''. Inny kolega opowiada zabawną historyjkę: ''Andrzej i Stefan Strzelecki siedzieli razem w ławce. Nie mieli żadnych kłopotów z matematyką i często nudzili się na lekcji. Aby zająć się czymś, grali pod ławką w szachy. Zauważył to kierownik szkoły, nauczyciel matematyki, pan Zygmunt Serafinowicz. Podszedł do nich znienacka i pyta: ''Któremu sprzyja szczęście?''. Jak widać pan Serafinowcz miał poczucie humoru, a Andrzej był normalnym chłopcem, któremu zdarzały się różne przygody''. W 1955 r. Andrzej Adamczyk uzyskał dyplom ukończenia zasadniczej szkoły zawodowej w Laskach oraz dyplom czeladniczy dziewiarza. Nie było to jednak przygotowanie jednostronne. Już w lutym 1956 r. podjął pracę jako szczotkarz w Spółdzielni Ociemniałych Żołnierzy w Warszawie. Równocześnie od września podjął naukę w szkole wieczorowej w Warszawie przy ul. Międzyborskiej. Musiał być wysoki poziom w zawodowej szkole laskowskiej, skoro Andrzeja Adamczyka przyjęto od razu do klasy jedenastej, co pozwoliło mu złożyć egzamin maturalny wiosną 1957 r. W sierpniu tego roku Adamczyk odszedł ze Spółdzielni Ociemniałych Żołnierzy i zatrudnił się jako dziewiarz w Spółdzielni Pracy Rękodzieła Artystycznego „Nowa Praca Niewidomych” w Warszawie. Spółdzielnię tę utworzyli absolwenci kursu wzornictwa artystycznego zorganizowanego przez zakład w Laskach, w którym to kursie uczestniczył Andrzej. Należał też do grona członków założycieli tej spółdzielni i przez kilka lat pełnił funkcję przewodniczącego Rady Nadzorczej. Pozostawał tam do r. 1961, czyli do chwili podjęcia studiów dziennych na Uniwersytecie Warszawskim na Wydziale Matematyczno-Fizycznym. W życiu osobistym Andrzeja Adamczyka zaszły w tym okresie istotne zmiany. Po opuszczeniu Lasek poznał Marię Darską, z którą ożenił się 7 kwietnia 1958 r. Ślub odbył się w kaplicy laskowskiej, a małżeństwu ich błogosławił ks. Tadeusz Fedorowicz i zaprzyjaźniony z panną młodą jej katecheta ks. Roman Murawski. W dokumentach Adamczyka możemy spotkać inną datę zawarcia związku małżeńskiego (kwiecień 1957 r.). Jest to data ślubu cywilnego, który stanowił dla nich jedynie zalegalizowanie narzeczeństwa i podstawę prawną do ubiegania się o mieszkanie. Zamieszkali razem dopiero na początku 1959 r., kiedy wreszcie otrzymali małe mieszkanko przy ulicy Lewartowskiego na Muranowie. Mieszkanie to było przeznaczone dla dr Włodzimierza Dolańskiego, ale doktor je odrzucił, gdyż okazało się za małe i w ten sposób Adamczykowie mogli wreszcie zamieszkać u siebie. Przeprowadzali się jeszcze dwukrotnie: najpierw na ulicę Bagno, następnie na Stępińską. Z małżeństwa ich przyszło na świat troje dzieci: syn Piotr i córki - Magdalena i Monika. Dziś dzieci państwa Adamczyków są samodzielne. Syn po ukończeniu studiów na Politechnice Warszawskiej ożenił się, córka Magdalena doktoryzuje się na KUL- u, a Monika wyszła za mąż i kontynuuje studia w Stanach Zjednoczonych. Andrzej Adamczyk miał umysł ścisły. Był człowiekiem o nieprzeciętnych zdolnościach i inteligencji, zatem zdobywanie i pogłębianie wiedzy z zakresu fizyki teoretycznej na Wydziale Matematyczno-Fizycznym Uniwersytetu Warszawskiego nie sprawiało mu trudności. Studia zakończył w 1966 r., zdając wszystkie przewidziane programem egzaminy. Pozostało tylko napisanie pracy magisterskiej. Trwało to niestety przeszło dwa lata. Trójka dzieci wymagała środków utrzymania, Andrzej Adamczyk musiał więc pracować. W latach 1967-68 były to zajęcia dorywcze w różnych elektronicznych ośrodkach obliczeniowych w Warszawie, a w roku szkolnym 1968-69 nauczanie fizyki w zakładzie w Laskach. Równocześnie opracowywał na zlecenie Państwowych Zakładów Wydawnictw Szkolnych i Polskiego Związku Niewidomych podręczniki dla potrzeb niewidomej młodzieży uczącej się w szkołach średnich i wyższych. Pracę magisterską pod tytułem: ''Struktura nieskończonej relatywistycznej algebry zgodnej ze wzorem masowym Gell-Manna- Okubo'' złożył w r. 1968. Obrona miała miejsce dopiero 26 lipca 1969 r., gdyż prof. Józef Werle, u którego pisał pracę, na kilka miesięcy wyjechał za granicę i trzeba było czekać na jego powrót. Za pracę otrzymał ocenę bardzo dobrą. W październiku 1969 r. Adamczyk został zatrudniony w Instytucie Badań Jądrowych w VII Zakładzie Teorii Jądra Atomowego, jako asystent, a następnie - starszy asystent. Pracując w IBJ otworzył rozprawę doktorską, przyjmując jako jej temat: ''Nowe kowariantne równania falowe dla grupy Poincare i dla grup wyższych symetrii w teorii cząstek elementarnych''. Obrona pracy doktorskiej miała miejsce w 1979 r. W piśmie z dnia 30 czerwca 1979 r. Rada Naukowa przy IBJ złożyła Adamczykowi serdeczne gratulacje z okazji przyznania wyróżnienia ''Za wysokie walory naukowe rozprawy doktorskiej”.

P 11-90