Biografia prasowa  

 

Działaczka na niwie kultury  

 

 - Spod lodowej tafli  

 Anna Wietecha

        

Kiedy byłam dzieckiem (wówczas jeszcze osobą słabowidzącą), naukę brajla traktowałam jak jeden z wielu przedmiotów. Wprawdzie wiedziałam, że jest ona nieodzowna, ale za wszelką cenę starałam się pisać i czytać zwykłym drukiem. Jednak im byłam starsza, tym bardziej mój wzrok się pogarszał. Ponieważ nauki było coraz więcej, potrzebowałam wydatniejszej pomocy osób widzących z mojego otoczenia - rodziców i koleżanek.  

Po pewnym czasie zależność od pomocy innych zaczęła mi doskwierać. Chciałam stać się samodzielna. Potrzeba ta była na tyle silna, że skłoniła mnie nawet do zmiany szkoły podstawowej - ze szkoły dla dzieci słabowidzących na szkołę dla dzieci niewidomych w Laskach.

Była to dla mnie bolesna decyzja, bo oznaczała rozstanie się z nadziejami na wykorzystanie wzroku, ale w zamian zostałam zmuszona do pisania codziennie wyłącznie brajlem, już nie tylko okazjonalnie.

Ponieważ zdawałam sobie sprawę, że brajl jest kluczem do mojego osobistego sukcesu, chętnie nadrabiałam zaległości, które dystansowały mnie od moich rówieśników. Oni pisali i czytali brajlem od początku nauki w szkole - zupełnie inaczej niż ja. Była to jednak droga najeżona trudnościami - szczególnie, jeśli chodzi o umiejętność płynnego czytania.

Pamiętam długie noce, które przesiedziałam nad brajlowskimi książkami (np. Jacka Londona czy Thomasa Mertona), ćwicząc tempo czytania. Często bolały mnie już opuszki palców, gdy zmęczona kończyłam lekturę. Mimo sporych wysiłków, jakie musiałam włożyć w opanowanie technik brajlowskich, już wówczas wiedziałam, że to świetna inwestycja w przyszłość.

Gdy kończyłam szkołę w Laskach, byłam doskonale przygotowana do współzawodnictwa i współpracy z moimi widzącymi rówieśnikami w liceum masowym, czyli w środowisku pozbawionym specjalnych udogodnień dla osób niewidomych w dziedzinie pomocy dydaktycznych. Pierwsze miesiące w liceum były dla mnie rzeczywiście prawdziwym sprawdzianem. Wówczas mogłam odpowiedzieć sobie na pytanie, czy moje marzenia o studiowaniu są w ogóle możliwe do spełnienia.

Przekonałam się, że tak. Dzięki brajlowi mogłam myśleć o zrealizowaniu najbardziej ambitnych planów życiowych. Zauważyłam bowiem, że to właśnie umiejętność błyskawicznego pisania na maszynie brajlowskiej daje mi w szkole pewną przewagę nad moimi widzącymi kolegami, nie mówiąc już o satysfakcji i całkowitej samodzielności, którymi wreszcie mogłam się rozkoszować. Koledzy i koleżanki z klasy nie raz prosili mnie o podyktowanie im moich notatek z lekcji, bo udawało mi się zapisać niemal słowo w słowo z tego, co mówili nauczyciele.

Nie koniec na tym. W trakcie pobytu w liceum rozpoczęłam naukę w podstawowej szkole muzycznej. Tam poznałam brajlowski zapis nutowy, co z kolei otworzyło mi (kiedyś w dużym stopniu niedostępną dla mnie) dziedzinę muzyki. Wprawdzie zapis ten jest skomplikowany i charakteryzuje się strukturą linearną, a nie horyzontalną (jak klasyczny zapis nutowy), jednak pozwala na pamięciowe opanowanie partytury utworu, a potem na jego samodzielne wykonywanie. Gdy przekroczyłam i tę barierę, grając na fortepianie nie tylko własne, ale przede wszystkim cudze kompozycje, moja duma nie miała sobie równych.

Można by sądzić, że droga ucznia niewidomego po wiedzę w szkole dla uczniów widzących jest samotna i trudna. W dużej mierze tak jest, ale bywają od tej reguły wyjątki. Jeden z nich stanowiła Pani Profesor, która uczyła mnie języka polskiego. Specjalnie dla mnie posiadła znajomość brajla, aby nasz kontakt był pełniejszy i aby było mi łatwiej. Dzięki Jej godnemu podziwu zaangażowaniu (gdy inni uczniowie po prostu zaglądali do tekstów wydrukowanych zwykłym drukiem), ja - podczas sprawdzianów - otrzymywałam wiersze do interpretacji i tematy wypracowań w wersji brajlowskiej. Trudno mi nawet opisać moją radość i łatwość, z jaką przychodziło mi mierzyć się z podanymi zadaniami, dzięki tak nietypowym staraniom.

Dzięki brajlowi mogłam także rozpocząć studia na wymarzonym kierunku, czyli na filologii polskiej. Sukces, jaki osiągnęłam na Olimpiadzie Polonistycznej (dzięki wspomnianej Pani Profesor), pozwolił mi nie martwić się o egzamin na studia. Jednak to był dopiero początek prawdziwych wyzwań. Wybrany przeze mnie kierunek zobowiązywał do bezustannego kontaktu ze słowem pisanym (i mówionym). Ale jak to osiągnąć, gdy się nie widzi?

Wtedy to alfabet brajla wyręczał mnie we wszystkim, dzięki czemu mogłam kontrolować poprawność pisanych przeze mnie tekstów albo dokonywać korekty innych. W czasie studiów zrezygnowałam z używania przestarzałej i hałaśliwej maszyny brajlowskiej. Wtedy uznałam już wartość innych, nowocześniejszych urządzeń. Wśród nich na pierwszym miejscu znalazł się notatnik brajlowski - bezszelestny i mało kłopotliwy. Na co dzień korzystałam także z monitora brajlowskiego. Dzięki niemu precyzyjnie dokonywałam poprawek w tekstach autorstwa innych i bez trudu mogłam redagować bezbłędne teksty własne, budząc podziw wykładowców w kwestii ich nieskazitelnej pisowni.  

Te bardzo kosztowne i zaawansowane technologicznie narzędzia, które - jako zasadę działania - wykorzystują brajl w wersji elektronicznej, pozwoliły mi odnaleźć poczucie własnej wartości i wiarę w siebie. Jako osoba niewidoma (zajmująca się językiem i literaturą) nie byłam skazana na pozostawanie o kilka kroków za moimi widzącymi kolegami. Stało się tak głównie dzięki brajlowi, który był dla mnie swoistą wyspą zaufania. To pismo wynalezione ponad 150 lat temu przez Ludwika Braille'a pozwalało mi odczytywać wyraźnie i precyzyjnie każdą literę, a w konsekwencji - każdą informację łączącą mnie ze światem. A wszystko to mimo niemożności używania wzroku.

Dziś, gdy pogłębiam wiedzę i prowadzę badania nad polską literaturą końca XIX wieku na studiach doktoranckich, brajl jest wciąż moim sprzymierzeńcem - może nawet w jeszcze większym stopniu niż dawniej. W trakcie ostatnich trzech lat często musiałam podróżować po Polsce i występować w sytuacjach oficjalnych, przed sporym gronem szacownych słuchaczy. Tego rodzaju okoliczności zawsze powodują u każdego uzasadnione napięcie. W tak trudnych chwilach zwykle myślałam o tym, że pod palcami mam brajlowskie litery, które - punkt po punkcie - szczęśliwie doprowadzą mnie do celu.

Zauważyłam wtedy, że przełamywanie ograniczenia związanego z niewidzeniem połączyło się z przezwyciężaniem pewnego społecznego stereotypu. Okazało się bowiem, że dla osoby niewidomej udział w konferencji naukowej w roli referenta lub moderatora prowadzącego dyskusję jest w pełni możliwy. Brajl otwiera więc niewidomym wszystkie drzwi, pozwalając im na pełnowartościowe uczestnictwo w życiu osobistym, naukowym, ale także społecznym czy religijnym. Dla mnie osobiście stawanie przy ołtarzu w roli lektora prezentującego wiernym w kościele fragment Ewangelii pozostanie zawsze doświadczeniem wyjątkowym. A jest ono dostępne tylko dzięki alfabetowi brajla.

Brajl mogłabym więc nazwać znaczącym kierunkowskazem na drodze mojej indywidualnej dojrzałości we wszystkich wymienionych aspektach. Pełni on rolę swoistego przerębla, dzięki któremu niewidomi (a pośród nich i ja) mogą obcować ze światem tekstów, słów, liczb, nut, a nawet map. W ten sposób nasze poznanie rzeczywistości jest o wiele pełniejsze, niż gdybyśmy polegali jedynie na informacjach dostarczanych przez dostępne nam zmysły, lecz bez użycia pisma wypukłego. Dzięki temu genialnemu wynalazkowi, który znajduje zastosowanie w coraz to nowych formach, to co wydawałoby się niemożliwe, urzeczywistnia się każdego dnia. I wtedy, gdy małe dzieci uczą się stawiać pierwsze sześciopunkty na maszynie, gdy niewidomy student odczytuje palcami numer sali wykładowej wypisany na jej drzwiach brajlem, ale również wtedy, gdy dorosły ociemniały człowiek zaczyna poznawać od nowa świat, który kiedyś  

   już widział, choć teraz już w brajlowskim odzwierciedleniu.

Biuletyn Informacyjny "Trakt"   wrzesień - październik  2010