„zawsze redaktor”
Cieszy się zaufaniem otoczenia, gdyż zawsze był odpowiedzialny, uczynny i chcący pomagać innym, mniej zaradnym ludziom. Takie wartości wyniósł ze szkoły w Laskach. Tam też wpojono mu wiarę w siebie, dzięki czemu wszedł w życie odważnie, z przekonaniem, że trudności istnieją po to, żeby je pokonywać. Ta postawa przyczyniła się do tego, że życie dostarcza mu wiele zadowolenia, satysfakcji, ludzkiej życzliwości i przyjaźni. Andrzej Skóra Urodził się w maju 1933 r. we wsi w Wysoka koło Zawiercia. Jego ojciec -zawodowy policjant - po wybuchu wojny, chcąc uniknąć represji, zgłosił się ochotniczo na wyjazd do Niemiec i podjął pracę, jako robotnik. W marcu 1945 r. Andrzej wraz z kolegami uczestniczył w zabawie polegającej na układaniu w ognisku niewypałów, których w owym czasie wszędzie było bardzo dużo. Na skutek wybuchu odniósł liczne rany i wkrótce stracił wzrok. W grudniu 1945 r. został przyjęty do szkoły w Laskach, gdzie uczył się przez siedem lat. Ukończył szkołę podstawową, a w zawodowej - zdobył dwa dyplomy czeladnicze -w szczotkarstwie i dziewiarstwie. Uczył się także muzyki u prof. Witolda Frimana, ale po opuszczeniu lasek nie miał warunków do kontynuowania tej nauki. We wrześniu 1952 został zatrudniony, jako szczotkarz, w spółdzielni "Praca Niewidomych" w Bytomiu na Śląsku, a więc niedaleko od swego rodzinnego Zawiercia. Mieszkał w przyspółdzielczym hotelu czyli , jak się wtedy mówiło - internacie. Po roku czyli Jesienią 1953 przyjechał do Warszawy i podjął naukę na rocznym kursie masażu leczniczego zorganizowanym przez prof. Jana Zaorskiego. Mieszkał wraz z kilkudziesięciu osobową grupą niewidomych w domu dla szkolących się inwalidów w Warszawie na ulicy Słupeckiej. Nauka odbywała się w salach tego właśnie ośrodka. Wykłady i ćwiczenia prowadzili lekarze różnych specjalności. Po ukończeniu kursu zaczął pracować jako masażysta w dzielnicowej przychodni zdrowia, ale długo tu nie pozostał. Pensje w służbie zdrowia były bardzo niskie. Koledzy w spółdzielczości niewidomych zarabiali często kilka razy więcej. Po roku przeniósł się więc do Spółdzielni Ociemniałych Żołnierzy. Teraz przyszła pora na realizację marzeń o poszerzaniu wiedzy. We wrześniu 1956 r. rozpoczął w naukę w 11 klasie Liceum ogólnokształcącego na ulicy Międzyborskiej w Warszawie. Zanim jednak do tego doszło, trzeba było się sporo uczyć systemem eksternistycznym , aby zdać egzaminy z różnych przedmiotów w zakresie klas dziewiątej i dziesiątej. Przygotowywał się razem z Andrzejem Adamczykiem, korzystając w godzinach popołudniowych z pomieszczeń Zarządu Głównego PZN. w 1957 otrzymał świadectwo dojrzałości i nic już nie stało na przeszkodzie startu na studia. Rozpoczął je w październiku 1959 r. na Wydziale Handlu Wewnętrznego w Szkole Głównej Planowania i Statystyki w Warszawie , razem z dwoma swymi kolegami - Marianem Adamczykiem i Kazimierzem Lemańczykiem. We trójkę łatwiej było się uczyć i przygotowywać do egzaminów. Studia ukończył zdaniem egzaminu magisterskiego w 1965 roku. Po dwu latach pracy u Ociemniałych Żołnierzy, Andrzej Skóra w 1957 r. przeniósł się do Nowej Pracy Niewidomych i tu pracując na różnych stanowiskach, pozostał przez 33 lata. Najpierw wyrabiał przy maszynie swetry i inne części odzieży, potem otrzymał stanowisko pracownika umysłowego do różnych czynności - głównie socjalnych, a od 1972, kiedy powstał Fundusz Rehabilitacji Inwalidów - powierzono mu funkcję zastępcy prezesa do spraw rehabilitacyjnych. Do niego należało organizowanie pomocy w zaopatrzeniu pracowników w sprzęt ułatwiający pracę domową, naukę, racjonalny wypoczynek, pomoc lektorską dla uczących się w szkołach średnich i wyższych, wyjazdy na turnusy rehabilitacyjne i wczasowe, załatwianie stałych meldunków i stancji dla podejmujących pracę młodych niewidomych. Najwięcej jednak czasu i energii poświęcał na załatwianie przydziału mieszkań dla pracowników. Wymagało to znajomości przepisów i pomysłowości, jak trafić do ludzi podejmujących decyzję i jak ich przekonać, że mieszkanie dla niewidomego jest podstawą samodzielności i najbardziej skuteczną formą przystosowania się do życia w społeczeństwie. Andrzejowi Skórze się to udawało, gdyż w okresie swej pracy zawodowej, która zresztą zawierała wiele elementów działalności społecznej, pomógł w uzyskaniu własnego mieszkania około osiemdziesięciu pracownikom. To był wielki sukces. Działalność w zakładzie pracy oraz nauka nie wyczerpywały zainteresowań Andrzeja. Od najmłodszych lat podejmował zadania w pracy społecznej. Od 1959 do 1963 r. pełnił funkcję przewodniczącego zarządu Warszawskiego Okręgu Polskiego Związku Niewidomych. W tym samym czasie wybrano go na członka rady nadzorczej Związku Spółdzielni Niewidomych i chyba dobrze wypełniał swoje obowiązki, gdyż do Rady należał przez trzy kadencje czyli sześć lat. Pod koniec lat 60-tych spotkało go nieszczęście - zawał serca. Leczenie było skuteczne, ale choroba w znacznej mierze wytrąciła go z dotychczasowego rytmu pracy. Nie oznacza to, że się poddał. Przyjął funkcję przewodniczącego zarządu koła PZN Warszawa-Śródmieście liczącego prawie 700 osób, a więc problemów na co dzień nie brakowało. Zarząd pod jego kierunkiem organizował comiesięczne koncerty i inne imprezy kulturalne, a także pomoc w staraniach o przydział mieszkań komunalnych dla ludzi starszych W latach 80-tych wiele czasu poświęcano na zdobywanie i rozdział tak zwanych darów przychodzących z zagranicy. Przewodniczący zarządu koła dużą wagę przywiązywał do wyszukiwania i szkolenia opiekunów społecznych dla niewidomych, zwłaszcza w starszym wieku. Funkcję przewodniczącego koła pełnił dwanaście lat. Zainteresowania sprawami mieszkaniowymi były jednak najsilniejsze, toteż, kiedy w 1984 r. powołano w Warszawie Środowiskową Spółdzielnię Mieszkaniową dla niewidomych i członków ich rodzin - prezesem jej zarządu został Andrzej Skóra. Wziął na siebie niezwykle trudne zadanie, bo w tamtym czasie brakowało materiałów, a przede wszystkim - wykonawców, ale nowym obowiązkom podołał. w 1992 r. na ulicy Wilczej w Warszawie został oddany nowy blok, w którym zamieszkało 39 rodzin . Przez sześć lat funkcję prezesa pełnił społecznie, dopiero w dziewięćdziesiątym roku przyjął etat. W tym też roku, ze względu na nadmiar obowiązków w spółdzielni mieszkaniowej, rozstał się z Nową Pracą Niewidomych. Nie skończyło się na oddaniu jednego budynku. Prezes Skóra podejmuje natychmiast nowe zadanie - budowę domu mieszkalnego w innej części Warszawy na ulicy Prochowej. Tu powinno być łatwiej, ponieważ w latach 90-tych było już pod dostatkiem materiałów i firm budowlanych, jednak na przyznanej działce należało wykonać od podstaw całą infrastrukturę - doprowadzenie elektryczności, gazu, linii telefonicznych, a także połączeń wodociągowych i kanalizacyjnych oraz dróg dojazdowych. W nowym obiekcie, oddanym do użytku w 1997 r. również zamieszkało 39 rodzin. Prezes Skóra najbardziej dumny jest z tego , że mieszkania w blokach budowanych przez niego były o co najmniej 70 procent tańsze niż w innych spółdzielniach. Ten sukces nie przyszedł łatwo. Prezes sam czuwał nad wszystkim, organizował oddzielne ekipy wykonawcze do poszczególnych zadań, starając się jednocześnie, aby wychodziło jak najtaniej. Ani na jedną chwilę nie wypuszczał z własnych rąk pieniędzy Taka organizacja pracy i odpowiedzialność przyniosły pożądane rezultaty, dające satysfakcję i zadowolenie. Jak sam podkreśla osiągnięcia te nie byłyby możliwe bez pomocy swego przyjaciela, członka zarządu Środowiskowej Spółdzielni Mieszkaniowej - Stanisława Kozyry. W beznadziejnych wydawałoby się nieraz sprawach, wspólnie się naradzali, wspierali doświadczeniem i własną wiedzą, szukali dobrych wyjść i nawet w najtrudniejszych sytuacjach najczęściej je znajdowali. 1997 r. Mgr Skóra przeszedł na emeryturę. Uznał, że nadeszła pora uwolnienia się od ciągłych napięć związanych z kierowniczym stanowiskiem w spółdzielni mieszkaniowej. Chciało się też poświęcić więcej czasu rodzinie, zwłaszcza trzyletniemu wnukowi - Filipowi. Nie narzeka na nadmiar wolnego czasu, bowiem, gdy się ma rozległe zainteresowania kulturalne, gdy się lubi muzykę, książki i pracę na własnej działce, a w dodatku nie unika się zadań społecznych, choć nie tak trudnych i uciążliwych, jak kiedyś - czasu ciągle jest za mało.
|