Biografia prasowa  

 

Agnieszka Jurkowska  

       Nauczycielka języka angielskiego  

 

       Żyć świadomie i twórczo

                              Anna Baranowska

Żyję tu i teraz i nie planuję przyszłości wiele lat naprzód. Za to pozwalam sobie na marzenia, na których spełnienie mam wpływ.

_________________________________________________________

 Spotkałyśmy się w jej jasnym i przytulnym małym mieszkaniu na warszawskim Żoliborzu. Jest kruchą blondynką o delikatnej urodzie. Mieszka tu od kilku lat, w Warszawie pracuje, ale pochodzi z Nowego Sącza. Tam Agnieszka Jurkowska spędziła dzieciństwo i wczesną młodość. To właśnie z domu rodzinnego wyniosła optymizm i poczucie własnej wartości, które pozwalają pokonywać życiowe przeszkody i w pełni się realizować.  

              Dobry start

       Chociaż „od zawsze” widzi słabo (ma wrodzoną, nie postępującą dystrofię siatkówki), w jej domu rodzinnym uważano za naturalne, że chodzi do szkoły tu, gdzie są jej bliscy.  

- Tak naprawdę nigdy nie czułam się dyskryminowana w szkole, choć zdarzały się osoby, które zachowywały się nie fair, „leczyły” moim kosztem swoje kompleksy. W końcu byłam inna i musiałam to prędzej czy później zaakceptować. Przed rozpoczęciem szkoły średniej był moment zawahania, bardziej ze strony rodziny, która skłaniała się ku liceum w Laskach. W końcu jednak spróbowałam w miejscowym liceum. Moja rodzina dawała mi wolność, pozwalała wybierać, nie miała z góry ustalonej wizji mojego życia, aczkolwiek, jeśli chodzi o zdrowie i bezpieczeństwo fizyczne, była nadopiekuńcza.  

Tata Agnieszki, którego dziś uznaje ona za wzór życiowych postaw, w trzeciej lub w czwartej klasie szkoły podstawowej, kiedy duże litery w podręcznikach zastępują małe, zauważył znaczne kłopoty córki z czytaniem. Sam podsunął jej lupę i od tego czasu przede wszystkim tą pomocą posługuje się w nauce i pracy. Korzysta również z komputera z monitorem o dużej przekątnej ekranu, który pozyskała z programu PFRON. Ten zestaw wystarcza jej do efektywnej pracy.

         Wykształcenie plus dobra taktyka

       Wybór kierunku studiów nie był sprawą łatwą, zważywszy na  różnorodność zainteresowań przyszłej studentki. W grę wchodziła psychologia, matematyka, filozofia... Pomogła pragmatyczna rada wychowawczyni z liceum: - Wybierz ten kierunek, który da ci w przyszłości utrzymanie. I tak padło na angielski, w końcu nie bez zamiłowania do tego języka. Najpierw odbyła wyższe studia zawodowe w zakresie języka angielskiego, następnie uzyskała tytuł magistra kulturoznawstwa Ośrodka Studiów Amerykańskich Uniwersytetu Warszawskiego w zakresie amerykańskiej kultury biznesu. Praktyka nauczycielska w Stanach Zjednoczonych, poza bezpośrednim kontaktem z językiem, dała jej poczucie, że najważniejszy jest człowiek, że to on może dużo zdziałać i to od niego wiele zależy.

Połowa lat 90. Powrót do Polski. Czas na rozpoczęcie życia zawodowego, a tu coraz trudniejszy rynek pracy, zwłaszcza dla osób niepełnosprawnych. Jej się jednak udało. Z wyboru, bo lubi uczyć, została lektorem języka angielskiego.  

- Myślę, że poszukując teraz pracy, trzeba przyjmować to, co na ten moment jest, nawet na przeczekanie, a jednocześnie być czujnym i otwartym na nowe propozycje. Próbować. Mnie akurat udało się dobrze trafić od razu po studiach. Spotykając się z potencjalnym pracodawcą, nigdy nie koncentrowałam się na mojej niepełnosprawności. Nie ukrywałam jej co prawda, ale nie było to zasadniczym elementem w moich rozmowach. Po prostu ważne były moje umiejętności, odbiór mnie jako osoby bardziej lub mniej kompetentnej w wykonywanym zawodzie. Raz jeden, jeszcze na studiach, rozpoczęłam rozmowę z pracodawcą od swojej słabowzroczności. Nie dostałam tej pracy. Stąd wiem, że jeżeli od tego zacznę, to będzie znaczyło, że jest to tak ważna kwestia, iż determinuje całkowicie moje funkcjonowanie, a tego pracodawca się boi. I trudno się dziwić. Na szczęście bardzo mi na tej pracy nie zależało, a była to dla mnie dobra nauczka. To przecież moja sprawa, jak sobie poradzę, tym bardziej, że zawód nauczyciela jest specyficzny. Można nic nie widzieć i prowadzić dobre zajęcia, a można świetnie widzieć i nie poradzić sobie z grupą. To tylko i wyłącznie kwestia radzenia sobie z ludźmi. Owszem, mam świadomość, że z dziećmi pracowałoby mi się trudniej. Tu trzeba mieć oczy naokoło głowy, chociaż to też jest kwestia podejścia. Ja wolę pracę z dorosłymi, którzy mają własną motywację. Dla mnie praca to coś więcej niż pieniądze, to element, który zapewnia równowagę w życiu i daje duże możliwości osobistego rozwoju.  

Jak na kilkuletni staż pracy osoby trzydziestoletniej jej życiorys zawodowy jest bogaty. Pracuje jednocześnie w kilku szkołach językowych - wykłada w Szkole Głównej Handlowej, pracowała też w środowisku niewidomych, prowadząc kursy organizowane przez PZN, wspomaga językowo Polskie Stowarzyszenie Retinitis Pigmentosa, między innymi tłumaczyła też podręcznik dla użytkowników programu Window-Eyes. W Ministerstwie Spraw Zagranicznych prowadzi kursy o tematyce społeczno-polityczno-ekonomicznej oraz egzaminy promocyjne i resortowe.  

                Poznać swoje możliwości

       Jak sama mówi, lubi próbować rzeczy nowych, a im większe wyzwanie, tym lepiej.  

- Nie biorę pod uwagę, że mam ograniczenia i w związku z tym powinnam się bać żyć ciekawie. Oczywiście, ważne są względy bezpieczeństwa, ale świadomie staram wystrzegać się postaw lękowych. Jeżeli boję się czegoś, to właśnie powinnam to zrobić, by pokonać strach. W ten sposób sama sprawdzam siebie. Uważam też, że jeśli ma się jakieś problemy związane z niepełnosprawnością, trzeba szukać pomocy psychologicznej i świadomie chcieć się rozwijać, bo jest się odpowiedzialnym za przeżywanie swojego własnego życia. Jeśli się tego nie zrobi, to najprostsza droga, by hodować w sobie pretensje i zgorzknienie.  

Jak mówi, kiedyś miała opory, by prosić o pomoc, lecz przecież z czasem dochodzi się do wniosku, że naturalną rzeczą jest pytać.  

- Kiedyś też nie wierzyłam w to, że w terenie mogę sobie poradzić bez pomocy przewodnika, aż do czasu, gdy koleżanka, która służyła mi pomocą, straciła orientację, a ja, zwracając uwagę na nieistotne dla niej szczegóły, wiedziałam przecież, gdzie jestem. Widzę na tyle, że nie muszę używać białej laski, jednak przeszkadza mi np. oślepiające światło słoneczne. Żeby sobie dobrze radzić, nie tyle trzeba widzieć, co nie wolno zwalniać się z myślenia, trzeba obserwować, co dzieje się dookoła.

Niedawno spróbowała wspinaczki skałkowej.  

- Więcej tu zależy od sprytu i od myślenia niż od samej kondycji fizycznśej - mówi - od tego, jaką ścieżką pójść, żeby było łatwiej wejść na górę. Bardzo mi się to podoba, choć nie wiem, czy znajdę czas, żeby wspinać się regularnie. Próbowałam też lotów na motolotni z instruktorem, ale jest to dla mnie tak pasjonujące, że mogłabym się uzależnić, więc póki co zrezygnowałam.

Los nie poskąpił jej uzdolnień, także poetyckich. Pierwszy tomik poezji, zatytułowany „Paleta barw”, wydała w 1996 r., kolejny - „Aż do świtu” - w 1999. Pisze o miłości, o uczuciach, o życiu. Teraz nastąpił okres twórczego wyciszenia, czeka, aż dojrzeją nowe przemyślenia, wtedy je może przeleje na papier. Również maluje, przede wszystkim ciepłe, impresjonistyczne pejzaże, ale i kompozycje abstrakcyjne.

- Malowałam - jak każdy dzieciak -  bardzo dużo w dzieciństwie, a potem tak się złożyło, że w czasie studiów miałam możliwość uczestniczenia w różnych kursach i plenerach, organizowanych przede wszystkim przez starosądecki Klub Twórców Kultury, ale także przez środowisko niewidomych.

Dbałość o kolor widać też w mieszkaniu Agnieszki. Przystosowane do pracy, jest przyjazne także dla przyjaciół rozsianych po kraju. W nielicznych wolnych chwilach Agnieszka słucha muzyki, często jazzu. Skoro może, książkę woli trzymać w ręku, mieć bezpośredni kontakt z tekstem, przeżywać na osobności, a nie wraz z lektorem, z taśmy. Dojrzewającym marzeniem na najbliższą przyszłość jest wycieczka do Paryża. Cóż, niedługo wakacje...

       POCHODNIA CZERWIEC 2003