Andrzej Adamczyk  

doktor fizyki

Do 1981 roku - starszy asystent  w Instytucie badań JąJrowych w Warszawie od roku 1981 dyrektor szkół zawodowych  w Laskach  

 

 

 

       Mity i faktyAnna Wojciechowska - Sobczyk

Chyba bardzo mało jest takich ludzi w Polsce, którzy nie słyszeliby o Laskach. Jednym ta podwarszawska placówka kojarzy się z niewidomymi dziećmi, innym - z siostrami franciszkankami, a jeszcze innym - z rzeką darów, płynących z całego świata. Wokół Lasek narosło sporo nieporozumień i mitów. Chcąc przedstawić naszym Czytelnikom wiarygodny obraz tej placówki, a szczególnie ośrodka szkolno - wychowawczego, poprosiliśmy o rozmowę jego dyrektora - dr. Andrzeja Adamczyka, któremu towarzyszył dyrektor szkół zawodowych - Piotr Grocholski.  

- Co kryje się pod powszechnie znanym i używanym pojęciem Laski?

- Chciałbym zacząć od przypomnienia faktu nie dla wszystkich oczywistego - mówi Andrzej Adamczyk. - Zakład w Laskach jest placówką prowadzoną przez Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi, które w 1911 założyła Róża Czacka. Stowarzyszenie to od początku ma charakter społeczny.  Oprócz zakładu w Laskach, który jest placówką największą, towarzystwo ma filie w Żułowie, Sobieszewie, Rabce. Na terenie zakładu w Laskach znajduje się ośrodek szkolno - wychowawczy dla niewidomych dzieci, a także gospodarstwo rolne, domy sióstr franciszkanek Służebnic Krzyża i domy rekolekcyjne, będące w gestii Kurii Warszawskiej. Zakład zajmuje powierzchnię 50 hektarów.  

- Zasadniczą część zakładu stanowi ośrodek szkolno - wychowawczy. Z czego się składa?

- Sam ośrodek szkolno - wychowawczy dla niewidomych to: trzyoddziałowe przedszkole (czwarta grupa dla najmłodszych dzieci jest w Rabce) szkoła podstawowa dla dzieci w normie intelektualnej, licząca dziewięć klas (w tym jedna wstępna) szkoła podstawowa dla dzieci z lekkim upośledzeniem umysłowym - nazywana u nas „specjalną” trzyletnia zasadnicza szkoła zawodowa i czteroletnie liceum zawodowe oraz internaty. Są to placówki ściśle szkolne. Ponadto do ośrodka należy: dział tyflologiczny, dział zatrudnienia absolwentów, komórka konstrukcyjno - badawcza, która opracowuje i wytwarza pomoce elektroniczne dla niewidomych, a także służba zdrowia i psychologowie.  

Poza ośrodkiem od marca 1984 roku działa na Saskiej Kępie dom małego dziecka. I chociaż ma on status placówki służby zdrowia, został podporządkowany dyrekcji naszego ośrodka ze względu na opiekuńczy charakter pracy z małymi niewidomymi dziećmi. Na Saskiej Kępie są dzieci w wieku 2 - 4 lata, wzięte z domu dziecka, bardzo zaniedbane wychowawczo. Trzeba z nimi pracować indywidualnie. Na razie jest ich czworo. Chcemy zebrać doświadczenia w pracy z takimi dziećmi, a potem tę działalność rozszerzyć.  

Podsumujmy więc - zakład w Laskach to prawie trzysta dzieci, 127 pedagogów, ponad sto sióstr zakonnych, z których tylko 24 pracuje bezpośrednio z dziećmi, a także pracownicy administracji szkolnej, biura, obsługi technicznej - razem ponad trzysta pięćdziesiąt osób (oprócz uczniów).  

- W jaki sposób odbywa się rekrutacja do Lasek? Dość często słyszy się, że Laski przyjmuję, kogo chcą, kiedy chcą, nie oglądając się na żadne przepisy.  

- Na ten temat - mówi dyrektor Adamczyk - krążą mity, które warto by sprostować. Prawda wygląda następująco: rodzice lub inne osoby zawiadamiają nas, że gdzieś jest niewidome dziecko i należałoby przyjąć je do szkoły. Te zgłoszenia napływają do nas rozmaitymi drogami - rodzice przyjeżdżają bezpośrednio, kuratoria lub szkoły przesyłają listy bądź dokumenty dzieci, ubiegających się o przyjęcie do Lasek. Bywa też tak, że prośby o przyjęcie dziecka do nas kierowane są przez księży, parafie, zakony. Każda prośba, niezależnie od tego, czy pochodzi od rodziców, ministra czy księdza, jest załatwiana w taki sam sposób. Dowiadujemy się, jaka jest wada wzroku kandydata do naszego ośrodka. Jeżeli dziecko kwalifikuje się do nauki w szkole dla niewidomych lub niedowidzących, prosimy rodziców, aby złożyli dokumenty w poradni wychowawczo - zawodowej w miejscu zamieszkania. Ta placówka przesyła cały komplet dokumentów dziecka - to znaczy opinię okulistyczną, badania psychologiczne, pedagogiczne, wywiad środowiskowy albo do nas, do zakładu, albo też do wojewódzkiej poradni wychowawczo - zawodowej w Warszawie. Jeżeli dokumenty trafią do nas, przesyłamy je do tejże poradni.  Finał starań o przyjęcie do Lasek jest zawsze taki, że dokumenty dziecka trafiają do warszawskiej wojewódzkiej poradni wychowawczo - zawodowej. Tam na zebraniu komisji, w której z naszej strony uczestniczy okulista i przedstawiciel ośrodka, podejmowana jest decyzja, czy dziecko kwalifikuje się do nas, czy też nie.  

- Co decyduje o tej kwalifikacji?

- Podstawowym kryterium jest rodzaj wady wzroku. Kierowane do nas dziecko powinno być niewidome lub z resztkami wzroku, a nie niedowidzące, ponieważ Laski nastawione są na pracę z uczniami metodą bezwzrokową. Drugim kryterium jest stopień rozwoju intelektualnego. Jeżeli jest to dziecko o normalnym rozwoju lub lekko upośledzone, może być do nas przyjęte, gdy jest wolne miejsce w internacie. Nie przyjmujemy natomiast uczniów z upośledzeniem umysłowym umiarkowanym lub głębokim, ponieważ nie mamy placówki dla nich przeznaczonej. Trzecia zasada przyjęcia dziecka do Lasek to rejonizacja zgodna z miejscem zamieszkania. Według ustaleń władz administracyjno - państwowych, Polska jest podzielona na rejony. Podział ten powinien być stosowany przy przyjmowaniu dzieci do szkół. Zasada rejonizacji jest u nas dość dokładnie stosowana, jeżeli chodzi o szkoły podstawowe, nie dotyczy natomiast przedszkola, bo jest ono jedyne w kraju (w Owińskach działa tylko jeden oddział przedszkolny) i szkół zawodowych. Chodzi o to, aby niewidomym dzieciom kończącym szkołę podstawową dać szansę wyboru takiego zawodu, który jest dla nich najbardziej odpowiedni. Rodzicom przysługuje prawo wystąpienia z prośbą o zmianę rejonizacji. Czasem udaje im się to, a wtedy są u nas dzieci z różnych stron Polski.  

Powtarzam raz jeszcze, że podstawą przyjęcia dziecka do Lasek jest skierowanie z wojewódzkiej poradni wychowawczo - zawodowej w Warszawie. Nie jest więc prawdziwa opinia, że Laski przyjmą każdego, bez względu na przepisy i ustalenia. Jeżeli mówimy o zasadach rekrutacji do Lasek - dodaje Andrzej Adamczyk - warto wspomnieć o jeszcze jednej sprawie. Od wielu lat prowadzimy tak zwane próby. Jeżeli jest do nas zgłoszone dziecko, szczególnie w wieku przedszkolnym,  ale nie tylko, próbujemy uzyskać o nim opinię lekarską, głównie okulistyczną. Gdy to się nie udaje, wówczas zapraszamy je razem z rodzicami na dzień, dwa do Lasek i na miejscu przeprowadzamy badania. Dziecko bada okulista, pediatra, psycholog, pedagog i na tej podstawie ustala się diagnozę zdrowotną, psychologiczną i pedagogiczną. Jej celem jest zorientowanie rodziców, czy dziecko kwalifikuje się do jakiejś szkoły dla niewidomych, czy też nie, bo jest upośledzone  w stopniu umiarkowanym lub głębokim. Rodzice obserwują zachowanie swojego dziecka w przedszkolu lub szkole na tle grupy  i dzięki temu mają skalę porównawczą. Udzielamy im porad, jak postępować z dzieckiem, jak je usamodzielnić. -  

Dyrektor Adamczyk opowiada, że często zdarza się, iż rodzice przyjeżdżają z dzieckiem po kilku miesiącach, by pokazać, jakie zrobiło postępy. Bywa, że dziecko rozwinie się i usprawni na tyle, że nadaje się do przyjęcia do Lasek, chociażby na jakąś dłuższą, na przykład półroczną próbę. Te dłuższe próby szkolne dotyczą dzieci z pogranicza upośledzenia lekkiego i umiarkowanego, kiedy nie ma pewności, czy jest oto zaniedbanie wychowawcze, czy też upośledzenie umysłowe. Jeżeli są postępy w pracy z takim dzieckiem, próbę przedłuża się nieraz nawet do dwóch - trzech lat, zanim podjęta zostanie ostateczna decyzja.  

- Najwięcej kłopotów mamy ze szkołą specjalną -  mówi dyrektor Adamczyk. - W Polsce jest tylko jedna szkoła podstawowa dla dzieci z lekkim upośledzeniem umysłowym. W innych ośrodkach, na przykład w Owińskach, są tylko oddziały.  

Często bywa tak, że dziecko w szkole specjalnej ma sprzężone kalectwa. Podstawowym jest uszkodzenie centralnego układu nerwowego, wskutek czego następuje utrata wzroku, ale nie tylko to, bo i upośledzenie umysłowe czy zaburzenia ruchu. Takie dzieci ze sprzężonym kalectwem (poza wada wzroku i lekkim upośledzeniem umysłowym) nie są przyjmowane do innego zakładu niż Laski. Mamy kilkoro uczniów, którzy poruszają się na wózku lub przy pomocy balkonika. Decyzja o przyjęciu do nas takiego dziecka jest zawsze indywidualna. Potrzeby w tej dziedzinie znacznie przekraczają nasze możliwości. Często musimy odmawiać rodzicom przyjęcia dziecka do Lasek, czego oni nie są w stanie zaakceptować. Stąd ich gorycz i ból. Nam jest przykro, ale nie możemy i pomóc…-  

Moi rozmówcy opowiadają o jedenastoletnim, głuchoniewidomym chłopcu, Rafale, który trafił do Lasek w ubiegłym roku. Przedtem był w szkole we Wrocławiu i tam uznano go za umysłowo upośledzonego i skierowano do szkoły specjalnej. Po 2 - 3 tygodniach zaczęto się niepokoić, że coś jest nie w porządku z tym dzieckiem. Chłopiec znakomicie dawał sobie radę ze skomplikowanymi nawet zabawkami konstrukcyjnymi, co podważało tezę o upośledzeniu umysłowym. Trudno natomiast było z nim nawiązać kontakt. Po przeprowadzeniu specjalistycznych badań okazało się, że dziecko zupełnie nie słyszy. Powodem braku kontaktu było więc nie upośledzenie umysłowe, lecz głuchota. Teraz z Rafałem prowadzone są zajęcia indywidualne typu zabawowego i poznawczego. Mają one na celu usamodzielnienie chłopca, rozszerzenie jego wyobrażeń, nauczenie mowy do ręki.  

- I jeszcze jedna sprawa związana ze szkołą specjalną - mówi dyrektor Adamczyk. - Bardzo często rodzice kochający dziecko nie chcą zrozumieć, że jest ono upośledzone w stopniu umiarkowanym lub głębokim. Wydaje im się, że odchylenia w zachowaniu dziecka są spowodowane wyłącznie wadą wzroku. Nie przyjmują do wiadomości, że to upośledzenie umysłowe i dziecko wymaga zupełnie innych metod pracy niż te, które stosujemy w Laskach i dlatego nie możemy przyjąć tego dziecka do naszego ośrodka.  

- Dlaczego więc nie utworzycie szkoły życia tu, w Laskach?

- Przyczyna jest dość prosta - brak odpowiednich warunków lokalowych. Pomieszczeń w Laskach jest ciągle mało. Dotychczasową działalność prowadzimy z ogromnym wysiłkiem. Proszę sobie wyobrazić, że w internacie chłopców są 34 łóżka piętrowe, czego nie ma w innych zakładach. Można powiedzieć - postawcie nowy budynek , ale to niesie ze sobą ogromne koszty. Jest jeszcze inna sprawa. Wszystkie placówki w ośrodku laskowskim mają charakter dydaktyczny, natomiast szkoła miałaby opiekuńczy. A więc nie dydaktyka, a rozwijanie usprawnienia ogólnego i opieka. Radykalnie zmieniłby się charakter naszej pracy, a to by znaczyło, że trzeba przygotować nową kadrę. Przekraczałoby to i tak ogromną różnorodność zagadnień, którymi Laski się zajmują - od gospodarstwa rolnego, poprzez przedszkole, dwie szkoły podstawowe, pięć kierunków nauki zawodu do elektronicznych pomocy dla niewidomych. Nie jesteśmy w stanie opanować takiej ilości zagadnień i spraw. Kiedyś wysunęliśmy propozycję, że gdyby szkoła życia powstała na przykład na obrzeżach Warszawy, być może moglibyśmy się podjąć pracy w niej. Ale moim zdaniem zwiększanie różnorodności zagadnień na terenie zakładu jest ryzykowne. Każda z tych placówek wymaga specjalistycznego przygotowania. Jest jakiś próg różnorodności zainteresowań, którego przekroczyć nie można.  

- Powiedział Pan, Panie dyrektorze, że w Laskach pracuje 127 pedagogów - nauczycieli i wychowawców. Kim oni są? Czy trafili do Waszego ośrodka przypadkowo, czy też zakład szuka nauczycieli i wychowawców poprzez kontakt z uczelnią kształcącą tyflopedagogów?

- Problem kadry pedagogicznej jest złożony - mówi dyrektor Ośrodka Szkolno - Wychowawczego w Laskach , dr Andrzej Adamczyk.  

- Uczelnie, które przygotowują tyflopedagogów (Uniwersytet im. Marii Curie - Skłodowskiej  w Lublinie, a także Wyższa Szkoła Pedagogiki Specjalnej w Warszawie) kierują do nas studentów na praktyki i hospitacje. W ten sposób przyszli tyflopedagodzy poznają nasz ośrodek i jego potrzeby kadrowe. Niestety, z tego grona do Lasek trafia bardzo niewiele osób. Dlaczego ? Podstawową przyczyną są skromne warunki mieszkaniowe, które zakład może zaoferować. Nie wszystkim odpowiada mieszkanie w małym pokoiku bez wygód, tym bardziej , że często zgłaszają się do nas małżeństwa. Nauczycielom  i wychowawcom płacimy tak, jak w innych ośrodkach szkolno - wychowawczych, według Karty Nauczyciela.  

- Jak wobec tego radzicie sobie z personelem pedagogicznym? Czy są w tej chwili w Laskach wolne etaty?  

- Kadra nauczycielska jest w miarę ustabilizowana. Prawie wszyscy nauczyciele dojeżdżają z Warszawy. Bardziej złożona jest sprawa wychowawców, którzy pracują na zmiany. Przeważnie mieszkają on w Laskach, w tych małych pokoikach, bo trudno byłoby im dojeżdżać na godzinę szóstą rano lub wracać po 22. Pracowników pedagogicznych szukamy, poza praktykami uczelnianymi, poprzez Katolicki Uniwersytet Lubelski, komunikaty w „Tygodniku Powszechnym” oraz prywatne kontakty. W tej chwili wszystkie etaty pedagogiczne są zajęte.  

- Tak pozyskani wychowawcy, poza absolwentami tyflopedagogiki, nie są przygotowani do pracy z niewidomymi dziećmi. Jak rozwiązujecie ten problem?

- Wszyscy nowo przyjęci pracownicy pedagogiczni - mówi dr Andrzej Adamczyk - mają w sierpniu w Laskach dziesięciodniowe szkolenia na temat tyflopedagogiki, tyflologii, metod pracy z niewidomymi dziećmi, zakończone sesją. Od września do listopada nowo przyjęci pracownicy pedagogiczni mają hospitacje i pokazy w grupach doświadczonych wychowawców i nauczycieli. Kończy się to wszystko egzaminem z brajla i przeczytanych lektur. Po dwóch latach pracy w Laskach ci, którzy chcą, mogą studiować zaocznie tyflopedagogikę, a posiadający magisterium  (których jest u nas większość) - mogą rozpoczynać studia podyplomowe. W tym roku szkolnym 24 osoby studiują na studiach podyplomowych w WSPS.-  

Na pytanie o niewidomych i słabo widzących nauczycieli  i wychowawców wspólnie z dyrektorem Adamczykiem doliczyliśmy się dziesięciu takich osób. Nie jest to imponująca liczba. Czy taka sytuacja nie ma negatywnego wpływu na pracę z niewidomymi dziećmi? Ze względu na prawidłową rehabilitację i nauczanie tych dzieci, nauczycieli  - inwalidów wzroku nie powinno być więcej niż 50 procent personelu dydaktycznego, a Laskom bardzo daleko do tego wskaźnika. Pytam, dlaczego jest ich tak mało. Czy to niewidomi absolwenci nie garną się do pracy w Laskach, czy też zakład nie chce ich przyjmować?

Dyrektor Adamczyk przyznaje, że rzeczywiście powinno być więcej niewidomych nauczycieli, ale nie wychowawców, bo próby z ich zatrudnieniem nie powiodły się.  

- Planujemy zatrudnić niewidomych nauczycieli w klasach 3, 4 i 5 - mówi dr Adamczyk - by podnieść naukę brajla na wyższy poziom. W klasach młodszych nauczycielami powinni być widzący. Na pewno trzeba wyważyć proporcje między obiema grupami nauczycieli. Jeżeli zgłoszą się do nas niewidomi nauczyciele, odpowiednio przygotowani, którzy zgodzą się na bardzo skromne warunki mieszkaniowe w Laskach, a u nas będą wolne etaty, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby ich zatrudnić.  

- Jeżeli mówimy już o kadrze pedagogicznej - dodaje dyrektor Adamczyk - to warto w tym miejscu wspomnieć o niezmiernie ważnej sprawie w szkolnictwie specjalnym - o indywidualizacji nauczania. Sens pracy z dzieckiem polega na tym, żeby stworzyć warunki rozwoju jego możliwości fizycznych i psychicznych w dostępnej dla niego skali. Problem tkwi w tym, że stosowanie indywidualizacji, która jest absolutną koniecznością w szkolnictwie specjalnym, musi mieścić się w pewnych granicach, to znaczy, żeby mimo odstępstw od ogólnie przyjętego programu, uczeń posiadł minimum wymaganej wiedzy czy umiejętności. Trudno to każdorazowo precyzyjnie określić. Może to zrobić nauczyciel pracujący z dzieckiem, bo na bieżąco orientuje się, jakie ono robi postępy i zna jego możliwości.  Z pewnością nauczycielowi trudno jest pracować w klasie mającej 12 uczniów na pięć różnych programów nauczania z każdym dzieckiem inaczej. Indywidualizacja nauczania ma stworzyć lepsze warunki dzieciom kosztem dodatkowej pracy pedagoga. Nie może mieć miejsca sytuacja, w której nauczyciel   mający na przykład 4 programy nauczania w jednej klasie, przyjmuje za obowiązek ten najniższy, co oczywiście obniża poziom całej klasy.  

W Laskach są nauczyciele, którzy od lat w obrębie tej samej klasy prowadzą 2 - 3 programy nauczania. Dzięki temu wielu nawet bardzo słabych uczniów może skończyć szkołę zawodową. Dostosowanie wymagań do możliwości dziecka stwarza sytuację, w której zaczyna ono odnosić sukcesy. Niepowodzenia  prowadzą do utraty motywacji do nauki, a nie można prowadzić rewalidacji psychicznej i społecznej małego człowieka, który nie ma do tego motywacji. Nie chodzi o to, aby dziecko zagłaskać, ale trzeba mu dać minimum  szans powodzenia, nie przesadzając z tym, żeby było to nieustające pasmo sukcesów.  

Douczamy również indywidualnie tych, którzy chcą kontynuować naukę na wyższych uczelniach lub w szkołach podyplomowych. Najzdolniejsi absolwenci naszej szkoły podstawowej trafiają do średnich szkół masowych, o ile godzą się na to ich rodzice. Teraz nie możemy poszczycić się dużymi rezultatami w tej dziedzinie - tylko dwóch chłopców uczy się w warszawskich liceach ogólnokształcących dla widzących.  

- Wasz ośrodek ma bardzo duże tradycje muzyczne. Słynne były dawniej laskowskie zespoły i chóry, rozśpiewana młodzież. Jak teraz przedstawia się sytuacja w tej dziedzinie?

- Niestety, obecnie z wychowaniem muzycznym w Laskach nie jest dobrze. Zacznijmy od przedszkola - mówi Andrzej Adamczyk. - Odbywają się tu zajęcia umuzykalniające objęte programem - dzieci śpiewają, słuchają nagrań. Przedszkolaki mają też rytmikę, którą bardzo lubią. Cenimy te zajęcia, bo dają one dzieciom bardzo wiele, zwłaszcza jeśli chodzi o harmonię, koordynację ruchu. Do przedszkola przyjeżdża także nauczycielka muzyki, prowadząca ogólnorozwojowe zajęcia muzyczne.  

W szkole podstawowej wychowania muzycznego uczy absolwentka szkoły muzycznej. Dziewczynki mają rytmikę, też w sobotę. W internacie żeńskim działa chór dziewcząt młodszych.  

W internacie męskim istnieją trzy zespoły rockowe, ćwiczące we własnym zakresie, bo nie mamy dobrego instruktora. Od dwóch lat pracuje tu niewidomy absolwent praskiego konserwatorium, Franciszek Ślusarczyk, który sam przyznaje, że nauczanie nie jest jego pasją i od nowego roku z pewnością odejdzie z Lasek. Uczy on dziewczęta i chłopców indywidualnie gry na gitarach w zakresie elementarnym, a zaawansowanych uczy muzykografii.  

Inaczej wygląda wychowanie muzyczne w szkole specjalnej, gdzie zajęcia prowadzi Wacław Czyżycki, który skompletował bardzo duże instrumentarium. Robi to z wielkim zaangażowaniem. Dzieci w szkole specjalnej śpiewają dużo i chętnie. W internacie chłopców tej szkoły działa zespół instrumentalny, bardzo dobrze prowadzony przez wychowawcę - Krystiana Wypicha. W szkole specjalnej istnieje również chór mieszany.  

Podsumujmy więc - najlepiej wychowanie muzyczne wygląda w szkole specjalnej i internacie dziewcząt, dość dobrze - w przedszkolu, najgorzej - w internacie chłopców.  

- A jeśli znajdzie się uczeń z talentem muzycznym?

- Może się uczyć indywidualnie gry na instrumencie. Około 40 wychowanków wozimy do ogniska muzycznego w Warszawie, gdzie uczą się gry na fortepianie, akordeonie, gitarze.  W tej chwili nie mamy wybitnie uzdolnionych muzycznie uczniów, poza jednym gitarzystą, który jest bardzo słabym uczniem.  

Z wychowaniem muzycznym w Laskach nie jest tak źle, ale w stosunku do tradycji, które zakład ma, kiedy byli wybitni specjaliści, jak: Włodzimierz Dolański, Włodzimierz Bielajew, prof. Witold Friemann - pianista, Zofia Kozłowska - śpiew solowy czy Stefania Skiba prowadząca chóry, poziom jest o wiele niższy. Dziś nie ma tak wspaniałej kadry, wielka szkoda. Staramy się nie tracić nadziei, że kiedyś uda nam się pozyskać ludzi do tych zajęć. -

Do ośrodka szkolno - wychowawczego należy również czteroosobowa komórka badawczo - konstrukcyjna. Opracowuje ona elektroniczne pomoce dydaktyczne - od pomysłu, poprzez model, do krótkiej serii kilku czy kilkunastu sztuk. Dział ten ma na swym koncie sporo opracowań, między innymi kompas sygnalizujący dźwiękiem kierunek północny, elektroskop, w którym wychylenie kątowe wskazówki od pionu jest sygnalizowane dźwiękiem gamy, równia pochyła z odpowiednimi czujnikami fotoelektrycznymi, pozwalającymi mierzyć czas toczenia się ciał.  

Od dwóch lat dział konstrukcyjno - badawczy współpracuje  z Instytutem Biocybernetyki nad zastosowaniem mowy syntetycznej do urządzeń dla niewidomych. Owocem tej współpracy jest kalkulator podający odczyt mową syntetyczną oraz dwie maszyny do pisania z przystawką mówiącą. Urządzenie to zapamiętuje tekst pisany przez niewidomego na zwykłej maszynie i umożliwia wywołanie go z pamięci poprzez odczytanie za pomocą  mowy syntetycznej tekstu napisanego.  

Zakład w Laskach był budowany w miarę potrzeb i możliwości wykonawczych, a nie w sposób planowy, trudno więc mówić o funkcjonalności. Na jego terenie jest 60 budynków i budyneczków, niekiedy bardzo starych. Ich utrzymanie to sprawa ogromnie kłopotliwa. Samego koksu Laski zużywają w ciągu roku ponad 7500 tony. W zakładzie mieszka około 700 osób. Wydaje się tu codziennie około 800 obiadów. Są problemy z dobrą wodą pitną. Laski wymagają pewnej rozbudowy, modernizacji, ale przede wszystkim - ciągłej konserwacji.  

W ostatnich dziesięciu latach postawiono kilka nowych budynków: szpitalik, w którym mieści się laskowska służba zdrowia, Dom Przyjaciół Niewidomych, nową halę warsztatową.  

Szkoła, w której rozmawiamy - tak zwane „Jabłonki” - też została wybudowana niedawno. Jest to barak, budowa, jak mówi dyr. Adamczyk, bardzo tania, szybka i tandetna. Jej trwałość obliczono na 20 lat. Analogiczny barak, lepiej zrobiony, ale też barak - to nowa siedziba szkoły podstawowej, z ciasnymi klasami, w których z trudem mieści się 10 - 12 dzieci.  

W najbliższym czasie planuje się dokończenie kapitalnego remontu i przebudowy internatu chłopców, ukończenie oczyszczalni ścieków, rozpoczęcie budowy pomieszczenia dla biblioteki brajlowskie i budowę obiektów sportowych - to znaczy boiska i sal gimnastycznych. Trudno sobie wyobrazić, ale do tej  pory w laskowskim ośrodku nie ma tych podstawowych obiektów sportowych.  

- Na koniec chciałabym spytać o sprawę wzbudzającą najwięcej emocji i kontrowersji - o dary. Czy rzeczywiście opływacie we wszystkie dostatki, jak się powszechnie sądzi?

- Dary - to sprawa, która wymaga najwięcej wyjaśnień - mówi dyr. Adamczyk. - Od 1981 roku do Lasek zaczęły napływać duże ilości darów od środowisk chrześcijańskich i polonijnych, ale w trzech czwartych były one przeznaczone dla innych instytucji. Byliśmy tylko ośrodkiem przekazującym je przede wszystkim placówkom służby zdrowia. Dary przysparzały nam wiele pracy, powstał nawet specjalny dział, zajmujący się ich przyjmowaniem, rozładowywaniem i przekazywaniem do adresatów.  

Jeśli chodzi o dary dla dzieci i personelu w Laskach, to napływają one bardzo nieregularnie, na ogół z okazji świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocy. W ubiegłych latach uczniowie dostawali paczki odzieżowo - żywnościowe w zależności od sytuacji rodzinnej.  

Wyjątkową sprawą z dziedziny darów było pomyślne załatwienie sztucznej nerki. Mieliśmy wychowankę cierpiącą na niewydolność nerek, która, gdyby nie została poddana dializom, miałaby przed sobą 2 - 3 miesiące życia. Sztucznych nerek w Warszawie jest ciągle zbyt mało. Nasza wychowanka nie doczekałaby się dializ, które są przygotowaniem do transplantacji nerki. W ciągu kilku dni, dzięki życzliwości wielu osób i instytucji, sztuczna nerka - dar z RFN, znalazła się w klinice na Lindleya. Dziewczynka jest dializowana i jest nadzieja na przeszczep nerki.  

Jeśli chodzi o środki finansowe - dodaje dyr. Adamczyk - to chciałbym powiedzieć, że dobowy koszt utrzymania wychowanka wynosi 998 złotych, a z funduszów państwowych otrzymujemy tylko 380 złotych. Zarząd Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi musi wygospodarować różnicę, żeby można było prowadzić ośrodek. Gros brakujących pieniędzy wpływa do nas od osób prywatnych zamieszkałych między Bugiem a Odrą. Sumy są bardzo różne. Ponadto dostajemy pieniądze od Polaków mieszkający za granicą lub cudzoziemców, ale nie są to wpłaty tak duże, jakby się mogło wydawać (30 - 40 tysięcy dolarów rocznie). Te pieniądze przeznaczamy przede wszystkim na inwestycje. Dolarami nie płacimy. Mamy duże kłopoty finansowe. Co roku zaczynamy pracę z zaplanowanym deficytem, bo trudno przewidzieć, ile pieniędzy wpłynie z ofiar. Jesteśmy pewni, że będziemy mieli około 50 procent środków finansowych, a drugie 50 procent jest dosłownie w ręku Opatrzności.  

- Dziękujemy za rozmowę.  

       Pochodnia Marzec - kwiecień 1985