Co zrobiliśmy  

   30 maja br. minęła czwarta rocznica plenarnego posiedzenia Zarządu Głównego PZN, w czasie którego rezygnację z funkcji przewodniczącego złożył Tadeusz M. Natomiast 28 czerwca mija czwarta rocznica pierwszej części Nadzwyczajnego Zjazdu Delegatów. Był to bardzo trudny okres. Wysiłek władz Związku przyniósł jednak dobre rezultaty.  

Przede wszystkim spłacona została większość długów powstałych przed 1998 r. Związek uwolnił się od komorników, blokady kont bankowych, gróźb wyłączenia telefonów, ogrzewania, wody, energii elektrycznej itp. Nie ze wszystkich zobowiązań Związek już się uwolnił, ale pod tym względem, najgorsze ma poza sobą.  

Związek istnieje i jest zdolny do rozwiązywania problemów środowiska. Jest to sukces jego władz i wszystkich członków.  

W okresie ostatnich czterech lat powstały nowe problemy, nastąpiło poważne pogorszenie warunków działalności stowarzyszeń, w tym naszego Związku. Coraz trudniej uzyskać pieniądze na tę działalność. Ciągle trzeba walczyć o utrzymanie wcześniej przyznanych uprawnień. Nie zawsze walka ta kończy się sukcesem. Dzięki działalności Związku niekiedy coś się udaje. Obroniono zwolnienia od opłat abonamentu radiowego i telewizyjnego. Udało się uratować część uprawnień do bezpłatnych i ulgowych przejazdów kolejowymi i autobusowymi (PKS) środkami komunikacji publicznej. Jest szansa na odzyskanie dalszych ulg komunikacyjnych (Sejm już je uchwalił). Toczy się batalia o zachowanie uprawnień do wykonywania pracy zawodowej przy jednoczesnym pobieraniu świadczeń z ubezpieczeń społecznych.  

Nasza redakcja informuje o podejmowanych staraniach, o sukcesach i porażkach. Chcemy w ten sposób przybliżać Państwu problematykę środowiska, chcemy ułatwiać jej rozumienie i wpływ wszystkich członków na działalność naszego Związku. Chcemy pomagać działaczom w pełnieniu ich funkcji, w rozumieniu ich uprawnień oraz obowiązków i odpowiedzialności. Liczymy na Państwa życzliwość i  

współpracę.

 

Trzy wypowiedzi

Stanisław Kotowski

Mijają 4 lata od czasu rozpoczęcia przezwyciężania ciężkiego kryzysu, w jaki wpędziły PZN jego centralne władze. Zastanawiając się nad drogą, jaką Związek przebył, należy nieco uwagi poświęcić świadomości członków jego władz i osób znaczących w naszym środowisku. Pod koniec 2001 r. miałem okazję wysłuchać trzech wypowiedzi znanych osób. Myślę, że są one godne uwagi.

1. Jeden z byłych wiceprzewodniczących Zarządu Głównego PZN, gdy dowiedział się, że Związkowi znowu grożą komornicy za poręczenia udzielone w 1997 r. (z jego podpisem) powiedział: "Można mówić, że to stara ekipa. Ale było od cholery czasu, żeby tę sprawę załatwić."

Rzeczywiście, nie ci są winni, którzy Związek zepchnęli na skraj przepaści, tylko ci, którzy dość szybko nie potrafili naprawić ich błędów. Osobiście uważam, że z cudem graniczy to, iż nasz Związek jeszcze istnieje. No, ale może rzeczywiście, nie są winni ci, którzy prowadzili obłędną politykę. Może są winni ci, którzy jeszcze wszystkich długów nie pospłacali i nie wyplątali Związku ze wszystkich poręczeń. Dodajmy, że jeszcze hipotekami obłożony jest majątek Związku za kredyty poręczane przez byłe władze. Hipoteki na poważne kwoty ciążą na: Ośrodku Leczniczo-Rehabilitacyjnym w Ciechocinku, posiadłości w Luberadzu i na hali w Ostrowcu Świętokrzyskim.

 

2. Drugi z byłych wiceprzewodniczących Zarządu Głównego pod koniec ubiegłego roku zapytał mnie, czy będą jeszcze jakieś środki finansowe na wydawnictwa. Gdy mu odpowiedziałem, że nie ma możliwości uzyskania czegokolwiek w br., podniesionym głosem oświadczył, że on by nigdy nie dopuścił do takiego zmniejszenia finansowania wydawnictw. Czytelnicy wiedzą, że w 2000 roku PZN otrzymał na wydawnictwa 1.850.207 zł, a w 2001 r. tylko 810.000 zł. Po moim wyjaśnieniu, że obecnie nawet rozmawiać nie ma z kim o pieniądzach (zmiana Zarządu PFRON-u po wyborach parlamentarnych), pan były wiceprezes poradził, żebyśmy się podali do dymisji.

Szanowni Czytelnicy! Nie twierdzę, iż obecne Prezydium ZG składa się z idealnych osób. Nie twierdzę też, że ja jestem działaczem najwyższego lotu. Ale chyba to nie byli członkowie Prezydium ZG mają prawo do takiej krytyki. Najważniejsze jest jednak to, że ludzie ci nie czują się odpowiedzialni za popieranie prezesa Tadeusza M.

Przecież wszystkie nieudane spółki powołane były uchwałami byłego Zarządu Głównego. Przecież Prezydium ZG rekomendowało Zarządowi Głównemu powoływanie tych spółek. Przecież niemal na wszystkie poręczenia były uchwały Prezydium ZG. Kto na nie głosował? Czy tylko pan prezes Tadeusz M.?  

Szanowni Czytelnicy! Tyle powinno być odpowiedzialności, ile władzy. Rzecz jasna, że najwięcej społecznej władzy ma przewodniczący Zarządu Głównego - poprzedni przewodniczący miał również pełnię władzy administracyjnej. Zaraz po prezesie jednak, największa odpowiedzialność ciąży na wiceprzewodniczących i pozostałych członkach Prezydium ZG. Gdyby tak nie było, po co powoływać prezydium. Wystarczyłoby wybrać tylko przewodniczącego.

Oczywiście decyzje podejmowane są w sposób demokratyczny, w drodze głosowania. Ktoś może więc nie popierać jakiegoś wniosku i zostanie przegłosowany. Na tym polega demokracja. Nie oznacza to jednak, że nic już zrobić nie można.  

Jeżeli przegrywa się w jakiejś mniej ważnej sprawie, można machnąć ręką. Nie warto się upierać. Jeżeli jednak sprawa ma żywotne znaczenie dla Związku, dla niewidomych i słabowidzących i moje argumenty nie zostaną uznane, Prezydium podejmie uchwałę szkodliwą dla Związku, nie muszę się z tym godzić. Mogę i powinienem odwołać się do Zarządu Głównego. Za czasów prezesa Tadeusza M. chyba nigdy coś podobnego się nie zdarzyło. Całe Prezydium na plenarnych posiedzeniach Zarządu Głównego głosowało jak jeden mąż, tak jak chciał pan prezes. Nic mi nie wiadomo, żeby ktoś wyłamał się z tej zasady.  

Byli członkowie Prezydium ZG nie sprzeciwiali się, nie zgłaszali votum separatum, nie odwoływali się do Zarządu Głównego, wytrwali przy swoim wodzu do końca, dawali się wybierać na kolejne kadencje. Są więc odpowiedzialni za kryzys naszego Związku, kryzys tak głęboki, że do dzisiaj nie można się z nim uporać. Teraz niektórzy uważają, że sprawa przyschła i można już robić z siebie bohaterów?

W dalszej kolejności odpowiedzialność ponoszą członkowie Zarządu Głównego. Ich odpowiedzialność jest jednak mniejsza, gdyż mają mniejsze możliwości działania, rzadziej się spotykają, trudniej im dotrzeć do informacji itd. Ale również ponoszą odpowiedzialność. Nie powinni popierać jakiegoś wniosku tylko dlatego, że rekomenduje go Prezydium. Z satysfakcją stwierdzam, że obecny skład ZG stać na samodzielne zdanie i decyzje.  

Zrozumiałe jest, że ludzie chcą zrzucić z siebie odpowiedzialność. Znacznie gorsze wnioski można wyciągnąć z trzeciej wypowiedzi.

 

3. Były i aktualny członek Zarządu Głównego wyraził wielkie uznanie dla członków obecnego Prezydium ZG za to, że przegłosowali przewodniczącego w ważnej sprawie. Kolega ten stwierdził, że członkowie Prezydium wykazali się niezwykłą odwagą głosując przeciwko wnioskowi postawionemu przez przewodniczącego ZG.  

Dodam, że takich spraw było więcej. Prezydium nie jest monolitem, a decyzje zapadają w drodze głosowania. I to jest normalne. Tak chyba powinien pracować każdy organ kolektywny - zarząd koła, zarząd okręgu i jego prezydium, Zarząd Główny i jego Prezydium! Jeżeli ktoś uważa, że powinien głosować tak jak chce przewodniczący, a nie tak, jak dyktuje mu własny rozum i sumienie, powinien natychmiast zrezygnować z funkcji. Wyborcy obdarzyli go zaufaniem wierząc, że będzie działał dla ich dobra, a nie, że będzie koniecznie popierał przewodniczącego lub kogokolwiek innego.  

Jeżeli większość naszych działaczy również uważa, że trzeba odwagi, żeby głosować inaczej niż chce tego przewodniczący czy prezydium - biedny jest nasz Związek! Mam nadzieję, że tak nie jest, że jest to odosobniony pogląd.  

 

Drodzy Czytelnicy! Szanowni działacze wszystkich ogniw organizacyjnych naszego Związku! Zastanówcie się nad podobnymi problemami. To nasz Związek. To my za niego odpowiadamy, a nie tylko prezesi.  

bi6-2002